środa, 8 lipca 2015

RECENZJA: Speedy Ortiz - Foil Deer



WYTWÓRNIA: Carpark
WYDANE: 21 kwietnia 2015

Mało jest obecnie zespołów, które tak udanie kultywują muzycznego ducha amerykańskiego indie rocka z lat dziewięćdziesiątych. Jednym z takich składów jest Speedy Ortiz, którzy od The Death of Speedy Ortiz w 2011 roku, przez Major Arcana w 2013 i tegoroczne Foild Deer ładnie i udanie przenoszą słuchaczy w czasy najlepszych lat twórczych Pavement, Dinosaur Jr, Sonic Youth i tak dalej, i tak dalej. Robią to zajebiście. Czy ktoś mógł się zresztą spodziewać innego obrotu spraw? 

Nie.

Single promujące Foil Deer zapowiadały album dobry, żeby nie napisać: bardzo dobry. „Raising the Skate” to jeden z lepszych utworów Speedy Ortiz. Zadziorny wokal Sadie Dupuis, zmienna rytmika, chwytliwy refren, i kapitalna gitara pchają ten kawałek i zapowiadały wydawnictwo nietuzinkowe.  The Graduates” odsłaniała zgoła odmienną twarz Amerykanów. College'owo-popową, delikatną, sentymentalną i taką jednocześnie nastolatkową. Syntezatory w tle dodawały pewnej naiwności piosence, sprawiając, że kolejny singiel został idealnie dobrany do promocji Foil Deer. Pierwszorzędny przebój do każdej dobrej stacji radiowej i licealnej potańcówki w amerykańskim stylu, gdy już rodzice opuszczą dom na weekend. I w końcu  „Puffer” - kawałek tak mroczny, ciężki i tajemniczy, że prezentujący trzecią odsłonę Speedy Ortiz, trzecią ciekawą i wciągającą. I niesamowicie uwodzącą, bo śpiew Sadie właśnie taki tutaj jest - kontrastujący z chaotycznymi, przesterowanymi i rwanymi gitarami. Prosta perkusja dopełnia obrazu.

Dalej jest równie ciekawie, bo nadal różnorodnie. Z jednej strony podchodzące pod psychoballadę „Dot X” ze zrezygnowaną Dupuis, z drugiej kolejny teenage'owy hymn pod postacią „Swell Content”, z radosną melodią, powerpopowym refrenem, ninetiesowymi solówkami i nieskrępowaną perką. Klasyka gatunku. To samo można zresztą napisać o pozostałych utworach, które skrupulatnie budują napięcie, by w pewnym momencie wybuchnąć (zatracone yeah w „My Dead Girl”, wyciszona końcówka z porwanymi riffami w „Ginger” czy ściszanie głosu pod rozdygotaną solówkę podczas wybrzmiewania „Mister Difficult”, które jest jedną z najsmutniejszych kompozycji na płycie). To jednak nic w porównaniu z falsetem Sadie w zamykającym wydawnictwo „Dvrk Wrld” - utworze tak złożonym i ciekawym, że aż żal, że to koniec. A wszystko przez te zmiany, nagłe zwroty w melodyce, w tempie, w śpiewie, po prostu we wszystkim. Tak powinno się kończyć dobre płyty i Speedy Ortiz z tego skorzystali.

I'm not bossy, I'm the boss. Shooter, not the shot. On the tip and fit to execute. I'm chief, not the overthrown. Captain, not a crony. So if you wanna row, you better have an awfully big boat śpiewa Sadie Dupuis i jest to jedna z wielu zabaw słownych, która liderce Speedy Ortiz wychodzi z gracją i luzem. Drugą są gitarowe solówki, które na Foil Deer stanowią mocny punkt formacji z Massachusetts i tak było od pierwszej płyty. Na nowym wydawnictwie Amerykanie znowu mieszają post-punkowe hymny z delikatnymi balladami, z akcentem jednak na agresywne i dynamiczne melodie, czasami zahaczające o stonerowe riffy, jak w przypadku „Homonovus” (rewelacyjnie agresywny refren z wykrzyczanym Honestly, you’re bad at it. I like you anyway. Rolling with pulled punches and tepid identities. Excuse me, Miss Lady. Won’t you excuse me this morphism?). Tym, co stanowi o jakości Foil Deer, jest jego wielowarstwowość. Major Arcana z miejsca odbierało się jako płytę mocną i mroczną, momentami ciężką, ale jednocześnie arcyciekawą. Z tegorocznym wydawnictwem jest zgoła inaczej. Tutaj każdy odsłuch albumu, każde odtworzenie piosenki dostarcza nowych doznań. Początkowo tak, jest jak na Major Arcana - ciężko, niekiedy pesymistycznie, o iście czarnym wydźwięku, masywnie. Ale piosenkowa formuła każdego utworu dobija się z kolejnym włączeniem nagrania. Ta płyta niemal ewoluuje, taką ma kluczową cechę, bo gdy pierwotnie w niektórych kawałkach rządzi chaos i momentalna kakofonia, z czasem wyłapie się te delikatniejsze, bardziej przemyślane rozwiązania („Dot X”). To naprawdę fajne, tak za każdym razem odkrywać album na nowo. A Speedy Ortiz udowadniają od kilku lat, że zaliczają się do czołówki postpunkowo-indierockowej sceny ze Stanów. Ba, w ogóle. 


***

8

Piotr Strzemieczy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.