W Festiwalowej odpytce o organizacji Audioriver opowiada Łukasz Napora, współorganizator płockiego festiwalu, który w lipcu świętować będzie swoją dziesiątą edycję.
Którą edycję festiwalu w tym roku organizujecie?
Łukasz Napora: Dziesiątą.
Ilu artystów będzie liczyć finalnie line-up
tegorocznej edycji?
Jeszcze dokładnie nie
wiemy, ale około 90.
Kto przyjeżdża na Wasz festiwal?
Zarówno zagorzali fani i
znawcy elektroniki, jak i osoby, które dopiero zaczynają się tym światem
interesować.
Czym się kierujecie, dobierając artystów do
line-upu?
Program jest zawsze
efektem dyskusji kilku osób. Nasz gust jest kluczowy, ale bierzemy też pod
uwagę sugestie naszych fanów oraz to, co aktualnie dzieje się na scenie
muzycznej.
Największe urwanie głowy związane z organizacją
festiwalu?
Każdy z organizatorów ma
inne. Piotr Orlicz-Rabiega ma w trakcie festiwalu, bo to on koordynuje całą
logistykę. Leon jest odpowiedzialny za kontakty z agentami artystów, więc im
bliżej Audioriver, tym bardziej rośnie mu segregator z riderami, lotami itd. Ja
w marketingu mam urwanie kilka razy w roku – średnio co dwa, trzy miesiące
(śmiech).
Największa radość związana z organizacją
festiwalu?
Kiedyś najbardziej nas
cieszyło to, że ludzie chcą do nas przyjeżdżać i że udało nam się wyprzedać
dwie edycje z rzędu. Teraz chyba coraz bardziej zależy nam na tym, żeby wielkie
gwiazdy, jakie sprowadzamy, spełniały pokładane w nich oczekiwania. Muzyka jest
najważniejsza.
Duży sponsor w nazwie festiwalu: tak czy nie?
Nie mielibyśmy z tym
problemu i oferowaliśmy to wielu markom. Tanio jednak skóry nie zamierzaliśmy
nigdy sprzedać i chyba dlatego nigdy do tego nie doszło.
Najtrudniejsze negocjacje mieliście z...
„Negocjacje” to
nienajlepsze słowo w kontekście gwiazd, bo sugeruje, że promotorzy mają duży
wpływ na finalną cenę. Coś tam czasem da się „urwać”, ale w obecnej sytuacji,
gdy gwiazda przebiera w ofertach, jak nie chcesz dać tyle, ile żąda, to jedzie
gdzie indziej. Często ceny idą wręcz w górę, a nie w dół, bo agent mówi
„słuchajcie, chcemy przyjechać do was, ale musicie coś dorzucić, bo mamy wyższą
kontrofertę”.
Najdziwniejsze widzimisię artysty w riderze?
Odpukać, nasze gwiazdy są
na razie w miarę normalne (śmiech).
Polscy artyści jako zapchajdziury czy gwiazdy głównych
scen?
Ani jedno, ani drugie. To
ważne punkty programu, ale nie oszukujmy się – zdecydowana większość
publiczności Audioriver przyjeżdża dla zagranicznych gwiazd. Umieszczanie w
tzw. prime timie zespołu, który co roku robi trasę po kilkunastu polskich
miastach, byłoby sztuczne i na siłę.
Na co absolutnie nie można sobie pozwolić,
organizując festiwal?
Jest wiele takich rzeczy,
ale moim zdaniem, nie można sobie pozwolić na słabe nagłośnienie. Jak ściągasz
gwiazdy, to nie psuj tego beznadziejnym sprzętem.
Czy festiwal musi równać się pole namiotowe?
Absolutnie nie, choć baza
noclegowa w Płocku nie pomieści wszystkich naszych gości i dla wielu osób pole
namiotowe jest koniecznością.
Jaki jest udział mediów w działalności festiwalu?
Współpraca z mediami na
zasadach PR była zawsze podstawą komunikacji Audioriver. Nie mamy budżetów na
wielkie kampanie reklamowe, a jednak udało nam się zbudować ważną pozycję. To
dlatego, że mieliśmy zawsze dobry program i coś ciekawego przy tym do
powiedzenia. Media bardzo pomagają, by te informacje dostawały się do szerszej
świadomości.
Festiwal zimą - da się czy się nie da?
Marzy nam się, ale wciąż
brakuje sił. Trzymajcie kciuki.
Jak zachęcisz czytelników do udziału w tegorocznej
edycji festu?
Bardzo się staramy, by
10. edycja była naprawdę wyjątkowa. Po cichu mam nadzieję, że widać to po
ogłoszonym jak dotąd programie i szczególnie zachęcać już
nie muszę.
***
rozmawiali: Agnieszka Strzemieczna i Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.