środa, 4 marca 2015

WYWIAD: Daniel Szlajnda (Daniel Drumz)

Daniel Drumz, fot. Filip Blank/mat. prasowe
Jeżeli w ostatnich latach byliście na choć jednej klubowej imprezie, która nie sprowadzała się do odegrania topu radia eska, to na pewno, nawet nieświadomie, tupaliście nogą do kawałka, w którym Daniel maczał palce. Na polskiej scenie naprawdę niewiele jest osób chociaż w zbliżonym stopniu świadomych własnego brzmienia. Debiutancki album Daniela Drumza Untold Stories, wydany na winylu sumptem U Know Me Records, to pozycja, której zwyczajnie nie wypada nie mieć w domowej kolekcji płyt.

Jak zrodził się pomysł, by po tylu latach obecności na scenie, nagrać i wydać płytę? Dlaczego właśnie teraz?

Dopiero teraz była tak potrzeba. Nagrywanie albumu na siłę zupełnie nie ma sensu. W przypadku Untold Stories wiedziałem, że całość nie może mieć krótszej formy, ponieważ numery byłyby wyrwane z kontekstu.

Untold Stories, oprócz wersji cyfrowej, wydane zostało na winylu, co jest kontynuacją polityki konsekwentnie realizowanej przez wydawcę albumu - U Know Me Records. Wierzysz w wielkie odrodzenie czarnych płyt, powrót do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy każdy miał przynajmniej kilkadziesiąt pozycji w swojej kolekcji, które potem katował na przejmowanym z pokolenia na pokolenie kompaktowym gramofonie Bambino? Wiem, że dla Ciebie, jako kolekcjonera płyt, jest to szczególnie trudne pytanie...

O takim powrocie z wielu powodów nie ma mowy i też nie jest to jakoś specjalnie potrzebne. Myślę, że sam fakt, że w roku 2015 nadal tłoczy się winyle, mówi sporo o sile tego nośnika.

A jak to jest ze świadomością odbiorców muzyki w Polsce? Istnieje takie coś jak wyrafinowany gust, określone oczekiwania? Pytam, bo odnoszę coraz większe wrażenie, że jest z tym problem, bo ludzie kupują i lubią głównie to, co mówi im się, żeby polubili.

Grupa ludzi, którzy interesują się muzyką jest całkiem nieźle zorientowana. Inna sprawa, że to raczej dość mała grupa. Ale książek też się tutaj dużo nie czyta, więc nie jest to chyba problem tylko sfery muzycznej, a raczej ogólnie - kulturalnej.

Czy w takim razie z muzyki da się w naszym kraju wyżyć? Czy wpisanie do rubryki „wykonywany zawód - muzyk” jest możliwe ze wszystkimi tego konsekwencjami?

Momentami jest sporo walki, ale tak - można.

Twoje płyty sprzedają się nie tylko w Polsce. Jaki jest Twój sposób, by dotrzeć do publiki osadzonej w zupełnie innej kulturze, jak na przykład w Tokio? Czy imprezy typu Boiler Room, z globalnym streamingiem, są w tym pomocne?

Pasowałoby zacząć od tego, że nakłady tych płyt wcale nie są duże, więc i ta sprzedaż to nie są nie wiadomo jakie ilości. Boiler Room ma całkiem niezły zasięg, ale też setów pojawia się tam ostatnio tak dużo, że nie sposób tego śledzić. Japończycy od dawna są bardzo ciekawi muzyki z USA i Europy, sporo szukają na własną rękę. Nie bez znaczenia może być też fakt, że seria Electric Relaxation została tam swego czasu bardzo ciepło przyjęta. Zawsze miałem bardzo dobre zdanie o guście muzycznym Japończyków.

Untold Stories zostało zmasterowane przez Mikołaja Bugajaka. Jak Wam się ze sobą współpracowało? Od chłopaków z zespołu Psychocukier, których album Diamenty też produkował i miksował Mikołaj, słyszałem same pochwały.

Ja wiedziałem mniej więcej, czego mogę się spodziewać po masteringu u Mikołaja - właśnie dlatego poszedłem z tym do niego. Biorąc pod uwagę, że był to okres ostatnich prac nad płytą HV/Noon - jestem zaskoczony że wszystko poszło tak gładko. Sporo śladów na albumie to analogowe syntezatory i sample. Wiedziałem, że Mikołaj zachowa ich charakter, na czym bardzo mi zależało.

Jak dużą rolę odgrywa w nagrywaniu albumu z muzyką odpowiedni dobór osoby, która zajmie się masteringiem? Duża część odbiorców muzyki w ogóle nie jest świadoma, że coś takiego się odbywa. Na którym miejscu, w szeregu z wydawcą, kompozytorem, songwriterem, umieściłbyś osobę masterującą materiał?

Zależy to nieco od końcowego efektu, jaki chce się otrzymać. Natomiast nawet bardzo dobry numer można zepsuć złym miksem i masterem.

A jaki wpływ ma na tworzoną muzykę miejsce, w którym się przebywa? Nie mówię tu o ekstremalnych sytuacjach, kiedy życie w skrajnie nieprzyjaznych warunkach wyciska piętno i jest główną treścią i przyczyną tworzenia muzyki, ale o mieście, w którym się mieszka, gronie znajomych, którzy Cię w tym mieście otaczają. Czy Kraków sam w sobie jest dla Ciebie dużą inspiracją?

Kraków totalnie mnie zdefiniował. Kraków i ludzie, których tu poznałem. Nagranie albumu Untold Stories możliwe było tylko w Krakowie.

W którym miejscu muzycznej sceny umieściłbyś siebie? Mimo że Twojej muzyce bliżej do elektroniki, to nadal jesteś głęboko zakorzeniony w hip hopie. W kwestii podziału ról natomiast widzisz siebie bardziej jako producenta, remixera, twórcę?

Nie widzę już tak dużych różnic pomiędzy różnymi gatunkami muzyki jak kiedyś. W tej chwili ta segregacja mało mnie interesuje.

Czy czujesz się spełniony na polu muzycznym? Masz jakieś muzyczne marzenia czy kilkunastoletnia obecność na scenie nauczyła Cię, że nie ma co marzyć, a lepiej realnie planować?

Więcej ruchów, a mniej pierdolenia”

Jaka muzyka, poza Twoją własną, siedzi teraz w Twojej głowie? Jakie nowości, albo muzyczne pewniaki poleciłbyś słuchaczom? A mówiąc bardziej wprost, czego słucha Daniel Szlajnda?

Sporo rzeczy, których słucham prezentuję w klubach lub podczas Electric Relaxation Show w Off Radio Kraków. Zapraszam!

Rozmawiał Miłosz Karbowski

POLECAMY LEKTURĘ: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.