środa, 24 grudnia 2014

RECENZJA: Lone - Reality Testing



WYTWÓRNIA: R&S
WYDANE: 13 czerwca 2014

Produkować zaczął w domowym zaciszu, z słuchawkami na uszach i miłością do hip-hopu, ninetiesowego hardcore'u i elektroniki. Szybko znalazł swój złoty środek, który od 2007 roku szlifuje w najlepsze. Siedem lat wydawania płyt umocniło Matta Cutlera, przez co Lone'a stawia się teraz na równi z takimi producentami jak Kode9, James Holden, Rustie czy Hudson Mohawke.

Doborowe towarzystwo i, trzeba od razu przyznać, nieprzypadkowe. Cudownych dzieciaków brytyjskiej elektroniki było już dość sporo. Niektórzy wybili się bardziej, niektórzy mniej. O niektórych cały czas jest głośno, inni zabłysnęli, by za chwilę zgasnąć. Lone, wydawać się może, robi jednak swoje, poprawiając tu i ówdzie to, co wcześniej trochę zawadzało w jego nagraniach. O co chodzi? O bijące jeszcze z czasów Ecstasy And Friends czy Lemurian zbytnie zapożyczenia z twórczości Boards of Canada, które - nie ukrywam - na dłuższą metę raziły. Życie w końcu uczy i o Reality Testing można mówić jak o chyba w końcu dojrzałym albumie Cutlera. Najbardziej dopracowanym i tym najbardziej spójnym. Bo ten materiał broni się sam. Przez całą długość trwania.

Lone nie odchodzi od tego, co sprawdziło się na Galaxy Garden dwa lata temu. Nadal stawia na taneczną elektronikę, którą w najlepsze miesza z dreampopowym rozmarzeniem, syntezatorami wyjętymi ze space-disco i wciąż aktualnymi zamiłowaniami do Madlibowych bitów. Kosmos?

Poniekąd, bo z jednej strony mamy szaleńcze, utrzymane w brzmieniu Detroit techno parkietowe wymiatacze (wrzucony w ubiegłym roku do internetu jako luźny track/odległą zapowiedź płyty „Airglow Fires”, najżywszy na płycie „Vengeance Video” lub równie przebojowe „Restless City”), z drugiej zaś nagrania po prostu płynące swoim własnym, uchwyconym w mocno slo-mo tempie. Tych kawałków, które niejako testują rzeczywistość Lone'a, jest na najnowszym długograju więcej. „Meeker Warm Energy” żyje swoim spokojnym życiem, gdzieniegdzie (w bicie) przejawiając hip-hopowe zamiłowania Cutlera. Ciepłe klawisze i unosząca się nad Reality Testing aura senności w dobitny sposób ukazują charakterystykę wydawnictwa. Płyta jest mocno rozmarzona, momentami ślamazarna, a o takich kawałkach jak „Coincidences” czy niemal smooth jazzowym „Jaded” mówi się, że dryfują.

Jednak żeby nie usnąć, Lone stara się nawet w te balladowe kompozycje włożyć trochę rave'owego ducha. Pełnymi jaskrawych barw klawiszami pobrzmiewa momentami „Aurora Northern Quartet”, a „2 is 8” przenosi słuchaczy gdzieś do Nowego Jorku lat dziewięćdziesiątych. I gdyby wyciąć syntezatory i wrzucić kogoś za mikrofonem, ten kawałek spokojnie mógłby się znaleźć na Pinacie Madliba i Freddie'ego Gibbsa. Mocno eterycznie, ale jednocześnie niesamowicie tanecznie prezentuje się „Begin to Begin”, b-side do singlowego „Airglow Fires”. Tutaj właśnie przejawia się - kolejny zresztą raz - producencki geniusz Matta Cutlera. Brytyjczyk, który obecnie rezyduje w Manchesterze wie, jak w udany sposób połączyć ze sobą brzmienie techno z tym leniwym, ciągnącym się jak lista sponsorów i partnerów w hip-hopowych teledyskach dreampopie. Dlatego Reality Testing jawi się jako swoista stagnacja, utwierdzenie do czegoś stałego, a z drugiej punktuje swoją nieokiełznaną momentami nieokrzesanością. I chociaż można ten album odbierać jako leniwego kuzyna Galaxy Garden, to jednocześnie Lone udowadnia nim swoją dojrzałość producencką.

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.