W kraju, w którym dziennikarstwo muzyczne w dużej
mierze opiera się na porównaniu do Joy Division, nie jest łatwo nagrać płytę z
coverami utworów zespołu z Manchesteru. Tym trudniej nagrać taki album w kraju,
w którym najczęstszym motywem tatuażu (zaraz po symbolu nieskończoności i dmuchawcu, bo tribale się nie liczą!) jest
motyw z okładki Unknown Pleasures. Nie musicie wypominać –
doskonale wiemy, że album supergrupy Heart & Soul miał premierę dobry rok
temu. Powracamy jednak do niego nieprzypadkowo i w myśl zasady, że każda okazja
jest dobra, by napisać o dobrej muzyce, niemal w przeddzień urodzin perkusisty
Joy Division – Stephena Morrisa, oddajemy w Wasze ręce recenzję cover albumu,
jakiego polska scena jeszcze nie słyszała.
Klasyki
Joy Division, jakie wzięli na warsztat Bodek Pezda i Sławomir Leniart to
prawdziwe sztandary muzyki gitarowej. Nie ma sensu wdawać się w polemikę, czy
to świętość, której nie powinno się tykać, czy też nie. Jedno jest pewne – z
udziałem zaproszonych gości album naprawdę robi spore wrażenie. Podczas
rozpoczynającego płytę utworu „The Eternal”, hipnotyzujący wokal Hani
Malarowskiej wprowadza w nastrój skupienia. Z chwilowej melancholii
przechodzimy płynnie do oryginalnie pełnego muzycznej agresji kawałka
„Transmission”, który ze zgromadzonych siedmiu pozycji chyba najbardziej
odpowiada wersji pierwotnej.
Na
płycie pojawiają się też dość śmiałe interpretacje, jak ta z udziałem Łukasza
Lacha, szerzej znanego z występów w L.Stadt. Uwspółcześnione „A Means To An
End” w zestawie z bardzo charakterystyczną dla Lacha manierą wokalną zwraca
uwagę, jednak radykałów i joydivisionowych purystów może przyprawić o zawał.
Żeby było jasne – mnie bardzo odpowiada. Nie przekonuje natomiast „Dead Souls”,
ale przecież chyba jeszcze nie znalazł się taki, co by każdemu dogodził. W
przypadku cover–albumów istnieje jednak cienka granica między twórczą
interpretacją a profanacją, która w moim odczuciu w tym przypadku została
przekroczona. Jasne, że projekt nie miałby racji bytu, gdyby wiernie oddawał
to, co słyszymy na oryginalnych nagraniach, jednak jak się okazuje można zrobić
to inaczej, a z ogromnym smakiem. „Passover” niech będzie na to przykładem.
Dobre
płyty zazwyczaj mają to do siebie, że zakończenie przychodzi szybciej, niż
moglibyśmy przypuszczać. Siódmym i ostatnim na liście Heart & Soul jest
utwór, który nie tak dawno miał swoją uroczystą premierę radiową. Nie wiem
jeszcze, jaka spotka mnie za to kara, ale niech stracę - „Decades” z udziałem
Rykardy Parasol wokalnie bije na głowę oryginał. To wymarzone zakończenie tej
krótkiej, acz intensywnej relacji z muzyką Joy Division. To utwór kompletny, z
którym warto spędzić niejeden wieczór.
Heart
& Soul pokazuje, że do klasyków, które dla wielu słuchaczy są obiektem
kultu, można podejść w sposób nowatorski, jednocześnie nie obrażając „uczuć
religijnych” najzagorzalszych wyznawców. Zbiór, jaki zafundowali we współpracy
z artystami, znaczącymi dla polskiej sceny muzycznej coraz więcej, bez kompleksów
może obrać kierunek na zachód łamiąc serca nie tylko polskiej publiczności.
7
Miłosz Karbowski
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.