środa, 22 października 2014

RECENZJA: Heart & Soul - Heart & Soul presents songs of Joy Division



WYTWÓRNIA: 2.47 Records
WYDANE: 12 listopada 2013

W kraju, w którym dziennikarstwo muzyczne w dużej mierze opiera się na porównaniu do Joy Division, nie jest łatwo nagrać płytę z coverami utworów zespołu z Manchesteru. Tym trudniej nagrać taki album w kraju, w którym najczęstszym motywem tatuażu (zaraz po symbolu nieskończoności i  dmuchawcu, bo tribale się nie liczą!) jest motyw z okładki Unknown Pleasures. Nie musicie wypominać – doskonale wiemy, że album supergrupy Heart & Soul miał premierę dobry rok temu. Powracamy jednak do niego nieprzypadkowo i w myśl zasady, że każda okazja jest dobra, by napisać o dobrej muzyce, niemal w przeddzień urodzin perkusisty Joy Division – Stephena Morrisa, oddajemy w Wasze ręce recenzję cover albumu, jakiego polska scena jeszcze nie słyszała.

Klasyki Joy Division, jakie wzięli na warsztat Bodek Pezda i Sławomir Leniart to prawdziwe sztandary muzyki gitarowej. Nie ma sensu wdawać się w polemikę, czy to świętość, której nie powinno się tykać, czy też nie. Jedno jest pewne – z udziałem zaproszonych gości album naprawdę robi spore wrażenie. Podczas rozpoczynającego płytę utworu „The Eternal”, hipnotyzujący wokal Hani Malarowskiej wprowadza w nastrój skupienia. Z chwilowej melancholii przechodzimy płynnie do oryginalnie pełnego muzycznej agresji kawałka „Transmission”, który ze zgromadzonych siedmiu pozycji chyba najbardziej odpowiada wersji pierwotnej.

Na płycie pojawiają się też dość śmiałe interpretacje, jak ta z udziałem Łukasza Lacha, szerzej znanego z występów w L.Stadt. Uwspółcześnione „A Means To An End” w zestawie z bardzo charakterystyczną dla Lacha manierą wokalną zwraca uwagę, jednak radykałów i joydivisionowych purystów może przyprawić o zawał. Żeby było jasne – mnie bardzo odpowiada. Nie przekonuje natomiast „Dead Souls”, ale przecież chyba jeszcze nie znalazł się taki, co by każdemu dogodził. W przypadku cover–albumów istnieje jednak cienka granica między twórczą interpretacją a profanacją, która w moim odczuciu w tym przypadku została przekroczona. Jasne, że projekt nie miałby racji bytu, gdyby wiernie oddawał to, co słyszymy na oryginalnych nagraniach, jednak jak się okazuje można zrobić to inaczej, a z ogromnym smakiem. „Passover” niech będzie na to przykładem.

Dobre płyty zazwyczaj mają to do siebie, że zakończenie przychodzi szybciej, niż moglibyśmy przypuszczać. Siódmym i ostatnim na liście Heart & Soul jest utwór, który nie tak dawno miał swoją uroczystą premierę radiową. Nie wiem jeszcze, jaka spotka mnie za to kara, ale niech stracę - „Decades” z udziałem Rykardy Parasol wokalnie bije na głowę oryginał. To wymarzone zakończenie tej krótkiej, acz intensywnej relacji z muzyką Joy Division. To utwór kompletny, z którym warto spędzić niejeden wieczór.

Heart & Soul pokazuje, że do klasyków, które dla wielu słuchaczy są obiektem kultu, można podejść w sposób nowatorski, jednocześnie nie obrażając „uczuć religijnych” najzagorzalszych wyznawców. Zbiór, jaki zafundowali we współpracy z artystami, znaczącymi dla polskiej sceny muzycznej coraz więcej, bez kompleksów może obrać kierunek na zachód łamiąc serca nie tylko polskiej publiczności.

7

Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.