WYTWÓRNIA: Fundacja
Kaisera Söze
WYDANE: 3
Lipca 2014
To
będzie sztampowe intro, ale trudno. Nie jestem fanem kompilacji.
Zwłaszcza dziś, gdy każdy może bawić się w kompilowanie
za pomocą Spotify czy nawet YouTube, idea zbierania przeróżnych
utworów i wydawania ich jako albumy wydaje się coraz mniej
interesująca. Ale zdarzają się też wyjątki, których istnienie
rzeczywiście jest potrzebne i faktycznie wnosi coś nowego. Takim
właśnie wyjątkiem jest Archiwum
Lubelskiego Undergroundu 1994-2005
— dźwiękowy zapis niezwykle istotnego okresu dla lubelskiej
muzyki niezależnej, pokazujący, że wbrew pozorom, w tym regionie
Polski również sporo działo się, jeżeli chodzi o wartościową
muzykę. W nocie wydawniczej czytamy: „Ważne
dziedzictwo muzycznej kultury niezależnej Lublina doczekało się
odkrycia, digitalizacji i upowszechnienia!” — więc już sam
fakt ukazania się tego zestawu potwierdza słuszność i wartość
całej inicjatywy.
Ale
trzeba zaznaczyć, że nie byłoby całej sprawy, gdyby nie
zaangażowanie Renaty Kamoli, a więc osoby, która jest
odpowiedzialna za cały koncept i selekcję utworów na kompilacji.
Oczywiście, najważniejsze są same zespoły (choć warto
podkreślić, że tracklista jest naprawdę świetnie przemyślana,
bo zaczyna się od gitarowych kawałków, potem klimat ulega zmianie
— pojawiają się improwizacyjne momenty, a na samym końcu
rozbrzmiewają dźwięki elektroniczne), o istnieniu których mało
kto wiedział, ponieważ ich piosenki czy utwory nie były wydawane
tradycyjną drogą, tylko krążyły w obiegu nielicznej grupki
wtajemniczonych. Wydaje się, że ta swoista próba uratowania od
zapomnienia zarówno zespołów, jak i tego konkretnego momentu,
zdecydowanie się powiodła. Tak więc lokalni miłośnicy muzyki
ambitnej i niezależnej po raz kolejny powinni być wdzięczni
Renacie Kamoli, bo ALU to tylko jeden z jej projektów —
trzeba pamiętać, że to właśnie ta postać jest odpowiedzialna za
produkcję świetnego festiwalu KODY,
a przykładów znalazłoby się jeszcze więcej. Ale wróćmy jeszcze
do zawartości Archiwum Lubelskiego Undergroundu.
To
bardzo eklektyczny zestaw, bo na jednym krążku możemy posłuchać
okraszonej sitarem, hippisowskiej opowieści More Experience,
brudnego, szorstkiego jak papier ścierny, lo-fi'owego grunge'u
Ronette Pulaski czy trudnej do jednoznacznej klasyfikacji,
krautrockowo-jazzowej improwizacji z futurystycznym posmakiem,
reprezentowanej przez Futurę. I jak to jest z kompilacjami —
każdemu spodoba się coś innego. Jeśli chodzi o mnie, to stawiam
na Aeroplan i ich wciągający, melodyjny grunge ze świetnymi
partiami basu, potem na Stodołę razy dwa, czyli ich chwytliwy,
narracyjnie inteligentny gitarowy kawałek „Ten
człowiek już nie żyje” (ciekawe, że
zespołowi udało się połączyć aranżacyjne wyluzowanie z mało
radosnym przecież tekstem) i jeszcze bardziej poetycki (dzięki
tekstowi Kamoli) utwór „Krakowskie
Gołebie”,
brzmiący jak pozbawiony żartu numer Kur. Nie mogę pominąć Naczyń
i ich EPICKIEGO, trwającego prawie czternaście minut,
psychodelicznego odjazdu „FK”, intrygującego, kosmicznego
free-krautrocka formacji Do Świtu Grali, gdzie padają słowa: Dawno, dawno temu, za siedmioma taktami, za siedmioma
dźwiękami, wszyscy słyszeli tę samą muzykę, dalej
opartego na krwistym, funkowym groove'ie kawałka Plasteliny i
kończącego cały album, przywołującego skojarzenia ze
Squarepusherem czy Venetian Snares, utworu duetu Ślepcy. Jak widać,
jest z czego wybierać.
Ale
wiadomo, kompilacje rządzą się swoimi prawami, więc chyba
niemożliwe jest stworzenie takiego amalgamatu, który zadowalałby
każdym punktem na liście utworów. Archiwum
Lubelskiego Undergroundu
nie jest wyjątkiem od tej prawidłowości, ale nie mogę powiedzieć,
że którykolwiek z utworów jest kiepski czy bezwartościowy — ta
kolekcja stanowi nie tylko świetną pamiątkę prężnego okresu
lubelskiego podziemia, ale to przede wszystkim prawie osiemdziesiąt
minut świetnej muzyki, która, jak się okazuje, dziś również
brzmi wzorowo.
7
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.