sobota, 20 września 2014

RECENZJA: The New Pornographers - Brill Bruisers



WYTWÓRNIA: Matador/Sonic Records
WYDANE: 26 sierpnia 2014
KUP: Sonic Records (CD / Vinyl)

Zaprawionym w niezalowych bojach fanom tej brygady przedstawiać nie trzeba. To jedna z tych ekip, o której z powodzeniem można powiedzieć supergrupa. Ale to już przecież wiecie. Wiecie też, że nad zespołem unosi się cień kapitalnego debiutu Mass Romantic, powerpopowego huraganu, a zarazem szczytowego osiągnięcia A. C. Newmana & co. I to jest właśnie problem tych gości, bo czego by nie nagrali, zawsze trzeba to będzie odnieść do pierwszej długogrającej pozycji w ich dysce. A jeszcze gorsze jest to, że za każdym razem najnowsza propozycja przegrywa z kretesem ten pojedynek. Nie inaczej jest oczywiście z Brill Bruisers.

Co nie jest zaskoczeniem, pieczę nad materiałem przejął Newman (dziesięć kompozycji), a swoje trzy grosze (nomen omen, trzy kompozycje) dorzucił Dan Bejar. I w tym miejscu mógłbym zakończyć, bo chyba wszystko już wiadomo, prawda? No cóż, wielkiego błędu bym nie popełnił, ale to byłoby mimo wszystko trochę niesprawiedliwe dla Brill Bruisers. Kapela postanowiła nieco pobawić się z elektroniką na swoim nowym longleju, zabarwiając większość numerów różnymi synthowymi wzorkami i szlaczkami, nierzadko dodającymi retro-sznytu. Więc jeśli na Together czy Challengers band był zapatrzony w Beach Boys i Fleetwood Mac, to na najświeższym dziele wzrok (a raczej słuch) wędruje w stronę Elvisa Costello i Electric Light Orchestra (aż przypominają się Apples In Stereo). I takie wrażenie mam od całkiem niezłego, tytułowego openera, a przy jeszcze lepszym „Champions Of Red Wine”, gdzie na starcie rozbrzmiewa kosmiczny klawisz, jestem już UTWIERDZONY W PRZEKONANIU.

Żeby nie było, Pornosi nie zapominają o Fleetwood Mac, co mocno słychać w trzecim z kolei „Fantasy Fools”. Potem do majka dopycha się Bejar i zapodaje prędki, powerpopowy song. Ze wszystkich numerów jego autorstwa wolę jednak „Spidyr”, choć to w sumie nie jego kawałek, bo songwriter pozwolił sobie na zmajstrowanie utworu, którego podstawą będzie „Spider” zespołu Swan Lake, i to chyba mówi wszystko o formie gościa stojącego za projektem Destroyer. Newman radzi sobie całkiem spoko, bo początek mu wyszedł, w środku ma „Backstairs” z fajnie rozłożonym napięciem, i na koniec dorzucił „You Tell Me Where”, gdzie znalazło się kilka fajnych riffów i zaśpiewów.

Wadą Brill Bruiser jest to, że w zasadzie nic nowego się tu nie gra, bo to, że album nie kopie tak mocno jak Mass Romantic, wiadomo — takie refreny często się nie zdarzają. Choć w kręgu inspiracji znaleźli się Elvis i ELO, o sile rażenia This Year's Model czy Discovery nie ma nawet mowy. To po prostu fajna płyta i nic więcej. Świat niespecjalnie potrzebuje takich krążków, ale ostatecznie nie zaszkodzi posłuchać, co nowego dzieje się w muzycznej rodzinie Dana, Kathryn, Neko, Johna, Kurta, Todda, Allana Carla i Blaine.

6

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.