niedziela, 7 września 2014

LOST CONTINENT #2


W Lost Continent vol. 2 Bastian Najdek opisuje albumy New Jersey Vampire i Bloody Knees.


Bloody Knees - Stitches
(2014, Dog Knights)

Bloody Knees to kolejna brytyjska formacja, tym razem z Cambridge. Ich nowa epka, sześcionumerowe Stitches to trochę cięższa, smutniejsza strona pop-punku, momentami zahaczająca o grunge'owe klimaty. W sumie, to pewnego razu, podczas wsłuchiwania się w jeden z utworów, pomyślałem o zreaktywowanej Nirvanie z nieznanym, nieślubnym synem Kurta na wokalu, hehe.
Płyta rozpoczynają dwa najszybsze utwory - „Bad Luck” i „Luckless”. Proste, szybkie riffy i dużo melodii. Świetny, zachrypnięty, lekko znudzony, a jednak zaangażowany wokal i chórki sprawiają, że świetnie się tego słucha. Następnie lekko wolniejsze, lecz wciąż zawierające w sobie wszystkie wymienione wcześniej elementy „Never Change” z porywającymi zwrotkami. Tytułowe „Stitches” to opowieść o pewnej zabawnej historii, która przydarzyła się chłopakom podczas trasy – więcej w nowym numerze LOST iZine, podpowiedzią niech będzie cytat „And I'm covered in blood, but at least I'm having fun”. Przedostatnim numerem jest singlowe „Daydream” z iście nirvanowymi partiami gitarowymi i wokalem. Epkę zamyka wolne „Garbage Brain” z to emo-punkową melodią, dwoma wokalami i mocniejszym refrenem – najbardziej emocjonalny moment na płycie.

W całym tym zamieszaniu wokół emo i grunge revivalowych kapel uważam, że Bloody Knees tym albumem zapewnili sobie miejsce w czołówce młodego, emocjonalnego grania z Wysp. Głównie dzięki autentyczności i dużej ilości brudu, który tę autentyczność jeszcze umacnia... Nie jest to słodkie i sterylne – i dobrze!


New Jersey Vampire - My Shitty Album (Welcome to my room)Home time
(2014, wyd. własne)


New Jersey Vampire to jednoosobowy projekt z UK. Wszystko, co usłyszycie po odpaleniu bandcampa, to muzyka w całości skomponowana i nagrana DIY w czterech ścianach pewnego pokoju w londyńskim mieszkaniu. „Pokój” i „mieszkanie” to tutaj dość ważne słowa, bo zrecenzuję dwa wydawnictwa projektu, a mianowicie - My Shitty Album (Welcome to my room) i Home time. Całość utrzymana jest w konwencji lo-fi, co może odstraszyć niektórych „purystów”. Pierwsza płytka to 10 utworów (z czego dwa ostatnie to alternatywne wersje dwóch numerów, z dopiskiem „drunk”). Bardzo dużo się tu dzieje – mamy trochę shoegaze'u/noise'u, alternatywnego rocka (a w tekstach odwołania do alternatywnej legendy – Pavement), emo, a nawet delikatne akustyczne granie w duecie damsko-męskim. Mimo że autor piosenek podczas rozmowy ze mną stwierdził, że „w sumie to nagrał to dla żartu i nie podchodził do tego na poważnie”, to kompozycje wydają mi się dość przemyślane.
Wydawnictwo otwiera spokojny „Jack”. Bardzo fajnym pomysłem jest to, że kawałek kończy się zaraz po słowach „he's killing me and you...”. „Never There” i „Awful” to 90s alternative rock w najczystszej postaci. Następnie mój faworyt, „Grass” z przesterowanym wokalem, przywołuje na myśl połączenie starej szkoły emo i noise'u, a nawet space rocka. „Sleeping bags” to wcześniej wspomniany akustyczny numer na dwa głosy, a „my eyes are more red than white right now” to instrumental przypominający mi nieco dokonania American Football. „Let me in” (mój drugi ulubieniec) to mocno emowo/alternatywny kawałek ze świetną melodią („(...) than waking for nothing, nothing”) i harmoniami wokalnymi. „1 7 3 4” to, jak dla mnie, lekkie nawiązanie do shoegaze'u . Ten numer płynie! Płytę zamykają „pijane” wersje „Jack” i „Awful”.
Następnie przechodzimy do dwunumerowego Home time. Tytułowy kawałek zaczyna się dość ciężkim riffem, aby przejść w delikatną, bardzo przyjemną melodię i wyśpiewane „welcome to my room”. Bardzo melodyczny refren ze zdublowanym wokalem i powrót do emowych melodyjek. Utwór podsumowałbym następująco: 90s emo meets grunge meets pop. „Some piece of shit i found on my computer” to smutniejszy, wolniejszy utwór z ciekawymi efektami – lo-fi pełną gębą.
Podsumowując, jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ Isaac kosztem interface'u audio zdziałał coś, co nie udaje się wielu kapelom za grube dolary w studiu - cofnął mnie na kwadrans do lat dziewięćdziesiątych. O mamo, ja chcę jeszcze!


Bastian Najdek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.