sobota, 16 sierpnia 2014

WYWIAD: „Muzyki słucham wyłącznie w samochodzie” || Mikołaj Bugajak/Noon

Noon, fot. archiwum artysty
Noon, czyli Mikołaj Bugajak, to postać na tyle wybitna, jeśli chodzi o muzykę elektroniczną, że nie trzeba nikomu jej przedstawiać. Z okazji jego pierwszego solowego występu podczas OFF Festivalu jako Noon właśnie, udało nam się z nim chwilkę porozmawiać. Bez zbędnego przynudzania długimi wstępami, zapraszamy do lektury.


Zacznę od tego, że bardzo podobał mi się wczorajszy koncert. Wszyscy, z którymi rozmawiałem mówili, że było świetnie. No i nagłośnienie było rewelacyjne.
Noon: To jest dla mnie ważne. Im więcej opinii, tym lepiej. Jeśli chodzi o nagłośnienie – to najbardziej spędzało mi sen z powiek. Ale odkryłem sekret. Nie wiedziałem, dlaczego, na przykład, jeden koncert na Scenie Leśnej podobał mi się (jeśli chodzi o nagłośnienie), a dwa mi się nie podobały? Spytałem managera, o co chodzi i okazało się, że po prostu zespoły, które miały swojego realizatora, grały koncerty, które mi się nie podobały. A facet, który jest stąd, który zna sprzęt, zrobił to dobrze. I ja mu też zaufałem z góry i myślę, że się opłaciło.
Będziemy kontynuować ten koncertowy wątek. Jak Ci się w ogóle grało?
W skrócie: super. To było niesamowite, bo grałem w sumie sporo koncertów w zupełnie innym zestawieniu oraz charakterze i oczywiście było trochę stresu przed, ale byliśmy nieźle przygotowani.
Zupełnie nie było tego widać.
Bo właśnie kiedy wyszliśmy na scenę, to wszystko zupełnie minęło. Po prostu rozstawiłem ten sprzęt, podłączyłem i byłem u siebie w domu. Dążyłem do tego, żeby mieć warunki studyjne: efekty, mikser, sampler. Czułem się komfortowo, bo miałem to, z czym obcuję na co dzień i czułem się jak u siebie.
A skąd pomysł na żywą perkusję?
Z Marcinem (Awierianowem — perkusistą zespołu Psychocukier; Noon produkował ostatni album formacji – Diamenty – przyp. TS) znamy się już kilka lat. Kiedyś zaprosili mnie na koncert Psychocukru do Warszawy i bardzo spodobała mi się ta kapela, co zaowocowało naszą współpracą. Natomiast kiedy zdecydowałem się na zagranie tego koncertu, to wiedziałem dwie rzeczy: że na pewno nie chcę, żeby był to koncert oparty o komputer i wiedziałem, że chcę jakiś element żywy, bo wtedy jest interakcja i to ma dla mnie sens — granie z muzykiem. A padło na Marcina i bardzo się z tego cieszę, mieliśmy bardzo komfortowe warunki prób.
To był Twój pierwszy występ jako Noon Live. Więc nasuwa się pytanie: czy miałeś już wcześniej propozycje?
Propozycje były zawsze, bo ta muzyka instrumentalna trochę się prosiła, aby grać ją na żywo. Na pewno inni artyści tworzący podobne brzmienia w jakiś sposób grali.
Ale zawsze odmawiałeś, dlaczego?
Dlatego, że nie tworzyłem muzyki przewidzianej do grania na żywo. To raz. Po drugie dlatego, że ja nie wydawałem dużo muzyki i te konkretne płyty wydawały mi się takim zamkniętym formatem. Nie wyobrażałem sobie grać na przykład całych Gier Studyjnych, bo to nie miałoby sensu. A kiedy dostałem propozycję z OFF-a, tego materiału się na tyle nazbierało, że już było z czego wybierać. No i nie ukrywam, że zależało mi też zawsze na tym, żeby to miało jakąś oprawę, atmosferę, żeby to nie był jakiś koncert na siłę w małym klubie „grany” np. z komputera czy z winyli.
Atmosfera na wczorajszym koncercie była chyba idealna.
Właśnie. Tu jakby z automatu dostawałem klimat oraz świetną godzinę. Ludzie są w fajnym nastroju, słuchają sobie różnej muzyki i mają otwarte głowy, więc można grać swoją muzykę i mniej się martwić o odbiór, bo ludzie tutaj są ciekawi nowej muzyki.
Twoja muzyka i ten koncert pokazały szerokie stylistyczne spektrum. Czy jest takie założenie, że próbujesz wszystkiego, zahaczasz o tę estetykę czy inną, czy to wszystko ewoluuje naturalnie?
Jestem bardzo ciekawy nowych rzeczy i szybko się nudzę jakimiś rozwiązaniami czy nawet gatunkami. I tak też się składa, że jakoś trafiam na te nowe, nazwijmy je, inspiracje. W życiu nie słuchałem rock and rolla, trafiłem na Psychocukier i na to brzmienie trochę przez przypadek. Starałem się zgłębić to zagadnienie. Wcześniej trafiło na instrumenty. Dziwne dźwięki były próbą na instrumenty klasyczne, ale za tym kryje się od początku większy plan, bo docelowo chciałbym nagrywać muzykę, która łączy absolutnie każdy możliwy, ciekawy dla mnie sposób tworzenia muzyki, a później komponowania, czyli instrumenty akustyczne, elektronikę, sample. Tak naprawdę próbuję takich rzeczy pomału, bo to są najczęściej epki, ale docelowo mam zamiar to złożyć w całość, będąc kompetentnym, dodając każdy składnik.
Wspomniałeś wcześniej o komputerach. Teraz, gdy idzie się na koncert z muzyką elektroniczną, przeważnie obok muzyka stoi komputer. U Ciebie tego nie było.
Nie mam problemu z komputerami w sensie ogólnym, ale dla mnie jednak koncert wymaga instrumentu. Komputer dla mnie instrumentem nie jest. Komputer jest urządzeniem do przetwarzania danych i to wszystko. Dlatego tak długo zajęło mi dojście do momentu grania muzyki na żywo. Tak naprawdę urządzenie, na którym się przygotowywałem, pojawiło się na rynku kilka miesięcy temu. Kupiłem je, bo ono pozwala właśnie na manipulację każdym elementem utworu oraz pozwala na tworzenie aranżacji w trakcie grania. Czyli jeżeli słyszę, że Marcin na perkusji gra coś ciekawego, to mogę przedłużyć dany fragment czy przejść do innego oraz reagować na wiele różnych sposobów na to, co Marcin gra. To jest dla mnie granie na żywo. Jest to muzyka elektroniczna. Nie ma się co oszukiwać, że jestem np. wirtuozem skrzypiec i daję solowy popis, bo nie jestem, ale uważam, że poziom komplikacji i ingerencji w brzmienie jest na tyle duży, że to już jest coś żywego.
Czy są w ogóle możliwe kolejne koncerty Noona Live, w takim składzie lub innym?
Nie wykluczam takiej opcji. Specyfika tego koncertu była taka, że był dosyć przeglądowy, jeżeli chodzi o moje utwory. Brałem pod uwagę, że ludzie, którzy znają moją muzykę, będą chcieli coś konkretnego usłyszeć. Natomiast grzebanie się w starych rzeczach nie jest najbardziej pasjonujące i wolałbym grać zdecydowanie nowsze rzeczy plus takie, które będą tworzone również z przeznaczeniem do granie ich na żywo.
Więc będą kolejne epki i płyty sygnowane nazwą Noon?
Tak, jak najbardziej. Imieniem i nazwiskiem podpisałem rzeczy, które skomponowałem (Dziwne dźwięki i niepojęte czyny — przyp. TS), natomiast moja płyta jako NOON wyjdzie w przyszłym roku. Mam nadzieję, że do połowy roku będzie gotowa.
Jaki sposób odbioru muzyki uważasz za najwłaściwszy? Chodzisz na koncerty czy preferujesz słuchanie płyt lub winyli? A może to nie ma znaczenia?
Przyznam się, że nigdy nie chodziłem na koncerty. Mnie nigdy koncerty nie interesowały, bo zajmuję się tworzeniem płyt, które są skończonym dziełem i to mnie interesuje. Trochę jak oglądanie filmu jest dla mnie interesujące, a chodzenie do teatru jakoś niespecjalnie. Bo kiedy oglądam film, to wiem, że to jest najlepsza możliwa wersja danego pomysłu, a w teatrze mogą lepiej zagrać, ale mogą i gorzej. Ja widzę tych ludzi, którym może się nie chce — to mnie nie interesuje, ja chcę jakiejś całości. Natomiast pytałeś o odbiór muzyki i to jest o tyle ciekawe, że to się bardzo zmienia. Kiedyś słuchałem mnóstwo na głośnikach, potem kilka lat słuchałem na słuchawkach, a teraz muzyki słucham wyłącznie w samochodzie.
A czy śledzisz muzykę na bieżąco? Czy interesują Cię nowe wydawnictwa?
W ogóle. W ogóle nie śledzę muzyki. Zdarza mi się trafić na jakąś muzykę, ale od momentu, kiedy internet przejął dużą część sposobów propagowania muzyki i zmienił sposób, w jaki dociera się do muzyki, to trochę straciłem do tego serce. Kiedyś to było dla mnie prostsze: kupowałem gazety czy posłuchałem jakiejś audycji, a teraz jest tego tyle, że nie mam na to czasu. Słucham rzeczy, które nie są absorbujące od wielu lat: ścieżki dźwiękowe, rzeczy bez perkusji i bez bitu, rzeczy akustyczne, ale słucham bardzo mało muzyki.
Czyli jesteś przeciwnikiem plików mp3 i wszelkiego rodzaju streamingów?
Nie wiem, czy przeciwnikiem, już nie ma o czym gadać, bo mleko się wylało. Mogę być przeciwnikiem i to niczego nie zmieni. Streaming jest dla mnie o tyle nieprzyjemnym źródłem, że zarabiają na tym firmy, a nie artyści. Wszystkie moje płyty są dostępne za darmo do odsłuchu na Bandcampie. Nikt nie jest zmuszony do kupowania bez wcześniejszego zapoznania się, ale nie chciałbym dać zarabiać tak naprawdę bandyckim firmom.
Okej, ostatnie pytanie, bo czas nas nieubłaganie goni. Jak będzie z tą płytą Hatti Vatti? Jaka była Twoja rola i jak to będzie brzmiało?
Mogę powiedzieć, że z naszej znajomości (z Piotrem Kalińskim aka Hatti Vatti — przyp. TS) wykluła się ta współpraca. Ja nigdy nie robiłem muzyki z kimś i może też dlatego ta propozycja mnie zaciekawiła. A kooperacja wygląda tak, że pracujemy na szkicach, które obaj rozwijamy, jako że mamy inny styl i inny sposób pracy: ja jestem takim analogowym producentem, Hatti jest stricte cyfrowym, i to jest właśnie ciekawe, bo ja nie mam dostępu do tych brzmień, które on tworzy. Na komputerze po prostu odpadam. A jeżeli chodzi o to, jak będzie brzmiała nowa płyta Hatti Vatti, to nie mogę tego powiedzieć, ale kiedy wyjdzie pierwszy singiel, to wszystko będzie jasne.
rozmawiał Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.