środa, 13 sierpnia 2014

RECENZJA: Dum Dum Girls - Too True



WYTWÓRNIA: Sub Pop
WYDANE: 22 stycznia 2014
KUP: SeeYouSoon.pl (CD / VINYL), Tschak.pl (VINYL)

Są takie zespoły, które grają i grają, a grają kilka ładnych lat i tak naprawdę nic z tego nie wynika. Nagrywają płyty, które brzmią tak samo, nie różnią się od siebie niczym, a każdy kolejny utwór jawi się jako po prostu wydłużona wersja wcześniejszego. Too True kontynuuje zapoczątkowaną w 2010 roku historię. No, nieciekawą, nie da się ukryć.

Nie rozbijajmy się o wcześniejsze wydawnictwa Dum Dum Girls. To nie ma sensu, bo cokolwiek by się nie napisało, to będą to stale powtarzane frazy: nijakość oraz miałkość. To rozmyte, wypełnione lo-fi'ową aurą brzmienie jest już nudne. Z każdą płytą otrzymujemy to samo. I nieważne, że takie Vivian Girls czy September Girls robią (w przypadku tych pierwszych robiły) podobne rzeczy, a zbierają (zbierały) pozytywne laurki. 

- September Girls. Dum Dum Girls chociaż wyglądają. Nie to co te balerony - powiedział głos rozsądku. 

Ale nie o urodę chodzi, bo gdyby to ona rządziła światem muzyki rozrywkowej, Ken z 4 Love witałby z każdego numeru Co jest grane, przecież no. O co zatem chodzi?

Rzecz się tyczy o pomysłowość. W przypadku zespołu Dee Dee Penny chodzi o brak pomysłów. O męczący, pełniący funkcję takiego energetycznego wampira wokal. O kiepskie melodie i, co tu dużo gadać, styl. Ktoś spieprzył obróbkę utworów. Ktoś nie pomyślał, że gitary mogą być - jak w przypadku wcześniejszych płyt DDG - tym złotym środkiem Too True. Ktoś zapomniał, co płaszczyzna instrumentalna dawała End of Daze, a co wyprawiały dziewczyny na wokalach. Ktoś... ktoś... ktoś. Nie ma na co zwalać winy, jak tylko na średniej jakości zespół. Bo od początku płyta raczej się toczy i trzeba jej w tym bardzo pomagać.

Weźmy takie „Cult of Love”, które już od samego początku pokazuje, że ma się do czynienia z tak zwaną muzyką tła. Piosenka o ładnym tytule nie porusza, nie zaskakuje, nawet nie wciąga i na nic tu . „Evil Blooms” mogłoby uchodzić za nagranie z kategorii w porządku, ale znowu wszystko psuje wokal, który dłuży się i dłuży, ciągnie i pojękuje. Zgroza, Panie, w ostatecznym rozrachunku.

Ten sławetny ostateczny rozrachunek mógłby nastąpić już w tym momencie, kończąc ten przykrótki i przenudny, jak zresztą cała płyta tekst, ale, jak głosi stare przysłowie, leżącego kopie się najprzyjemniej, dlatego warto pochylić się też nad pozostałymi nagraniami. Z nich też zionie nuda, jak z filmów z Ryanem Goslingiem. 

- Surowe gitarki! Nie zapominajmy o gitarkach.

Gitary potrafią dużo zrobić. Pewnie, nie da się zaprzeczyć, ale wróćmy do tematu instrumentali. End of Daze przypominało właśnie te ryby. Zostało wyrzucone na ląd, ktoś (producent?) chciał ten materiał ratować dobrym ukręceniem brzmienia właśnie gitar, ale w przypadku Too True nie znalazł się żaden burek, który by mógł pomóc. Tej płyty nie obronią surowe gitary, dynamiczne riffy i jakiś power-dreampopowy zadzior. Nie. To wszystko pachnie zgnilizną, smakuje jak najbardziej niechciana i nielubiana fasolka Bertiego Botta. No i ta Dee Dee, która zanudza jak opisy przyrody w Nad Niemnem.

- Super para. Dee Dee i Brandon Welchez of Crocodiles tworzą super parę! - krzyknął z tłumu ktoś, a niepewny chód sugerował, że musiał objeść się szaleju.

Tak, tak. A Radek Majdan i napuchnięta na ustach Małgosia Rozenek to duet marzeń. Nie związek zdobi działalność zespołu, bo wtedy zespół Radka (muzyczny zespół), byłby na tyle fajny, że grałby perfekcyjnie jak perwersyjna pani domu. A że jest, jak jest, to wiadomo. Dlatego argumenty, że Crocodiles (słuchamy, jedno oko się zamyka, usta się otwierają, drugie oko się zamyka, wylatuje powietrze, jedno oko znowu semiotwarte i... śpimy), że dobra para, że coś tam... No nie, tak po ludzku - nie. 
Ale wracając do tematu, ciężko doszukać się jakichkolwiek pozytywów w tych nagraniach. No nie da się, tak samo, jak nie dało się powiedzieć nic dobrego o Drakuli z Rhysem Meyersem. Każdy następujący po sobie utwór męczy uszy, że aż niemiło i niemiło w ten niesamowicie nie przyjemny sposób. Inna sprawa, że ciężko w ogóle zauważyć te zmiany kompozycji, bo... No właśnie. Tutaj wyskakuje wspomniana wcześniej pomysłowość. A tej, kolejny raz, Dum Dum Girls zabrakło. 

2

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.