Maj nie obfitował w jakąś dużą liczbę świetnych singli, ale coś tam udało się wyhaczyć. Dlatego tym bardziej podkreślam, że żadnej kolejności nie ma, a ten zbiorek ułożony jest wedle nieco spontanicznego porządku. Zresztą nie ma to najmniejszego znaczenia. Zapraszam do zapoznania się z singlami maja.
King N' Queen: Girlfriend
Okej, najpierw wyjaśnijmy, kto przyczynił się do wyklucia tego singielka. Za nazwą King N' Queen stoją niejaki raper Jerry James i popowa gwiazdeczka Mereki. Największą popularność Jerry zawdzięcza wypuszczonemu w lutym kawałkowi "Lana Del Rey"(!), zapowiadającemu zresztą jego album o tym samym tytule. Mereki natomiast najłatwiej skojarzyć z featuringów (m.in. współpracowała z Goldroom czy DCUP, a więc z mało znanymi nazwami), ale ma na koncie swój własny, całkiem niezły zresztą numer — "Blue Lake". Ale to nie koniec rozszyfrowań, bo za produkcję "Girlfriend" odpowiada duet Raw Deal, czyli Justin Raisen — songwriter, instrumentalista, a przede wszystkim producent (maczał palce w kawałkach Sky Ferreiry, Theophilusa London, współprodukował True Romace Charli XCX, wyprodukował i był jednym z autorów wspomnianego singla Mereki) oraz Ariel Pink, którego chyba jakoś tam możecie kojarzyć. Ja dodam tylko, że Ariel wraz z Justinem są producentami płyty Jerry'ego Jamesa, a więc zależności między tą czwórką jak widać są potwornie bliskie. Ale dobra, dosyć tych informacyjnych garści, sprawdźmy jak to jest z singlem "Girlfriend". Wszechobecny ejtisowy sznyt, pociągający zaśpiew "girlfriend, girlfriend, you used to be my girlfriend", nawijka Jerry'ego, cloud-rapowe tło, po drodze nucanki, klawiszowe pady w parze z szumiącymi wstawkami — cały ten zestaw daje bardzo intrygującą, nieco nostalgiczną piosenkę, niepozbawioną kilku wkręcających się w mózg hooków (między króla i królową trzeba tu też gdzieś wcisnąć Księcia, najlepiej circa Purple Rain). Brzmi to trochę jak oldschoolowa wersja Nite Jewel, co od razu nadaje całości ciekawego kolorytu. Ale — King N' Queen to nie tylko modne gówno dla followerów Gorilla Vs. Bear, ale zdecydowanie świetny numer. Czy będzie z tego coś jeszcze? Byłoby miło.
***
Sam Padrul feat. Chuck New: Feel The Love
Zawsze, gdy startuje ten wałek, mam przed oczami kiczowate obrazki wszelkich słonecznych plaż, surferów, drinków z palemką i takich-takich. Ale w momencie, gdy Sam Padrul zaczyna robić swoje, wszystkie te wizje się rozpływają, a ich miejsce zastępuje niewiarygodnie chwytliwy letniak z przedziału nu-disco. Nie dam głowy, ale wydaje się, że "Feel The Love" to stworzony z premedytacją numer do tanecznych letnich nocy. Nie ma sensu niczego tłumaczyć, bo już premierowy odsłuch stawia sprawę jasno. Nawet pierwsza zwrotka ustawia cały numer i przygotowuje na zajebiście zwiewny i groove'iasty refren. Śmiem twierdzić, że Sam Padrul wraz z Chuckiem New wysmażyli tu jeden z najmocniejszych bangerów roku i kwintesencję wakacyjnego dance-popu, bo "Feel The Love" na luzie wskakuje do czołówki tegorocznych singli. Jeśli jesteście fanami "klawiszowego popu", to tu macie coś dla siebie. A więc miłego słuchania i niech przyciski "Repeat" idą w ruch.
[Posłuchaj]
[Posłuchaj]
***
Jam & Spoon: Find Me (Odysey To Anyoona) (Johan Agebjörn feat. Sally Shapiro Dub)
[Posłuchaj]
Johan Agebjörn to jedna z najbardziej niedocenionych producenckich osobowości ostatnich lat. Przecież mógłby spokojnie produkować piosenki największym gwiazdom popu, a tak — jest znany tylko garstce. W popularyzowaniu jego chłodnej, post-italo maniery najlepiej pomaga mu skandynawska księżniczka Sally Shapiro. Dzięki longplejowi Disco Romance o duecie stało się głośniej, ale oczywiście całą pulę pochwał zgarnęła Sally, a o Johanie wspominało niewielu. A szkoda, bo nawet słuchając tego świetnego remixu dla Jam & Spoon, łatwo dostrzec, że to właśnie producent panuje nad całością i to on pociąga za sznurki. I choć konsekwentnie używa dobrze znanych trików, czyli tego samego automatu perkusyjnego, tych samych pogłosów czy tego samego syntezatora, to jednak tworząca się wokół "Find Me (Odysey To Anyoona)" aura porywa tak samo, jak wtedy, gdy poznałem pierwsze single Sally Shapiro. Polecam ten upojny jam, już niedługo na bank się przyda, bo ponoć idą upały.
***
Michael Jackson feat. Justin Timberlake: Love Never Felt So Good
Ale się porobiło z tą
płytą. Niektórzy nawet nie posłuchali, a już zrównali z ziemią.
No dobra, przecież wiadomo, że Xscape to żaden Thriller,
Off The Wall czy nawet HIStory, ale jednak warto sprawdzić. Choćby dla
ZASPOKOJENIA ciekawości. A zachęca do tego całkiem udany kawałek,
bo "Love Never Feels So Good" taki właśnie jest. Kluczem jest
tu chyba idea: jak brzmiałby Stevie Wonder circa 70s, gdyby za
produkcję odpowiadał Timbaland. No i mamy odpowiedź — właśnie coś
w tym stylu. Dla malkontentów jest jeszcze Justin Timberlake,
który spokojnie mógłby umieścić singiel na The 20/20
Experience i płyta na pewno zyskałaby kilka punkcików. A poza
tym wszystkim "Love Never Feels So Good" to chwytliwa pocztówka
z przeszłości, którą jedni będą właśnie przez ten pryzmat
traktować olewczo, a inni będą chwalić i wielbić we wręcz
niezdrowym tonie. Ja zalecam umiarkowanie i zwyczajnie cieszenie się
z fajnego vibe'u kawałka. Tyle stanowczo wystarczy.
***
Chris Malinchak feat. Mikky Ekko: Stranger
A jeżeli macie ochotę na coś à la MJ, ale niekoniecznie z Xscape, to sprawdźcie Chrisa Malinchaka. Już teraz spokojnie mogę powiedzieć, że to będzie jeden z najfajniejszych nu-disco szlagierów tego roku. Wypucowany jak drogi garnitur "Stranger" brzmi jakby panowie Thomas Bangalter i Guy-Manuel de Homem-Christo, gdzieś w 1997, dostali zlecenie stworzenia remixu jednego z numerów Off The Wall. Po tych słowach już wiadomo, że chwytliwość numeru to level hard, a przez to automatycznie trzeba go wkleić do swojej playlisty. A co sprawia, że Malinchak wraz z imitującym MJ Mikkym Ekko wygenerował tak udany sztos? Chyba ogólny kompozycyjny układ: mięciutki, daft-punkowy bas, oldschoolowy beat, lśniące akordy syntezatora, porcelanowy mostek na 1:55 i refren — w sumie to są same hooki, a najlepiej sprawdzają się, gdy są ze sobą zespolone. I to właśnie w Malinchakowi się udało — "Stranger" wymiata.
***
The Derevolutions: Turning Electric
Nie tak zajebiste jak "Automate Your Soul", ale goście potwierdzają, że mimo prostych patentów i niewyszukanych zabiegów potrafią napisać niezłe piosenki. Stylistycznie aż ciśnie się porównanie z The Go! Team, bo i rozedrganie podobne i podobnie ujmują temat, choć jednak przy wieloosobowej formacji z Brighton, Derevolutions to początkujący uczniowie z małym działem, a właściwie działkiem. Mimo wszystko "Turning Electric" działa, bo zdarzyło mi się już kilkakrotnie powrócić i zanucić te charakterystyczne pogwizdywania(?), przenikające się z pływającymi wokalizami czy rapowanymi wstawkami. W ogóle fajnie wychodzą im te gęste siatki dźwięków, co można zasłyszeć już w kolejnym kawałku. I bardzo dobrze, mimo że na razie jeszcze nic wielkiego się tu nie dzieje, ale kto wie, może za jakiś czas (rok, dwa, pięć?) ci skromnisie zaskoczą czymś naprawdę interesującym. W sumie trzymam kciuki.
***
Rollergirl!: Boogie Down
[Posłuchaj]
A to już propozycja dla maniaków oldschoolowego dance-popu. Gość (tak mi się przynajmniej wydaje) odpowiedzialny za Rollergirl! taguje swoją epkę jako future funk, co jakoś trudno mi zaakceptować, ale niech i tak będzie. W końcu liczy się to, co dzieje się w "Boogie Down", a to przecież całkiem konkretny banger. Z westchnieniem i nostalgią w uszach przyjmą go wszyscy ci, którzy rozpaczają za korzennym french-touchem. Bo też Rollergirl! ociera spływające łzy tychże sierot — samplowe gierki wtłacza w podkręcony, lekko progresywny nurt kawałka, tworząc soczystą potańcówkę, bezbłędnie pasującą na parkiet. Polecam sprawdzić całą świetną epkę I Love You, Rollergirl! i dalsze śledzenie poczynań skrytego producenta.
***
Chela: Zero
[Posłuchaj]
Wystarczy krótki look na okładkę i już wiadomo, że singiel pochodzi z labelu Kitsuné. Nie wiem, jaka jest reakcja, ale ja mam ambiwalentne odczucia do tej oficyny. Tym razem jednak Chela udowadnia, że nie jest z nimi tak źle, w końcu są w stanie wypuścić jakieś sensowne kawałki. Może "Zero" nie jest jakimś mega killerem, nie poraża totalnie, a refren nie rozdziera na pół, ale to wciąż bardzo trafna propozycja popu skrojonego z wycinków epoki lat osiemdziesiątych. Oprócz tych oczywistych, zamglonych wibracji, ciepłego, ale uwodzącego syntezatora i sugestywnego klipu, pojawia się dziarska solówka, co wbrew pozorom jest plusem piosenki. Tak czy inaczej, Chela zdobywa moją sympatię i obiecuję, że będę śledził kolejne poczynione przez nią kroki. Powinno się opłacić.
No i nie zapomnijcie posłuchać:
Basement Jaxx: Unicorn
Carousel: My New Friend
Fair Weather Friends: Cardiac Stuff
Gavin Noir: Not Gonna Dance
Iza Lach: Sweeter Than Wine
Javeon: Intoxicated (DJ Q Remix)
Kixnare: Homeless
Kyla La Grange: The Knife (Krystal Klear Remix)
Leon Vynehall: Time
Liz: That's My Man
Martyn + Four Tet: Glassbeadgames
Rochelle Jordan: Lowkey
Tommy feat. Sally Shapiro: Why Did I Say Goodbye
Tove Lo: Habits (Oliver Nelson Remix)
Uncle Skeleton: VHL
Vanilla: Girl
Vic Mensa: Down On My Luck
przygotował Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.