Relacja z katowickiego koncertu Nine Inch Nails.
Fani muzyki rockowej to ten
rodzaj publiczności, który doskonale wie, w jakim celu przychodzi na koncert.
Wśród takich słuchaczy zgromadzonych pod sceną trudniej doszukać się osobników,
którzy usilnie próbują zarejestrować wydarzenie za pomocą aparatu cyfrowego lub
smartfona. Zamiast tego można zauważyć uniesione ręce i rozentuzjazmowany,
oddający się prawdziwemu szaleństwu tłum. Tak było również podczas koncertu
Nine Inch Nails, który odbył się 10 czerwca w katowickim Spodku.
Grupa dowodzona przez Trenta Reznora zagrała we wtorek przedostatni
koncert na trasie promującej ich najnowszy album zatytułowany Hesitation
Marks. Można to odebrać za pewien paradoks, ponieważ z tej właśnie płyty
zespół wykonał jedynie trzy utwory. Setlista stanowiła przekrój całej ich
twórczości. I tak, w trakcie półtoragodzinnego grania, ze sceny wybrzmiały
takie kawałki jak np. „Copy of A”, „The Wretched”,
„March of the Pigs” czy bardzo rzadko wykonywany w ostatnich latach
„Closer”.
Tym, na co należy zwrócić uwagę, to doskonała reżyseria
całego przedsięwzięcia. Zarówno pod względem muzycznym, jak i wizualnym.
Koncert Nine Inch Nails stanowiły bowiem przeplatające się partie głośnego i
żywiołowego rockowego grania oraz dynamicznej elektroniki. Wszystko to zostało
opatrzone genialnymi efektami świetlnymi, a w kolejnej części wizualizacjami,
dając wrażenie wielkiej i precyzyjnie dopracowanej produkcji.
Biorąc pod uwagę fakt, iż była to druga wizyta Nine Inch
Nails w Polsce, wierni fani z pewnością byli zadowoleni. Na tych, którzy trafili
tam z czystej muzycznej i koncertowej ciekawości, cała oprawa również musiała
zrobić wrażenie. Był to świetny koncert, którego nie sposób nie zaliczyć do
jednego z największych i najgłośniejszych wydarzeń tego roku.
Magdalena Rogóż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.