WYTWÓRNIA: Neon Gold Records
WYDANE: 21 stycznia 2014
Zapowiadało się tak dobrze. Tak świetnie brzmiało „Operate”, że po Varsity można się było spodziewać czegoś naprawdę mocnego. A jak wyszło? Średnio, żeby nie powiedzieć - przeciętnie.
Pewnie, na debiutanckiej epce nowojorczyków znajdziemy momenty ciekawe, a dwa z sześciu nagrań prezentują się naprawdę dobrze, ale... No właśnie jest to ale, bo ASTR brzmią bardzo... popularnie i zupełnie niewyjątkowo. Z wyjątkami, a jakże!
Zacznę jednak od singla „Operate”, który w maju ubiegłego roku naprawdę rozpalił słuchaczy. Mieszanina better-than-Rihanna-wannabe-popu i dużo, dużo lepszej wersji Purity Ring bujała i uzależniała, a to za sprawą swojego niemal tribalowego rytmu, a to za sprawą uroczego głosu nie mniej uroczej Zoe. W tym kawałku wszystko brzmi tak, jak brzmieć powinno. Napięcie jest budowane w sposób idealny, melodia zostaje wyciszona dokładnie w tym momencie, w którym na pierwszy plan powinien wejść surowy bit, a ten tłusty jest tam, gdzie jego miejsce. Adam, druga połówka duetu, za sprawą „Operate” przykrył czapką wszystkie te Disclosure'y, SBTRKT-y i inne kiepskie potworki typu AlunaGeorge.
Co dalej na plus? Rewelacyjny, owiany wakacyjnym vibe'em i plażowymi synthami „Blue Hawaii”. W tle można sobie wyobrazić gorące parkiety nadmorskich klubów, a przynajmniej na potrzebę chwili załóżmy, że takie istnieją. Sam tytuł oddaje nastrój kawałka. Czego tu nie ma! Zoe na auto-tune'ie, Zoe na wolnym bicie, Zoe na syntezatorach żywcem wyciętych ze starych reklam Algidy, Zoe na swagu, Adam za konsoletą wysmaża lepsze podkłady niż Totally Enormous Extinct Dinosaurs (ale czy to coś wyjątkowego i trudnego?). Utwór miód - zarówno w momentach totalnego spowolnienia rytmu, gdy wokal Zoe hula w pocięciu, jak i gdy samo tempo wzrasta.
Jest coś jeszcze pozytywnego na Varsity? Teoretycznie, jeśli pod uwagę weźmie się sam refren w pierwszym oficjalnym utworze ASTR, „Razor”, a dokładniej ponownie śpiew Zoe, który potrafi wyciągnąć nagranie chociaż w niewielkim stopniu z opresji oraz - też ponownie - dobry podkład. OK., można przyznać, że wokalna maniera Zoe na wysokości In my, In my heart. In my heart (...) łudząco przypomina śpiew Yo-Landi Vi$$er (podciągnijmy rzeczywistość pod tę tezę), a gdy słyszymy Cut like a razor blade, Cut like a ra-ra-ra, Cut like a razor blade, to w głowie kołysze się jedna myśl: Rihanna. Ale można to przełknąć, bo wypada to jednak ciekawiej niż w przypadku ubiegłorocznej gwiazdy po-Open'era.
Co jest niestrawne? Ale tak naprawdę? Po całości? Ano cover Drake'owego „Hold On We're Going Home”, w którym ASTR niebezpiecznie zbliżają się do wszystkich tych smętnych, prawdziwych wersji Purity Ring (ziew) czy The xx (ziew razy pincet). „R U With Me” równie dobrze mogłoby zostać podrzucone do jakiegokolwiek filmu z Mary-Kate i Ashley Olsen lub Freddie Prinze Juniorem, ostatecznie dodawane jako gratis na mini cd-r do zestawów Lego Paradise, a „We Fall Down” już na starcie zawiewa fletnią pana, czyli cofnijmy się do Warszawy lat dziewięćdziesiątych, dokładniej do przejść przy Dworcu Centralnym, kupmy jakąkolwiek kasetę z prawdziwą muzyką majów, potnijmy nagrania i wklejmy sampla. Tak jest to fajne. No, nie do końca udana wizytówka Varsity i gdyby wcześniej nie hulało „Operate”, ASTR raczej bym się nie zainteresował.
5
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.