czwartek, 1 maja 2014

SINGLE MIESIĄCA: kwiecień


Kolejny już, czwarty odcinek z cyklu najlepsze single miesiąca. Zapraszamy do lektury. 


Manhattan: Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem

No i wszystko się wyjaśniło, wreszcie można słuchać długogrającego singla, czy jak kto woli "maxi-singla" Manhattanu. Świta powstała z "dwóch serc jak z dwóch wulkanów" – Dejnarowicza i Hoffmanna – odsłoniła wszystkie karty (w pokerze i pasjansie). Szczerze mówiąc, podejrzewałem, że to będzie brzmiało właśnie mniej więcej tak, jak brzmi – te podpowiedzi od samych autorów dość nieźle naprowadzały na cały koncept. O całym tym eksperymencie można napisać sporo, ale w tym miejscu muszę ograniczyć się do paru zdań. A więc w skrócie: ośmiu gości postanawia stworzyć sophisti-prog-popową suitę, nawiązując do największych suit ever; nad wszystkim unosi się duch Papa Dance, Beatlesów, Beach Boysów, XTC, Prefab Sprout, Steely Dan, Todda Rundgrena, Milesa Davisa i innych wybitnych wykonawców, którzy mieszczą się w orbicie zainteresowań członków Manhattanu. Oznacza to, że "Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem" pławi się w wyrafinowanym popie – wymyślnych, a zarazem skomplikowanych i nośnych melodii znajdzie się cały stos, niekonwencjonalne metra i progresje akordów też zawarto, ale najważniejsze jest to, że po kilku sesjach tlą się wciąż i wciąż opowieści o sędziach, arce, wróblach, menelach, tysiącach spraw, sądzie ostatecznym, a na końcu okazuje się że "to był sen". Tak, to zdecydowanie udana inicjatywa. Ciekawe, co Manhattan wymyśli na całym, pełnoprawnym albumie. Na razie jednak cieszmy się "Szanownym Państwem...". I jeszcze jedna uwaga – proponuję, aby zastąpić określenie projektu "supergrupa" słowem "boysband" – w końcu to określenie lepiej pasuje do Manhattanu, prawda, wąsaty słuchaczu Trójki?
***

 
Lone: 2 Is 8

Wstrzymywał się Matt Cutler z nagrywaniem nowego materiału, ale wreszcie zapowiedział nowy longplej. Może dlatego, że długo szlifował i cyzelował każdy drobny sampel i długo roztrząsał, jaką sekwencję akordów odmierzyć w danym wałku? Nie wiem i w sumie nie ma sensu w to wnikać. Wiadomo już, że na Reality Testing trafią dwa znane już wcześniej utwory, czyli "Airglow Fires" oraz "Begin To Begin", a także zupełnie nowy twór, bezpośrednio zapowiadający kolejny regularny krążek producenta. "2 Is 8" nieco odbiega od znanej z epek czy z Galaxy Garden estetyki. Mniej tu kwaśnych narko-podróży po odrealnionych krainach, a więcej trzymających się ziemi, powszechniejszych bitów. W zasadzie można uznać, że Lone popełnił tutaj w błyszczący podkład o hip-hopowej motoryce. Ciekawe, że brzmi to dość świeżo i radośnie. Kto wie, gdyby pod ten bit nawinął Phonte, może nikt nie odgadłby, że to numer Lone'a, a nie Foreign Exchange. Także u Cutlera wszystko dobrze i wygląda na to, że zapowiadana na czerwiec nowa płyta nie powinna zawieść oczekiwań.
***

 Jensen Sportag: Let The Queen Be The Boss

Zgodnie z przewidywaniami, Jenseni nie wygenerowali tylko jednej dobrej kompozycji. Druga strona singla (bo chyba jednak ciężko rozpatrywać "LTQBTB" w kategorii bisajda) jest równie mocna, co "One Lane Lovers". Jak zwykle w przypadku duetu z Nashville, trudno po jednym odsłuchu wyłapać wszystkie elementy skręcone w jedną, nierozerwalną i nierozwiązywalną całość. Dopiero po kilku przesłuchaniach da się w miarę scałkować wszystkie narracyjne zwroty, rozwidlające się ścieżki kawałka i olśniewające zabiegi producenckie, które mogą należeć tylko do nich. Nawet nie zamierzam próbować omawiać i opisywać po kolei kolejnych etapów "Let The Queen Be The Boss", bo "nie starczyłoby miejsca", jak mówi słynna formułka. Ale jak ktoś chce, to proszę bardzo. Uprzedzam jednak, że będzie potrzebna karta papieru, coś do pisania i trochę czasu. Ale tak naprawdę lepiej spojrzeć w bezpośrednie sploty ścieżek zawartych w singlu. Nie zastanawiać się, tylko słuchać.
***
Mausi: Hideaway (Kiesza Cover)


No właśnie, tak trzeba nagrywać covery. Z dość mocno naginającego granice chałtury kawałka Kieszy (nie mylić z Ke$hą) niepozorni Mausi (których koniecznie trzeba kojarzyć z kawałkiem "Move" z zeszłego roku) skrystalizowali prawdziwą perełkę. Trochę wycofaną, lekko melancholijną, ale jednak niosącą ze sobą "pozytywną energię". Wdzięcznie poukładane akordy, okraszone taneczną rytmiką nu-disco, kuszą bezwzględnie swoim czarem. Najbardziej błyszczy naturalnie hook refrenu, przebijając tym samym oryginał kilkakrotnie. A jeśli się dobrze zastanowić, to cover "Hideaway" wydaje się tylko jakąś przyjemnością, którą Mausi uraczyli nie tylko swoich followerów i fanów, ale przede wszystkim siebie. I takie właśnie podejście mi się podoba. Czekam na więcej.
***


LeMarquis: Bruise


Patrząc na cover, wydawałoby się, że "Bruise" to jakiś smutnawy, depresyjny wręcz numer z krainy jakiegoś post-rocka choćby. Akurat tym razem okładka totalnie zwodzi, bo paryski LeMarquis, kimkolwiek jest albo kimkolwiek są, pomyka i przebiera z gracją w formule nu-disco. Główny motyw, na którym oparty jest cały chwytliwy tune, prowokuje delikatne skojarzenia z melodyką "Love At First Sight" Kylie, czyli choć wzorzec już utarty, to jednak nadal można go eksploatować. Tak też się dzieje: LeMarquis sprawnie zahacza o sprawdzone standardy i opracowuje własny dancefloorowy hymn. Chciałoby się powiedzieć, że korzysta z prostego i łatwego przepisu, ale czemu tysiące producentów idą tą drogą i nie wychodzi im zajebisty banger, tylko rzadki kał? No właśnie, zatem zasłużone brawa dla skrytego francuskiego projektu i czekamy na kolejne, równie mocne hooki, jak te w quasi-refrenie "Bruise" (który zresztą jest stanowczo za krótki).
***

Julie Bergan: Younger (Oliver Nelson Remix)


Julie wraz z Oliverem Nelsonem wyraźnie daje do zrozumienia, że lato już bardzo blisko. A dzieje się to dzięki pomajstrowaniu w ścieżkach kawałka "Younger", którym zajął się remikser. Posklejał z niego bardzo chwytliwy, taneczny song w duchu pasującym do imprez nu-disco. Nie muszę dodawać, że oryginał został dość wyraźnie przebity, a refren wyszlifowany przez Olivera Nelsona z kiepskiego stał się ewidentnym hookiem kawałka. Spoko, na tym właśnie polega pop. Do niezobowiązującego ripitowana numer "jak znalazł", a i w klubie powinien sprawdzić się świetnie. No i słuchając takich rzeczy, lato zwyczajnie zaczyna swój tegoroczny żywot. Czego trzeba więcej?
***
 
Bobby Tank: Undone

Słuchając takich tracków, coraz bardziej wierzę, że idzie coś nowego. Bobby Tank, kolejna postać próbująca ruszyć jakoś zblazowaną i pogrążoną od jakiegoś czasu w stagnacji elektronikę, może za kilka chwil odegrać większą rolę. Na razie typ jest mało znany, ale wkrótce może stać się rozchwytywanym producentem. A wszystko dzięki "Undone" – electro-funkowemu sztosowi, który w kilku minutach zamyka motorykę Rustiego, kosmiczne pejzaże Lone'a oraz eksperymentalny sznyt Kingdoma czy Bok Boka. Całość brzmi rewelacyjnie i rześko, a szczypta groove'u ustawia tę polepioną, chimeryczną siatkę "Undone" w pozycji jednego z najciekawszych tegorocznych singli. Czekam na jakieś kolaboracje i kolejne próbki od Bobby'ego Tanka, bo gość jest w stanie zatrząść elektronicznym światkiem w najbliższej przyszłości.

***


Sophia Black: OVR AGN


Już w zeszłym roku wokalistka wypuściła świetny singiel "Kissing", który niestety zaginął gdzieś w gąszczu podsumowań, bo zdecydowała się ujawnić go dopiero w grudniu. Tembrem i stylem przypomina Jhené Aiko, a niektórzy, komentując jej kawałki, porównują je do dokonań Cassie. Pewne jest to, że Sophia najlepiej czuje się w delikatnych, utkanych z ciepłych beatów balladach r&b. Z tym wyjątkiem, że bardzo ceni sobie podkład, byle jaki jej nie satysfakcjonuje. To widać po zeszłorocznym kawałku, widać to również w "OVR AGN", za produkcją którego stoi niejaki Basecamp. Jak słychać, stworzone przezeń, bogato zdobione pętle świetnie zespoliły się z pływającym wokalem Sophii Black. Nie ma co, kolejny raz udaje jej się trafić, a to znaczy, że trzeba jej nazwisko dopisać do listy wykonawców, od których już wkrótce powinniśmy się doczekać czegoś dużego. Tak to jest w dzisiejszych czasach – jednego dnia można wrzucać zdjęcia na Instagram, żeby drugiego zacząć całkiem niezłe muzyczne próby. I jak tu nie kochać życia?
***


Nicky Sparkles: It's Your Life


Niejaki Nicky Sparkles wypuścił niedawno debiutancki singiel, a już doczekał się porównań typu: "brzmi jak Michael Jackson circa Off The Wall w produkcji Ariela Pinka". Zresztą nawet teledysk koresponduje z okładką klasycznego albumu MJ-a. Taki opis trochę przypomina kawałki, jakie od jakiegoś czasu wypuszcza John K., ale w każdym razie nie zamierzam niczego odbierać Nicky'emu i w żadnym wypadku nie chcę go deprecjonować, pozbawiając go własnego stylu. Na razie mamy tylko namiastkę w postaci singla "It's Your Life", ale to już wystarczy, żeby zacząć rozpatrywać gościa w poważniejszym kontekście. Jego "smutne disco", płynące jakby z otchłani pustego, zadymionego klubu, nie tylko fajnie się słucha, ale też można w nim znaleźć kilka hooków, dzięki którym trzeba będzie o nowym graczu pamiętać. Jasne, niczego nowego tu nie zdziałał, ale takie połączenie intymnych klawiszy w przygaszonej oprawie zawsze się sprawdza. Oczywiście jeśli songwritersko też jest spoko. A u Nicky'ego jest.
***

o s c a r: Sometimes


Przy okazji układania zestawienia nie wnikałem szczególnie w to, kim są goście odpowiedzialni za zespolik o s c a r. Nie czułem takiej potrzeby, po prostu posłuchałem ich kawałka i uznałem, że mimo trochę naiwnego oddźwięku, warto na nich postawić. Co też prezentuje ten dość nieznany składzik? Mówią o nich, że brzmią trochę jak Blur na swoich pierwszych płytach czy demówkach. Cóż mogę na to powiedzieć? Jasne, tak to właśnie brzmi, może nie tyle mieszczą się w worku pierwszych długograjów Blur, ile po prostu w ich bardziej punkowych momentach. Przewodni riff "Sometimes" ma w sobie coś z trajektorii "Coffee & TV" skąpanej w bardziej chropowatym i ostrzejszym miksie. W ostateczności o s c a r nie zbliża się jakościowo do wyczynów macierzystej formacji Albarna, ale skoro to są początki (choć muszę to sprawdzić), to udaje się to na razie całkiem dobrze. Ciekawe, czy jeszcze usłyszymy o tych typach.
***

Iza Lach: That's What It Is

Gdyby komuś umknęło, że Iza Lach nadal kontynuuje swoją kooperacje ze Snoop Doggiem, to teraz ma możliwość nadrobienia zaległości. To, że Iza daje sobie radę w radośniejszej, bardziej niezobowiązującej konwencji, wiemy już z wakacyjnego mixtape'u Off The Wire, produkowanego również przez Snoopa. Tym razem materiał jest jeszcze dłuższy, może przez to nie tak zwarty, ale jednak bogaty w świetne momenty. Miesiąc temu zaznaczyłem, że singlowy "Hello, I'm Ready" był jednym z takich momentów, teraz pochylam się nad najlepszym, a zarazem moim ulubionym jointem z Flower In The Jungle. Posiłkując się tytułem, można wykuć metaforę, w której pośród kłączy i bujnej roślinności, to wokal Izy jest najpiękniejszym kwiatem w całej symbolicznej dżungli w "That's What It Is". Trochę bardziej pasowałaby tu łąką, bo Snoop wysmażył tu tak rześki i słoneczny podkład, że bardziej kojarzy mi się z zieloną trawą niż ze środowiskiem dżungli. Przynajmniej tak działają na mnie te dzwoneczki w tle, schodkowe synthowe wzorki, upojne motywiki (np. na 1:17), głęboki, miękki bas, no i wreszcie oprowadzający po zwrotkach i wciągającym refrenie głos Izy. A wszystko to skroplone odrobiną g-funku. Czy może mi się nie podobać? Oczywiście, podoba się.

***

Unrobe feat. Armando Suzette & Pope Pop: I Can Only Help You Some

Czyli projekt Mateusza Wosia, którego możecie kojarzyć z takiej zajebistej piosenki "Nad zalewem". Tym razem jednak nie ma mowy o big-bitowych naleciałościach. Ba, w ogóle o gitary tu się nie rozchodzi. Wszystko obraca się wokół smutnego klawiszowego grania. Mimo trochę lo-fi'owego sznytu, ciężko nie dostrzec czaru "I Can Only Help You Some". No i ta solówka na 2:02 jak fajnie pomyka. No bardzo spoko to wyszło. Ciekawe, jak to się dalej potoczy, na razie pozostaje tylko propsowanie. Zatem jeśli lubicie polski sophisti-pop, który ostatnio jakby się odradza (mamy Crab Invasion, jest Armando Suzette, które zresztą pojawia się u boku Unrobe, no i mamy boysband z samej góry tego zestawienia), trzeba ten projekt śledzić. Aha, warto jeszcze NADMIENIĆ, że na wokalu mamy tu Wayne'a Coyne'a, co też jest całkiem cool.

***

La Sera: Running Wild

La Sera jak zwykle pięknie, jak zwykle rozbudza wszelkie oczekiwania. I dzięki drugiemu singlowi z wielkim zniecierpliwieniem czekamy na Hour of the Dawn. "Running Wild" to standardowe westcoastpopowe melodie, uroczy śpiew, śliczny głos i dużo dobrej zabawy. Katy Goodman nigdy chyba jeszcze nie zawiodła (jako Vivian Girls, jako La Sera, jako Books of Love), dlatego drugi solowy album tej pięknej i kochającej koty Amerykanki musi - PO PROSTU MUSI - być dobry. I będzie. A "Running Wild" czy wcześniejszy "Losing to the Dark" to gwarantują. 

***

Sunny Day Real Estate: Lipton Witch

Nie pamiętam, żeby Sunny Day Real Estate nagrali złą płytę. Nie pamiętam też, żebym wyczekiwał ich nowego materiału. Pamiętam za to, że wiadomość o premierowym utworze, który legendy prawdziwego emo miały przygotować na tegoroczny Record Store Day, strasznie mnie podjarała. Bo SDRE to kawał historii i młodości wielu z nas (w tym mojej), a "Lipton Witch" to kawał dobrej muzyki. Z czysto dziennikarskiego obowiązku należy wspomnieć o szczegółach: utwór powstał w 2009 roku, Amerykanie wydali go dosłownie kilkanaście dni przed dwudziestą rocznicą debiutanckiego Diary (10 dzień maja). No i mamy to wszystko to, czego moglibyśmy od Sunny Day Real Estate oczekiwać. Zajebisty wokal, chwytliwe girary i masa - dosłownie MASA - emocji. Jeden z lepszych utworów SDRE? Być może i tak!


Nie zapomnijcie posłuchać także:

Alpines: No Other Lover
Akdong Musician: 200%
Ariana Grande feat. Iggy Azalea: Problem
Bayonics: Good Love (B. Bravo Remix)
Central Executives: Dance Dance Dance
Charli XCX: Boom Clap
Craft Spells: Breaking The Angle Against The Tide 
Devon Williams: Flowers
Doss: Here Tonight
DP: Jabar
Duck House: Blue Hour
DZA: Fluffernutter (813 Remix)
Ed Thomas: On My Own
KAASI: Lucy Stone
Kelela x Tink: Want It
MNEK: Every Little Word
TĀLĀ: Serbia
Yuck: Southern Skies


przygotowali Tomasz Skowyra i Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.