WYTWÓRNIA: Warner Music Poland/Parlophone
WYDANE: 14 marca
2014
No dobrze, to jak to jest z tą nową Kylie? Z tego co
widzę, to różnie ocenia się najnowszą propozycję Australijki. AllMusic
przyznało cztery gwiazdki na pięć, FactMag wystawił notę trzy i pół na pięć,
Guardian przyznał trzy gwiazdki na pięć, a takie śmieszne NME dało siedem na
dziesięć. Z różnych opinii, czy to znajomych, czy przeczytanych gdzieś w necie,
można wynotować różne głosy: od najsłabszej płyty w całym dorobku, aż po jej
najciekawszy krążek od wielu lat. Mój sąd plasuje się chyba gdzieś pośrodku tego
recepcyjnego pędu.
Z jednej strony mam świadomość, że swoje najlepsze
rzeczy Kylie już nagrała, a za takie uważam mój ulubiony ultra-popowy Fever i pławiący się w eksperymentach,
ale równie znakomity pod względem chwytliwości, sensualny Body Language, przy tym pamiętam cały czas o pierwszych płytach i o
całej masie mistrzowskich singli, których nie ma potrzeby wymieniać. Z drugiej
jednak strony, gdy patrzę na indolencję Lady Gagi, „rozdrabnianie się na
drobne” Madonny na MDNA, kompletny
spadek formy Britney – z porażającego Femme
Fatale do kompletnego gniota Britney Jean, czy nikłe próby Katy Perry,
Kylie, obok Carly Rae Jepsen, Miley Cirus czy trochę łapiącej się w ten krąg
Lily Allen, urasta dziś do jednej z obrończyń komercyjnego popu.
Dlatego jasne – Kiss
Me Once ma swoje wady. Zmierzające trochę donikąd, kiepskie dubstepowe
ćwiczenie „Sexercize” (ogólnie płyta obraca się wokół stałych wątków
poruszanych przez Kylie w ciągu całej kariery, stąd tytuły „Sexercize”, „Les
Sex”, „Sexy Love”, czy bonusowy „Sleeping With The Enemy”), niezbyt zajmujący
dance „Feels So Good” czy uderzający w lekko kiczowato-balladowe tony duet z
Enrique (tak, z tym Enrique) „Beautiful” na pewno obniżają ocenę. Ale
zdecydowanie więcej jest momentów stanowiących o klasie Kylie. „Sexy Love” już
jakiś czas temu uznałem za jeden z najlepszych
tegorocznych singli, i jak na razie zdanie podtrzymuję. Dalej na uwagę zasługuje
sklecony przez Pharrella bardzo radiowy „I Was Gonna Cancel” – na G I R L czy na RAM (czujecie te daftpunkowe łańcuszki?) ten kawałek byłby
niekwestionowanym highlightem.
Trzecią piosenką, która się wyróżnia, jest zamykający
krążek „Fine”. Prostota idzie tu w parze ze świeżością, osiągniętą dzięki
doprawieniu tracka samplowymi ścinkami wokalu – zdecydowanie trafiony
zabieg. Do tego jeszcze bardzo wyniosły, śpiewny chorus i numer gotowy. A poza
tym mamy jeszcze na Kiss Me Once brzmiący jak mash-up tego z czymś z Aphrodite
„Million Miles”, także jest w czym wybierać. Wydaje mi się, najnowszy LP Kylie
jest chyba równiejszy zarówno od poprzedniego krążka, jak i od X. Jakościowo są to podobne materiały, a
więc rzeczy jak najbardziej udane. A to znaczy, że australijska gwiazda wciąż
utrzymuje przyzwoity poziom, nie schodząc poniżej pewnej granicy. I za to
właśnie należą się jej brawa.
6.5
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.