sobota, 24 maja 2014

POPŁACZ RAZEM Z NAMI #5: I Am A Curse, La Secte Du Futur, Walrus Alphabet/Agorafobia


Jak co sobotę, Mateusz Romanoski bierze "pod lupę" wydawnictwa znane i te mniej znane. W piątej części "Popłacz razem z nami" opisuje... A zresztą, zobaczcie sami!


I Am A Curse – Sequel For An Unforgiving Wreckage: Civil Wars 

I Am A Curse są jedną z tych kapel, które najczęściej przewijają się na koszulkach bywalców post-hardcore’owych gigów. Nowe nagrania, których można słuchać na bandcampie, a ukażą się nakładem I.CORRUPT.RECORDS już we wrześniu, raczej nie zmienią tego stanu rzeczy. To dalej potężne, intensywne i gęste granie w duchu francuskiego screamo. Wytwórnia nie kłamie: można postawić na półce obok Birds In Row i No Omega bez obaw, że płyty się nie polubią.




La Secte Du Futur – Greetings From Youth

Zeszłoroczny gig Catholic Spray był jednym z bardziej klawych, które miałem okazję zobaczyć w 2013. Tym fajniej, że w tym roku Warsaw City Rockers ściągają inny projekt członków ekipy – La Secte Du Futur (20 czerwca @ Eufemia, wpiszcie w kalendarz). Tegoroczna płyta, Greetings From Youth, zwraca uwagę z jednej strony rock’n’rollową energią (trochę The Shadows na dopalaczach), z drugiej wczesnohardrockowymi zboczeniami (pierwsze, psychodeliczne płyty Deep Purple). Wszystko to obowiązkowo w niechlujnie punkowo-garażowym wykonie. Ameryki nie odkrywają, ale i tak znając życie, są bardziej sympatyczni od Krzysztofa Kolumba.



Walrus Alphabet/Agorafobia – Split 

Music Is The Weapon nie próżnuje wydawniczo. Od jakiegoś czasu możemy już cieszyć się nowo wydanym splitem Agorafobii i Walrus Alphabet. Nazwy nic nie mówią? Agorafobia to poboczny projekt dwóch członków Perspecto, a Walrus Alphabet to trio, którego muzycy udzielali/ją się takich składach jak 1926, Ampacity, Ląd Morze Ląd, God's Own Prototype, KSAS i Marla Cinger Jaśniej? Zacznijmy od tracków firmowanych nazwą Agorafobia. Chociaż w notce prasowej widnieją odwołania do „Voyager Golden Record” (archiwalnych nagrań wysłanych w latach siedemdziesiątych w kosmos przez NASA), myślę, że dla większości słuchaczy/ek bardziej czytelnym skojarzeniem będzie po prostu skład macierzysty. Kompozycje, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to instrumentalne granie, nie powinny zdziwić nikogo, kto słyszał np. „unisiono dissonance”. Zdarza im się zagrać bardziej energetycznie (jak w „Rocky Shore/Dusk”, moim faworycie) albo odpłynąć w stronę islandzkich, rozmytych partii przywodzących na myśl nagrania Sigur Rós (jak w „On a Three Day”), czy nagrać rzecz w pełni akustyczną (jak ostatni na „ich stronie” „Summer’s End”), ale trudno mówić o zaskoczeniu. Nie zmienia to faktu, że obcuje się z tą muzyką bardzo dobrze. Nie zawodzi też Walrus Alphabet. Pierwsze skrzypce gra tu Artur Bieszkie, który swoimi gitarowymi szaleństwami lokuje skład gdzieś między chwytliwością środkowego Sonic Youth, a psychodelicznymi zagrywkami solowego Omara Rodrigueza-Lopeza. Jazzowe zboczenia sekcji przywodzą za to na myśl płyty Bark Psychosis. Split na bardzo dobrym poziomie. Można słuchać bez poczucia schizofrenii.



Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.