sobota, 26 kwietnia 2014

POPŁACZ RAZEM Z NAMI #2: Michał Pydo, whiteclaudia, Den Drones



Mateusz Romanoski bierze "pod lupę" wydawnictwa znane i te mniej znane. W drugiej części "Popłacz razem z nami" opisuje... A zresztą zobaczcie sami!



Michał Pydo – Proof of Concept 

Na Before It Is Too Late w 2009 roku czekali wszyscy. Niezależnie od tego, czy zespół sprostał wygórowanym wymaganiom, dalej jest to płyta ważna dla pierwszej dekady XXI wieku gitarowego grania w Polsce. Tym bardziej dziwi milczenie wokół Proof of Concept, solowej epki Michała Pydo, wokalisty i gitarzysty grupy, nagranej z Szymonem Witeckim z Rachael za bębnami. Brzmieniowo i kompozytorsko nie jest to zaskoczenie, nie wychodzimy zbyt daleko od nagrań składu macierzystego. Co może różnić, to jeszcze bardziej intymny, ascetyczny charakter tej muzyki. To bardzo cicha, oprócz krótkiego fragmentu ostatniego „Spirit”, stonowana epka. Z bardzo Cure’owskimi motywami gitarowymi, melancholią Low, przestrzenią Sigur Rós i dalej wyjątkowym, charakterystycznym wysokim wokalem Michała. Można słuchać na ripicie i żałować, że to tylko 5 utworów. Jedyne, czego należy sobie życzyć, to żeby na następne 5 nie trzeba było czekać pięciu lat. Chociaż dla takiej muzyki warto czekać nawet dekadę. Nawet jeśli nie będzie to najlepsza rodzima epka roku, z pewnością już teraz wygraną w kategorii „piękna” ma w kieszeni.






whiteclaudia – EP 

Pierwszego plusa przy składzie postawiłem jeszcze przed odpaleniem bandcampa. Okładka sprawiająca wrażenie niepokojącego dziecięcego obrazka pasuje do emocjonalnego grania jak ulał. Dobrze, że zespół też nie przekroczył cienkiej linii między zaangażowaniem a banałem. Cieszy to, że nawet dosyć typowe dla screamowego grania patenty potrafią przełamać w ciekawy sposób. W „opoce” dosyć typowy riff przechodzi w ciekawie łamaną partię. „W cieniu”, zanim rozkręci się na dobre, zaczyna się od nagrania skrzypiącego krzesła/drzwi/kto tam wie czego i szczekania psa, a zanim usłyszymy partie gitary w normalnej głośności, słuchamy jej jakby zza ściany. Do mnie pod względem instrumentalnym bardziej przemawiają te w mniejszym stopniu „umetalowione” fragmenty epki, jak otwierający całość „Okrutny sierociniec” i „Bezpieczny dom”. Gdyby nie wykrzyczany, brutalny wokal, mogłyby kojarzyć się z tym, co robili die last. Tak czy siak, duży props i sporo momentów, które pokazują, że Klaudia ma duży kombinatorski potencjał, żeby nas jeszcze czymś zaskoczyć.






Den Drones – EP

Debiutancka epka Den Drones wydana w ultra-limitowanej (już wyprzedanej) edycji przez wytwórnię Element mogłaby robić za instrukcję obsługi dla debiutujących kapel w temacie : „jak przyjść znikąd i rozjebać”. Będąc całkiem zainteresowany tym, co wyczynia się pod względem koncertowego życia Warszawy, nie słyszałem o składzie do momentu, kiedy nagrań nie wrzucił na facebookową tablicę jeden z moich znajomych. I co? Mamy spotkanie niechlujności i melodyjności na rzadko spotykanym u nas poziomie. Gdyby nie byli z cebulandii, pewnie ścigaliby się z Wavves. Brzmią jak wczesne Yo La Tengo idące pod rękę z Pixies (przedreaktywacyjnym, żeby nie było wątpliwości), kąpiące się w shoegaze’owym sosie. Mamy i punkowy nerw w „In Love With Your Dog”, i harrisonowskie „DD Reporter”, i jakby zaiwanioną z archiwów Daniela Johnsona „Fairy False”, i rockabillitową „Silbę”, i „Temple Drake” urzekające oldschoolową cold wave’ową motoryką. A najlepsze jest to, że mimo tej eklektyczności dalej słychać, że to Den Drones.  




przygotował Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.