wtorek, 24 grudnia 2013

Zaległości recenzenckie #3: Coyote Clean Up, Lawrence, Machinedrum, Rangers, Four Tet


Powoli nadrabiamy zaległości recenzenckie. Kilka słów o albumach wydanych w mijającym roku. Coyote Clean Up, Lawrence, Machinedrum, Rangers oraz Four Tet.




Coyote Clean Up - 2 Hot 2 Wait 
2013, 100% Silk


Wydaje mi się, że dobrze słuchałoby się tego krążka leżąc w łóżku z wysoką gorączką, będąc skrytym pod kilkoma kołdrami. Atmosfera maligny wydaje mi się bardzo głośno i wyraźnie przemawiać przez 2 Hot 2 Wait. Dopatruję się tu wręcz pewnych pierwiastków klimatyczno-stylistycznych z Let The Blind Lead Those Who Can See But Cannot Feel. Z drugiej jednak strony trzeba wtopić w debiut Atlas Sound na przykład ƒIN Johna Talabota, bo Christian Sienkiewicz wcale nie zamierza wyłącznie majaczyć, ale dość wyraźnie daje pretekst do zdecydowanego wejścia na parkiet. I to będzie chyba największą zaletą tego albumu – odnalezienie osobliwego punktu stycznego między cielesnym ożywieniem i kompletnym wycieczeniem oraz brakiem optymalnej świadomości. Polecam w całości tę trochę porażoną odyseję, zwłaszcza gdy będziecie w podgorączkowych stanach. 

7

***

Lawrence – Films & Windows 
2013, Dial Records

Z cyklu czym jarają się stali czytelnicy Resident Advisor. W tym roku padło między innymi na album Petera Kerstena, stojącego za projektem Lawrence. W zasadzie nie ma co się dziwić: niemiecki producent wzorowo układa techniczne beaty i skleja z nich zwiewne, natchnione groove'em powiastki. Zaczyna się rzeczywiście filmowo („The Opening Scene”) — coś jak czołówka jakiegoś obrazu science-fiction, która płynnie otwiera całe dzieło. Wraz z pojawieniem się „Marlen” muzyka wkracza na właściwe tory — pojawia się jednostajny beat oraz psychodeliczne tło, stanowiące o lekko kosmicznym wydźwięku Films & Windows. Druga część płyty jest bardziej subtelna: główną rolę zaczynają odgrywać liquidowe faktury (zaczyna się tak gdzieś od „Kuramy”) przylegające do miękkiego minimal-techno. Ciężko powiedzieć, która odsłona Lawrence jest lepsza, a to świadczy tylko o wysokiej jakości produktu. Gratki. 

7 

***

Machinedrum – Vapor City 
2013, Hyperdub

Mam wrażenie, że Travis Stewart znakomicie wykorzystuje swój czas. Jeszcze parę lat temu było o nim zupełnie cicho. Dopiero gdy postawił na podążającą w kierunku dubstepowych czy połamanych rytmów, zyskał uznanie (pamiętamy peany na cześć Room(s) czy Sepalcure, w którym udziela się Stewart). Wcale nie chcę być złośliwy czy coś, po prostu „takie są fakty”. A żeby udowodnić mój przyjazny stosunek do Travisa, pochwalę tegoroczne Vapor City, będące dla mnie jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych podczas wszelkiego rodzaju podróży. Płyta zwłaszcza dobrze radziła sobie w nocnych porach — ileż to razy odpalałem oparte na podciętym, jungle’owych beacie „Gunshotta”, okraszone promienistymi padami harce w „Center Your Love” czy zdecydowanie ulubione „Seesea”, gdzie rozłożenie akcentów, trafność podbić i udane balansowanie między tempami absolutnie powala. Nie wszystkie tracki kopią równie mocno, ale w ostateczności Vapor City wymiata.

7

***

Rangers – Scrap 
2013, Bezoar Formations

Napisać, że najnowsza, trzecia propozycja Joe Knighta to coś w rodzaju narkotycznego tripu, to pójście na łatwiznę. Zaiste, Scrap doskonale nadaje się jako soundtrack to takich scen, ale Knight idzie chyba trochę inną drogą. Podzielone na dwie kasety wydawnictwo to przepełniona przeróżnymi, nieraz zupełnie dziwacznymi, sonicznymi komponentami, kosmiczna mozaika w lo-fi’owej scenerii. Czego tu nie ma: są psychodeliczne odjazdy, space-rock, drone’y à la Sunn O))), tańczące, funkowe basy, noise’owe tudzież zgrzytliwe faktury, post-punkowe wstawki, podwodne oceaniczne sytuacje, krautrockowa wolność ducha and many, many more. Wszystko cudownie zespolone w długaśne, improwizowane suity. Wciąż wolę chyba debiutancki Suburban Tours za świeżość i chwytliwość, ale formalnie otwarty i eklektyczny Scrap rządzi niemal równie mocno. 

7.5

***

Four Tet – Beautiful Rewind 
2013, Text

Kieran Hebdan to już rzemiecha folktroniki i podobnych dźwięków, więc każdy kolejny ruch z jego strony trzeba traktować serio. Po zeszłorocznej kompilacji Pink, ale i po wspólnych numerach z Burialem wiadome było, że typ totalnie zajarał się zamglonym dubstepem (tak jak Travis Stewart). Beautiful Rewind to właśnie wyraz jego fascynacji tym gatunkiem. Szkot radzi sobie w tych nowych-nienowych szatach bardzo dobrze — mimo zmian stylistycznych jego wrażliwość wciąż jest piekielnie wyrazista (tylko on może odpowiadać za tak poprowadzone linie wokalne w „Parallel Jalebi”). Szkoda tylko, że po jakimś czasie te jego digi-tematy zaczynają lekko nużyć, bo trochę się ze sobą zlewają. Trzeba od nich odpocząć, żeby znowu poczuć ciepłość soundu, z którego słynie Four Tet (uwydatnia się to zwłaszcza w końcowych „Unicorn” i „Your Body Feels”). Mimo wszystko Hebdanowi udało się wysmażyć kolejnego stylowego longplaya pasującego JAK ULAŁ do jego dyskografii.

6.5

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.