Relacja z tegorocznej edycji SpaceFestu.
SpaceFest! 2013
Dzień 1 - 6.12.13
Ampacity
Solidny koncert, który
zagrała kapela z doświadczeniem scenicznym, dobrze czująca się na deskach,
zgrana i solidna. Zespół prezentował nowy materiał oraz promował wydany w marcu
bieżącego roku album Encounter One.
Ich retro–futurystyczne, potężne, ale jednocześnie psychodeliczne (np. podczas
smakowitych solówek Marka Kosteckiego na elektrycznym pianinie) brzmienie
spotkało się z dobrym odbiorem w Żaku. Panowie, oprócz udanego koncertu, mieli
jeszcze jeden powód od dumy. Tego dnia oficjalną premierę miało winylowe
wydanie Encounter One. Gratulujemy!
Pure Phase Ensemble
Po raz
trzeci międzynarodowe warsztaty organizowane specjalnie z okazji SpaceFestu
ukazały magię kreatywności. W ciągu czterech dni powstało siedem frapujących,
różnorodnych, barwnych kompozycji. Stworzone zostały one przez grupę ludzi z
odmiennych biegunów muzycznych, którzy jeszcze na tydzień przed koncertem w
ogóle się nie znali. Opiekę artystyczną sprawował Ray Dickaty, a gościem
specjalnym była Laetitia Sadier, znana ze Stereolab. W składzie dominował
pierwiastek kobiecy (Małgorzata Penkalla z Enchanted Hunters na
skrzypcach, gitarze i wokalu, Magdalena Gajdzica z Enchanted Hunters na
flecie i wokalu oraz Joanna
Kuźma - Asia i Koty - na wokalu i pianie/keyboardzie). Miało to
wydźwięk w muzyce, którą usłyszeliśmy; delikatnej, pełnej wielogłosów, melodii
i harmonii. Bywało też czadowo, jak w jednej z kompozycji, napisanej przez
gitarzystę Jakuba Kozaka (The Esthetics), gdzie dało się słyszeć wpływy garage
rocka i rock'n'rolla. Wielkie brawa należą się fantastycznej sekcji rytmicznej:
Jakub
Świątek (perkusja)/Sławomir Draczyński (gitara basowa)
na co dzień grających w Popsyszach. W składzie był również Jarosław Marciszewski
(Popsysze), który zapewniał swoją grą na gitarze wsparcie rytmiczne i solowe, a
w jednym z utworów grał na djembie. Był to wspaniały koncert pełen różnych,
nieoczywistych dźwięków, które spodobały się licznie zgromadzonej publiczności.
Pozostaje czekać, aż Nasiono wyda PPE 3 na CD.
Weekend
Pierwszy dzień zamykał
amerykański Weekend, który rozpoczął granie o niewdzięcznej porze, gdy większość musiała zmykać do domu.
Najbardziej wytrwali, którzy zostali, zobaczyli dobry, post-punkowy show.
Koncert cechowała duża doza energii, zarówno na scenie, jak i na deskach sali
suwnicowej klubu Żak. Występ zakończył się pięknym gitarowym hałasem,
sprzężeniami i generalną dezintegracją uszu słuchaczy.
Dzień drugi – 7.12.13
Trans/Human
Dzień drugi
otworzył elektroniczno–eksperymentalny duet Trans/Human z Sheffield. Jest on
częścią niezależnego labelu/społeczności artystów pod nazwą The Audacious Art
Experiment. Występ Brytyjczyków był fenomenalnym przykładem na to, jak zrobić
coś z niczego. Nielicznie zebrana publiczność miała okazję usłyszeć jeden z najpiękniejszych
i najbardziej intensywnych hałasów tegorocznej edycji, powstałych poprzez
uderzanie w pustą puszkę po piwie, jeżdżenie prętem po przystawkach gitary itp.
Pozornie wydawało się, że na postawionym na scenie stole leży sterta śmieci, a
nie cała gama elektronicznych instrumentów, stworzonych przez muzyków. Wielki
podziw budziła rozpiętość kreowanych rodzajów dźwięków, od jednostajnego
buczenia, po wiercące dziury w mózgu wysokie eksplozje. Występ Trans/Human był
dziwny, hipnotyzujący, odstający w swoim zdehumanizowaniu od reszty
„normalnych” koncertów i przez to niezmiernie ciekawy. Polecam ten skład
wszystkim eksperymentującym z noisem artystom.
Niewolnicy Saturna
Jeżeli
Trans/Human swoim hałasem dawali do myślenia, to koncert Niewolników Saturna
powodował strach. Niesamowicie osobliwy był ten gig, począwszy od kwaśnych
wizualizacji, przez poziom decybeli generowany przez to trio, kończąc na
ostatnich piosenkach zagranych w piosenkowej formie. Koncert był krótki (ok. 30
minut), powodem były chyba problemy techniczne, ale dało się zauważyć w nim
pewną narrację. Pierwsza część to chory hałas, rzężenie, stukanie, chłostanie,
szuranie, wariowanie na puzonie z subtelną grą basu i perkusji w tle. Druga
część to zagrane jak najbardziej zwyczajnie na gitarze, basie i perkusji
piosenki. Projekt Macieja Cieślaka, Macieja Zabrodzkiego i Roberta Derlatki
zdecydowanie zwiększył poziom skwaszenia podczas drugiego dnia i według mnie
dobrze przygotował publiczność na zamykający festiwal koncert.
Dead Skeletons
Pierwszy polski
występ islandzkiego transowego składu przyciągnął do Żaka prawdziwe tłumy. Cała
sala była wypełniona po brzegi mniej lub bardziej przygotowanymi do kosmicznego
odlotu fanami. Koncert był jak czarna msza, swego rodzaju misterium, tyle że
mającego miejsce gdzieś w Układzie Słonecznym. Dość powiedzieć, że w centralnym
punkcie sceny stał ołtarzyk wokalisty Jóna Sæmundura Auðarsona, na którym
znajdowały się czaszki, z których sterczały zapalone kadzidełka. Kompletny
odlot, na którym wszyscy odjechali. Wrażenie potęgowały kosmiczne wizualizacje.
Zespół zabrzmiał potężnie, dominowały drony, jednostajne rytmy, oszczędne,
zalane pogłosami wokale. Muzycy nie przymilali się do publiczności, zdawali się
być kompletnie pogrążeni w swojej śmiertelnej mantrze. Na pewno pomagało im
utrzymać ten stan picie wódy prosto z butelki. Dead Skeletons zagrali chyba
najlepszy koncert tegorocznej edycji, co zdaje się potwierdzać zarówno
wspaniała frekwencja, jak i liczne pozytywne komentarze po imprezie.
Marcin Lewandowski
Od redakcji: Na występ Starej Rzeki nasz redaktor nie zdążył dotrzeć. Niestety, ale zatrzymał go niedobry i mroźno-wietrzny Ksawery. Z przyczyn naturalnych darowaliśmy sobie relację z występu Judy's Funeral, natomiast wszelkie głosy mówią, że był to dobry koncert!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.