Od razu mogę powiedzieć, że wtorkowy koncert Kanadyjczyków z Metz w stołecznym klubie Hydrozagadka był jednym z najlepszych, jakie mogłem ostatnio oglądać. Pomimo dość krótkiego repertuaru, chłopaki grały godzinę albo troszkę więcej, prezentując fanom jeden nowy utwór oraz cover zespołu The Damned. Nasze wrażenia z pierwszego ich koncertu na OFF-ie były bardzo pozytywne i takie są te z Warszawy. Jednak ogromną przewagą były okoliczności, w jakich ten koncert się odbywał. W Katowicach grali na duzej scenie w potężnym słońcu, w środę w małym klimatycznym klubie bardzo blisko publiczności, która dała po sobie znać, że bawi się nawet bardziej niż świetnie. Ludzi nie było przesadnie dużo, prawdę mówiąc spodziewałem się prawdziwego szturmu na 11 Listopada... ale pustek na szczęście nie było.
Zespół jest niesamowitą dźwiękową petardą. W ich składzie każdy z trzech członków jest równie ważny i spełnia swoją rolę perfekcyjnie. Ktoś może powiedzieć, że grają mało zróżnicowane kawałki, ale taki jest ich urok. Każdy utwór idealni pasuje do drugiego, będąc jednocześnie czymś zupełnie innym! Są to produkcje idealne do tak surowego i bezpretensjonalnego miejsca jak Hydro.
Metz od pierwszego do ostatniego numeru utrzymywali wysoki poziom. Zarówno głośności, jak i jakości. Fantastyczny koncert. Miejmy nadzieję, że ich kolejne produkcje i koncerty będą równie udane.
Wojciech Irzyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.