środa, 27 listopada 2013

Recenzja: Los Campesinos! - No Blues




WYTWÓRNIA: Wichita Recordings
WYDANE: 29 października 2013
WIĘCEJ O ARTYŚCIE
FACEBOOK 

Los Campesinos! zawsze posiadali tę niezwykłą zdolność do nagrywania hitowych singli, o których dużo mówiło się od dnia premiery utworu, a o których zapominało się po jakimś czasie, a TEN DZIEŃ, jakim był dzień premiery płyty, jakoś przechodził bokiem, ledwo zauważony. Cóż, taki urok niektórych indiepopowych zespołów.

Druga kwestia - Walijczycy są, przynajmniej w Polsce, bardzo niedocenianym zespołem. Ich albumy - począwszy od debiutanckiej epki Sticking Fingers Into Sockets, która po dziś dzień uznawana jest za jedno z lepszych wydawnictw Los Campesinos!, aż po wypuszczone w 2011 roku Hello Sadness - nie cieszyły się wielką popularnością, nie znajdowały się na pudle w podsumowaniach rocznych, zespół nawet nie przyjechał do nas na żaden fest! No cóż, tak to już bywa, choć to dość krzywdzące podejście. Dlaczego? Ano dlatego, że Los Campesinos! potrafią pisać znakomite melodie.

Udowodnili to na wspomnianej epce z 2007 roku, potwierdzili (pierwszy raz) wydanym rok później Hold on Now, Youngster, potem We Are Beautiful, We Are Doomed, by w 2010 roku przywalić z Romance is Boring (ach, ten utwór tytułowy!). Hello Sadness, do niedawna ostatni długograj Walijczyków, był płytą praktycznie bez wad, a sam w listopadzie 2011 roku zachwycałem się tamtym wydawnictwem. Minęły dwa lata, a Los Campesinos! powrócili z kolejnymi indiepopowymi hitami. I wiecie co? Oni robią to dobrze.

Nadal czaruje akcent Garetha, który, mimo nagrywania płyt od 2007 roku - nie nauczył się poprawnie śpiewać, chociaż z albumu na album jest coraz lepiej. Nadal Los Campesinos! potrafią przygotować utwory, które z łatwością zapadną w pamięci, które będzie się nuciło i które tak szybko nie wylecą z głowy. Otwierające No Blues "For Flotsam" to idealna laurka walijskiej formacji - radosne melodie, zawodzący wokal Garetha, indiepop w sumie już na miarę ekstraklasy. Urocze chórki, na drugim mikrofonie znakomicie spisuje się Kim Campesinos!, syntezatory mienią się wszystkimi kolorami (będzie modnie) tęczy, stare, dobre Los Campesinos! w pełnej okazałości. Powtórką z rozrywki jest też następujący po pierwszym indeksie "What Death Leaves Behind" - energiczny, szybki, pełen radości i oparty na zapadającej w pamięci perkusji utwór, który może kojarzyć się z "Romance is Boring".

Właśnie, perkusja. Ten instrument na No Blues, a w szczególności w tych szybszych kawałkach, został wyjątkowo wyeksponowany, i chwała Walijczykom za to. Właśnie w tych kompozycjach, czyli dwóch pierwszych utworach, rewelacyjnym, najnowszym singlu "Avocado, Baby" czy "Cemetery Gaits", czuć powiew wcześniejszych nagrań Los Campesinos! Tematyka najnowszego albumu? Nadal poruszane są zagadnienia związane ze śmiercią, rozkładem (fizycznym i emocjonalnym), samotnością i tym, co dla Brytyjczyków naprawdę ważne, piłką nożną. Melodyjnie jest jednak o wiele jaśniej niż na Romance is Boring i We Are Beautiful, We Are Doomed, choć przecież zarówno pierwsza epka, jak i długograj do najsmutniejszych nie należały. Poważniejsze zmiany w podejściu do brzmienia LC! dało się zauważyć już na Hello Sadness, ale właśnie No Blues sprawia wrażenie albumu po prostu... radosnego. I właśnie w tym swoistym dysonansie tkwi prawdziwy urok tej niegdyś tłocznej, obecnie stale zmniejszającej się formacji.

Jak zwykle w przypadku Los Campesinos! ogromne znaczenie odgrywają teksty, którymi zespół puszcza oczko słuchaczom. Smutne piosenki o smutnych tekstach, przez które sporadycznie przedziera się iskierka nadziei na lepszą egzystencję, ubrane w radosne melodie i w charakterystyczne brytyjskie poczucie humoru, pełne sprzeczności i podwójnych znaczeń. Warto czasem skupić się tylko na płaszczyźnie lirycznej LC!, bo przy lepszym poznaniu ich nagrania dużo zyskują.

No dobrze, ale No Blues to przecież także utwory spokojne, które z łatwością można nazwać balladami. "Glue Me", "The Time Before The Last Time" i "Selling Rope (Swan Dive To Estuary)" to kompozycje ładne, przyjemne i z pewnością warte uwagi słuchaczy. Pierwszym Los Campesinos! bawią się ze słuchaczami częstymi zmianami tempa, drugi, poprzez oparcie na brzmieniu syntezatorów i chóralnym śpiewie, narzuca na płytę ambientową łatę, taką nowość w działalności Walijczyków, ale, co trzeba przyznać, sprawdzającą się dość udanie. "Selling Rope (Swan Dive To Estuary)" przypomina natomiast stare nagrania Foals, te jeszcze z Antidotes, a wszystko przez proste i chwttliwe klawisze. Skojarzenie mija co prawda wraz z rozwojem ostatniego utworu, ale początek? Coś w tym jest. 

Na ostatni akapit można by było wymyślić kilka ambitnych, patetycznych i chwytliwych słów, jednak najbardziej odpowiednim rozwiązaniem będzie zacytowanie tej samej końcówki, co w przypadku Hello Sadness: "Wiadomo, recenzja pisana przez psycho/tru-fana, który do Los Campesinos! wraca stale odkąd usłyszał „We Throw Parties, You Throw Knives” (czerwiec/lipiec 2007), nigdy nie będzie nawet w milimetrze obiektywna. Dlatego warto na własne uszy przekonać się, czy No Blues to faktycznie kandydat na płytę roku". 

8

Piotr Strzemieczny

Zobacz także:
Recenzja: Los Campesinos! - Hello Sadness, 2011 Arts & Crafts / Wichita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.