Fot. Raveonettes (autor: Jarosław Sopiński) |
Na gdańskim koncercie The
Raveonettes zaprezentowali swoją drapieżniejszą stronę. I bardzo dobrze!
Impreza odbyła się w niedawno
otwartym klubie B90, który znajduje się na terenie Stoczni Gdańskiej. Byłem tam
pierwszy raz i od razu zrobiła na mnie wrażenie gigantyczna przestrzeń głównej
sali. Wysokie stropy hali, beton, surowość, ogólnie rzecz biorąc warunki
pozornie niesprzyjające hałasowi. O 19.00 mieli zacząć The Sunlit Earth, ale
opóźnienie wyniosło ok. 40 minut ze względu na kłopoty ze stołem mikserskim.
Drugim supportem byli The Lollipops i trzeba powiedzieć, że oba zespoły
wspomagające wywiązały się z roli rozgrzewaczy wielce zadowalająco.
O 21.00 planowo mieli zacząć
Duńczycy, ale z powodów niezależnych od nich wyszli na scenę o 23.30 i zagrali
dla mniej więcej 200 osób, ponieważ część fanów nie wytrzymała
napięcia/zmęczenia/irytacji. Powodem tej gigantycznej obsuwy była wymiana stołu
mikserskiego, którego awaria uniemożliwiła prawidłowe nagłośnienie sali. Sune
Rose Wagner i Sharin Foo i pan anonimowy perkusista wyszli na scenę bez żadnych
zapowiedzi, więc przez pierwsze minuty występu mało kto rozumiał, czy to już
koncert, czy próba dźwięku.
Trzeba tutaj podkreślić, że
zespół wielokrotnie przepraszał za zaistniałą sytuację, zaznaczając przy tym,
że to absolutnie nie ich wina. I najwyraźniej poczuwając się do udowodnienia
najwierniejszym fanom, że warto było zostać, zagrali piękny, ognisty, mocny
koncert. Trwał niewiele ponad godzinę, ale zawierał tyle energii, miejscami
nawet nadgorliwości (szczególnie podczas bisów), że wszyscy szybko zapomnieli o
usterkach i opóźnieniach. Muszę również podkreślić, że techniczni odkupili
swoje winy, bo muzyka brzmiała fenomenalnie, potężnie i klarownie. Muzycy
postawili na minimalizm scenograficzny (jedyną „ozdobą” była biała tkanina
zawieszona za sceną), dużo dymu i stroboskopowych świateł.
fot. Raveonettes (autor: Jarosław Sopiński) |
Ich set składał się w większości
ze staroci, zagrali tylko dwa utwory z najnowszego albumu Observator ("She Owns
The Streets" i "Curse
The Night"). Najmocniejszym momentem wieczoru było powalające "Aly Walk With Me" z genialną,
hałaśliwą końcówką (uroczy widok Sharin Foo, która ze stoickim spokojem
katowała swoją gitarę). Wspaniale
przyjęte zostały również hity "Attack
Of The Ghost Riders" i "Love
in a Trashcan". Zmiażdżyło wyłaniające się z kłębów dymu "Bowels Of The Beast".
Pomimo straszliwego opóźnienia,
które niewątpliwie zepsuło czar tego wieczoru, gdański gig należy uznać za
udany. Pełen energii, melodyjnej kakofonii i chłodnej nostalgii. Czyli The
Raveonettes w pigułce.
Marcin Lewandowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.