wtorek, 1 października 2013

Relacja: The Raveonettes, B90

Fot. Raveonettes (autor: Jarosław Sopiński)
Na gdańskim koncercie The Raveonettes zaprezentowali swoją drapieżniejszą stronę. I bardzo dobrze!









Impreza odbyła się w niedawno otwartym klubie B90, który znajduje się na terenie Stoczni Gdańskiej. Byłem tam pierwszy raz i od razu zrobiła na mnie wrażenie gigantyczna przestrzeń głównej sali. Wysokie stropy hali, beton, surowość, ogólnie rzecz biorąc warunki pozornie niesprzyjające hałasowi. O 19.00 mieli zacząć The Sunlit Earth, ale opóźnienie wyniosło ok. 40 minut ze względu na kłopoty ze stołem mikserskim. Drugim supportem byli The Lollipops i trzeba powiedzieć, że oba zespoły wspomagające wywiązały się z roli rozgrzewaczy wielce zadowalająco. 

O 21.00 planowo mieli zacząć Duńczycy, ale z powodów niezależnych od nich wyszli na scenę o 23.30 i zagrali dla mniej więcej 200 osób, ponieważ część fanów nie wytrzymała napięcia/zmęczenia/irytacji. Powodem tej gigantycznej obsuwy była wymiana stołu mikserskiego, którego awaria uniemożliwiła prawidłowe nagłośnienie sali. Sune Rose Wagner i Sharin Foo i pan anonimowy perkusista wyszli na scenę bez żadnych zapowiedzi, więc przez pierwsze minuty występu mało kto rozumiał, czy to już koncert, czy próba dźwięku.
 
fot. Raveonettes (autor: Jarosław Sopiński)
Trzeba tutaj podkreślić, że zespół wielokrotnie przepraszał za zaistniałą sytuację, zaznaczając przy tym, że to absolutnie nie ich wina. I najwyraźniej poczuwając się do udowodnienia najwierniejszym fanom, że warto było zostać, zagrali piękny, ognisty, mocny koncert. Trwał niewiele ponad godzinę, ale zawierał tyle energii, miejscami nawet nadgorliwości (szczególnie podczas bisów), że wszyscy szybko zapomnieli o usterkach i opóźnieniach. Muszę również podkreślić, że techniczni odkupili swoje winy, bo muzyka brzmiała fenomenalnie, potężnie i klarownie. Muzycy postawili na minimalizm scenograficzny (jedyną „ozdobą” była biała tkanina zawieszona za sceną), dużo dymu i stroboskopowych świateł.

fot. Raveonettes (autor: Jarosław Sopiński)
Ich set składał się w większości ze staroci, zagrali tylko dwa utwory z najnowszego albumu Observator ("She Owns The Streets" i "Curse The Night"). Najmocniejszym momentem wieczoru było powalające "Aly Walk With Me" z genialną, hałaśliwą końcówką (uroczy widok Sharin Foo, która ze stoickim spokojem katowała swoją gitarę). Wspaniale przyjęte zostały również hity "Attack Of The Ghost Riders" i "Love in a Trashcan". Zmiażdżyło wyłaniające się z kłębów dymu "Bowels Of The Beast".


Pomimo straszliwego opóźnienia, które niewątpliwie zepsuło czar tego wieczoru, gdański gig należy uznać za udany. Pełen energii, melodyjnej kakofonii i chłodnej nostalgii. Czyli The Raveonettes w pigułce. 

Marcin Lewandowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.