piątek, 11 października 2013

Recenzja: Factory Floor – "Factory Floor" (2013, DFA)

Factory Floor - debiut na miarę naszych czasów?














Słyszeliście „Reflektor”? Teaser nowiutkiego, *epickiego* (ponad 75 minut) longplaya Arcade Fire, który współprodukował sam James Murphy? Na samą myśl o Reflektorze fanbase’owi Pitchforka robi się mokro. Właściwie oni już mają płytę roku bez słuchania (sorry Kanye?). Też słyszałem i moje nastroje są odrobinę odmienne. Moim skromnym zdaniem „Reflektor” to irytujący patetyczny nu-indie hymn w czerstwej jak chuj, dance-punkowej oprawie. C’mon, to ma być eksperymentalne oblicze AF? Jeśli tak, to trochę ręce opadają. Wybaczcie, ale Miley nie potwerkuje do tego songu.

Cała ta historia z Arcade Fire wydała mi się analogiczna do innej sytuacji. W międzyczasie pojawił się wreszcie wyczekiwany debiut londyńskiego tria Factory Floor. Wszędzie słyszę, że są agresywni, bezkompromisowi, nie stronią od eksperymentów, inkorporują poważkowe motywy (minimalizm), lubią hałas, a w dodatku układają swoje „nieoczywiste” (sorki za offtop, ale ostatnio zauważam, że wielu recenzentów nadużywa tej etykietki; sęk w tym, że mi to naprawdę nic nie mówi o piosence, płycie czy wreszcie muzyce, a wygląda to raczej na sprytne wyjście z opresji writera, który chyba nie bardzo wie, jak skomentować przedmiot tekstu) kompozycje w dancefloorowej poetyce. Ta wyglądająca intrygująco na papierze paleta stylów i przymiotów zachęca do bezzwłocznego zapoznania się z Factory Floor. W dodatku promujący krążek dynamiczny, transowo-parkietowy „Full Back” na wstępie obiecywał wybuchową petardę, przy której Miley dopiero mogłaby się wykazać. Więc sięgnąłem i sprawdziłem, czy rzeczywiście album z żółtą okładką wymiata równie mocno. I wyszło na to, że tylko przy tym jednym singlu warto się dłużej zatrzymać, natomiast niemal cała reszta to zwyczajna lichota.

Podobnie jak w „Reflektorze” nie znajdziemy tu porażających eksperymentów, a o „muzyce przyszłości” nawet nie ma co mówić. Oddajmy – FF producencko popylają całkiem sprawnie (norma these days), nie zmienia to faktu, że zapowiadanych grzmotów brak. Otwierający „Turn It Up” to legitymacja całego debiutu. Zmierzające donikąd, ustawione w klasycznym metrum 4/4, techniczne pół-kompozycje (bo kompozycjami bym tego nie nazwał) porozciągane do 7-8 minut, od których wieje nudą. Drugi w traciliście „Here Again” to zwyczajne synthowe arpeggio na podbiciu z kilkoma ozdobnikami i obligatoryjnym hi-hatem. Niemiłosiernie zapętlanie wcale nie wywołuje zamierzonego chyba przez trio transowego efektu. A na wysokości „Two Different Ways” odechciewa mi się dalszego słuchania, bo zwyczajnie umieram z nudów. To ma być ta tegoroczna sensacja? Factory Floor miało spowodować doomsday, rozjebywać mózgi i paraliżować ciało. Oczekiwałem czegoś w rodzaju S.T.R.E.E.T D.A.D. Out Hudu, tyle że stworzonego przez pryzmat współczesnej optyki, a tymczasem wyszła im ciężkostrawna papka dance-punku sprzed ponad dekady. Wygląda na to, że obok Fuck Buttons i DARKSIDE, Factory Floor to kolejni wielcy ściemniacze 2013 roku. Szkoda.


4

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.