Factory Floor - debiut na miarę naszych czasów?
Słyszeliście „Reflektor”? Teaser
nowiutkiego, *epickiego* (ponad 75 minut) longplaya Arcade Fire, który
współprodukował sam James Murphy? Na samą myśl o Reflektorze fanbase’owi Pitchforka robi się mokro. Właściwie oni
już mają płytę roku bez słuchania (sorry Kanye?). Też słyszałem i moje nastroje
są odrobinę odmienne. Moim skromnym zdaniem „Reflektor” to irytujący patetyczny
nu-indie hymn w czerstwej jak chuj, dance-punkowej oprawie. C’mon, to ma być
eksperymentalne oblicze AF? Jeśli tak, to trochę ręce opadają. Wybaczcie, ale
Miley nie potwerkuje do tego songu.
Cała ta historia z Arcade Fire
wydała mi się analogiczna do innej sytuacji. W międzyczasie pojawił się
wreszcie wyczekiwany debiut londyńskiego tria Factory Floor. Wszędzie słyszę,
że są agresywni, bezkompromisowi, nie stronią od eksperymentów, inkorporują
poważkowe motywy (minimalizm), lubią hałas, a w dodatku układają swoje
„nieoczywiste” (sorki za offtop, ale ostatnio zauważam, że wielu recenzentów
nadużywa tej etykietki; sęk w tym, że mi to naprawdę nic nie mówi o piosence,
płycie czy wreszcie muzyce, a wygląda to raczej na sprytne wyjście z opresji
writera, który chyba nie bardzo wie, jak skomentować przedmiot tekstu)
kompozycje w dancefloorowej poetyce. Ta wyglądająca intrygująco na papierze
paleta stylów i przymiotów zachęca do bezzwłocznego zapoznania się z Factory Floor. W dodatku promujący
krążek dynamiczny, transowo-parkietowy „Full Back” na wstępie obiecywał
wybuchową petardę, przy której Miley dopiero mogłaby się wykazać. Więc
sięgnąłem i sprawdziłem, czy rzeczywiście album z żółtą okładką wymiata równie
mocno. I wyszło na to, że tylko przy tym jednym singlu warto się dłużej
zatrzymać, natomiast niemal cała reszta to zwyczajna lichota.
Podobnie jak w „Reflektorze” nie
znajdziemy tu porażających eksperymentów, a o „muzyce przyszłości” nawet nie ma
co mówić. Oddajmy – FF producencko popylają całkiem sprawnie (norma these
days), nie zmienia to faktu, że zapowiadanych grzmotów brak. Otwierający „Turn
It Up” to legitymacja całego debiutu. Zmierzające donikąd, ustawione w
klasycznym metrum 4/4, techniczne pół-kompozycje (bo kompozycjami bym tego nie
nazwał) porozciągane do 7-8 minut, od których wieje nudą. Drugi w traciliście
„Here Again” to zwyczajne synthowe arpeggio na podbiciu z kilkoma ozdobnikami i
obligatoryjnym hi-hatem. Niemiłosiernie zapętlanie wcale nie wywołuje
zamierzonego chyba przez trio transowego efektu. A na wysokości „Two Different
Ways” odechciewa mi się dalszego słuchania, bo zwyczajnie umieram z nudów. To
ma być ta tegoroczna sensacja? Factory
Floor miało spowodować doomsday, rozjebywać mózgi i paraliżować ciało.
Oczekiwałem czegoś w rodzaju S.T.R.E.E.T
D.A.D. Out Hudu, tyle że stworzonego przez pryzmat współczesnej optyki, a
tymczasem wyszła im ciężkostrawna papka dance-punku sprzed ponad dekady.
Wygląda na to, że obok Fuck Buttons i DARKSIDE, Factory Floor to kolejni wielcy
ściemniacze 2013 roku. Szkoda.
4
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.