Jeden z lepszych, jeśli
nie najlepszy raper młodego pokolenia w USA – Earl Sweatshirt
nagrał album, który powinien usłyszeć każdy fan porządnego
hip-hopu.
Earl Sweatshirt może w dzieciństwie nie musiał zdobywać pieniędzy na jedzenie napadając na lokalne sklepy z magnetowidami, ani nie mieszkał na ulicy... choć na pewno częściej tam przebywał niż w domu, to lata dorastania nie były dla niego łatwe. Dzięki tej płycie poznacie, jak wyglądało jego życie, to jaki jest i co go boli i czym się cieszy. Poznamy historię jego ojca, który, choć opuścił Earla i jego matkę, kiedy ten miał zaledwie 6 lat, przekazał mu z krwią talent do pisania, gdyż sam był uznanym poetą. Dowiemy się jakie niespełnione oczekiwania miała wobec niego jego mama (profesor akademicki na UCLA) oraz jak przeżył śmierć babci. W „Burgundy” słyszymy: „My grandma's passin' But I'm too busy tryin' to get this fuckin' album crackin' too see her”. Earl potrafi też złośliwie dogryźć swoim „kolegom” po fachu, którzy w znaczącej większości nawijają wyłącznie o kasie i dupach, co jest wyraźnie podkreślone na początku kawałka „Burgundy”: „Why you so depressed and sad all the time like a little bitch? What's the problem man? Niggas want to hear you rap. Don't nobody care about how you feel. We want raps, nigga”. Oczywiście Earl również porusza temat seksu i kontaktów z dziewczynami, ale w bardzo zawiły i sprytny sposób nie nazywając rzeczy po imieniu. Opowiada o swoich byłych dziewczynach, o tym, jak bardzo nie wierzyły w jego sukces i jak mocno się myliły. Zwierza się z nami ze swoich nałogów, o tym jak dzięki paleniu i piciu pozbywa się swoich problemów i opisuje jak sprzeciwiał się we wszystkim matce, co doprowadziło wysłania go do szkoły dla trudnej młodzieży daleko od domu i przyjaciół. Miało to miejsce po nagraniu jego pierwszego mixtape'u dla Odd Future. Kiedy wrócił, jedyne, czemu się poświęcił, to tworzenie muzyki z kumplami z Odd Future. Przez to, że Doris jest w dużej mierze dziennikiem opisującym ostatnie lata życia Earla, jest to płyta niezwykle mroczna i czasem dołująca. Ale dzięki różnorodności, jaką sobą reprezentuje, nie sposób się nią znudzić. Na pewno zawdzięczamy to featuringom. Dzięki swoim umiejętnościom i ogromnej popularności, jaką ostatnio zyskał, na jego albumie swój ślad odcisnęli Pharrell czy RZA. Jeszcze przed nagraniem Doris Earl wystąpił na jedynym z singli Flying Lotusa (aka Captain Murphy) oraz Fanka Oceana, dzięki czemu usłyszał o nim świat.
Doris to również genialne podkłady, tak zróżnicowane, jak sam Earl. Pomimo tego, że większość kawałków łączy klasyczny zmysł produkcyjny Earla (tu posługuje się pseudonimem randomblackdude), każdy ma nieco inny charakter. Nie znajdziemy na nim jednak imprezowych bangerów. Może z wyjątkiem krótkich „Pre” oraz „Uncle Al” opierających się na mocnym basie, które jednak mają równie mroczny charakter, co pozostałe nagrania. Tę różnorodność zawdzięczamy temu, że nie tylko on pracował nad stroną muzyczną albumu. Pomagali mu w tym koledzy z Odd Future oraz inni zaprzyjaźnieni z nimi artyści, którzy gościnnie wystąpili na albumie i miejscami znacząco odcisnęli swój ślad na nagraniach. Może nie wszyscy uznają to za zaletę, ale dzięki tym naprawdę drobnym różnicom płyta jest dużo ciekawsza i potrafi zaskoczyć na każdym kroku. W tym procederze udział wzięli między innymi Tyler, the Creator, The Neptunes (Pharrell i Chad Hugo), BadBadNotGood, RZA czy Frank Ocean. Trzeba zaznaczyć, że jedynie pomagali Earlowi w produkcji.
Ten
album jest tak dobry, że ciężko będzie znaleźć dorównujące mu
mainstreamowe rapowe pozycje nagrane w tym roku. Jest lepszy od
miejscami ciężkiego w odbiorze Wolf, starszego
przyjaciela z OF, Tylera, the Creatora czy nowego albumu Kanyego...
nie wspominając o wypocinach, jakie nam zaserwował ostatnio Jay.
Ostatnio równie przyjemnie słuchało mi się drugiego longpleja
Danny'ego Browna, ale to są tak różne albumy, że ciężko je do
siebie porównać. Pozostałe też są kompletnie inne, jednak
wystarczy przesłuchać każdą z nich, żeby się przekonać o
talencie Earla, który pomimo młodego wieku rapuje jak facet z co
najmniej pięcioma albumami na koncie.
9
Wojtek Irzyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.