czwartek, 12 września 2013

Wywiad: "Nie chodzi o miłość do martwych zwierzaków" || Tobiasz Biliński / Coldair ||


Z Tobiaszem Bilińskim, mózgiem, płucami, nerkami i jeszcze wątrobą projektu Coldair, rozmawiamy przed premierą jego najnowszej płyty. O Whose Blood, wcześniejszych wydawnictwach, własnej wytwórni i pokaźnej trasie koncertowej. Zapraszamy do długiej lektury. 



Nauczyłeś się już obsługi kasy fiskalnej?

Tak, nauczyłem się. Mam małą przenośną kasę i umiem już robić wszystkie raporty. Super gadżet!

Jak się czuje pan wydawca?

Nie czuję się jeszcze jak pan wydawca, bo wydaję tylko siebie. Gdybym odpowiadał za albumy kogoś innego, to może bym się czuł jak wydawca. Ale czuję się z tym dobrze, bo lubię mieć kontrolę nad tym, co robię. Świadomość, że będę miał tysiąc płyt na chacie jest bardzo fajna. Nie będę musiał prosić kogoś, żeby mi przesłał ileś płyt, a do tego fakturkę, z której ja będę musiał się potem rozliczać, a ostatecznie i tak skończę w długach. Teraz rozliczam się sam ze sobą i to jest fajne.

Opowiedz coś o swojej wytwórni.

Moja wytwórnia nazywa się Twelves Records, a nazwa, gdyby ktoś się zastanawiał, wzięła się od tego, że 12 grudnia 2012 roku siedziałem sobie i z Michałem Kupiczem wymyślaliśmy nazwę dla labelu, który wcześniej miał być agencją bookingową, z której nic nie wyszło, a skończyło się właśnie na wytwórni.
Dwunasty dzień dwunastego miesiąca dwa tysiące dwunastego roku – stąd się wzięła nazwa. Label jest malutki, na razie ma tylko jednego artystę, czyli mnie, a będzie miał zaraz jeszcze jednego, a mianowicie moją dziewczynę Basię. Basia niedługo wydaje swoją pierwszą epkę, którą produkuję, a projekt będzie się nazywać See Through Skin. Jeszcze we wrześniu powinny wyjść pierwsze numery.

Poszedłeś na swoje, jednak wcześniej miały być inne wytwórnie.

Miały być inne, to prawda. Miało być Lado ABC, z którymi koniec końców się nie dogadałem. Oczywiście nie mówię o żadnym kwasie czy czymś podobnym, bo bardzo się lubimy, ale… Nie będę zdradzał szczegółów, bo to są jakieś tam sprawy prywatno-biznesowe. Rozmawiałem też z innymi wytwórniami, ale nie mogę zdradzić nazw…

Już to robiłeś.

Nieoficjalnie!

W wywiadzie, autoryzowanym…

To były takie moje marzenia.

Nextpop?

Aa, Nextpop…Nie… To znaczy tak, kiedyś Robert Amirian chciał mnie tam wydać, ale też się nie dogadaliśmy. Wychodzi chyba na to, że trudno się ze mną dogadać. No i tu był ten label, tam tamten label. W grę wchodziły wytwórnie też z Niemiec i całkiem spory label ze Stanów. Nie powiem jaki, ale kto mnie zna, ten będzie wiedział, o co chodzi.

Chyba nie trzeba cię znać, wspominałeś o Sub Pop.

Ekhm, eeee, chyba zacznę zwracać uwagę na to, co mówię. Skończyło się na tym, że wydaję sam.
Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że albo ma się dużą wytwórnię ze znaną marką, albo można wydawać muzykę samemu. Myślę, że będę prowadził Twelves dopóki nie dogadam się w końcu z większym labelem.

Za kilka dni premiera twojej trzeciej płyty. Ten termin też się kilka razy obsuwał.

To prawda, ekhm. Premiera jest już w piątek, trzynastego września, czyli za trzy dni! Data się przesuwała, bo miałem problem ze skończeniem materiału. Początkowo miała być w marcu, potem w kwietniu, a na końcu po wakacjach. Jest już po wakacjach.
W końcu skończona, trzydzieści sześć minut i kilkanaście sekund. Wreszcie jest.

O utworach opowiesz dokładniej w czynnikach pierwszych, ale może zdradzisz coś na temat samego nagrywania?

Płytę nagrywałem bardzo długo, bo zacząłem półtora roku temu. Część realizowałem z Michałem Kupiczem we Wrocławiu, potem z Michałem Kupiczem nagrywaliśmy w Warszawie, potem część nagrywałem sam, potem znowu z Michałem Kupiczem, a potem znowu sam. Wyszło, że chyba większość nagrałem sam. To była też kwestia budżetowa. Mój proces twórczy jest taki, że dużo rzeczy wymyślam podczas pracy w studiu i po prostu nie mam kasy, żeby je wynająć na miesiąc i tam siedzieć codziennie, gdy leci mi godzinówka. Siedziałem w sali prób, kupiłem mikrofon i robiłem tak, jak mi się chciało. Także ta płyta jest taka pół-domowa, a pół-studyjna.

Natomiast całego materiału nie nagrywałeś sam.

Nie, tym razem dopuściłem innych muzyków, co rzadko zresztą robię, bo na Far South tylko trąbkę nagrał mi Kamil Szuszkiewicz. Teraz w czterech utworach bębny dogrywał mi Igor Nikiforow, z którym grałem do niedawna w składzie live, dęciaki nagrywali mi trębacze ze składu na żywo, czyli Maurycy i Tomek. Bas nagrywał Aleksander Makowski, Basia nagrała mi niektóre wokale i chórki. Jest też Olivier Heim z Tres.b. Marcin Ciupidro z Wrocławia grał na wibrafonie, a Karolina Rec odpowiadała za wiolonczelę. Wyjątkowa sytuacja, jak na mnie i wyjątkowi muzycy.

Coldair live band (fot. Daria Juel / archiwum FYH!)

Czego można się zatem spodziewać? Nie albumu tak nieprzystępnego jak Persephone¸ nie albumu tak konceptualnego jak Far South, a albumu…?

Ja odbieram Whose Blood jako album dość trudny w odbiorze, ale jednocześnie nie tak mocno lo-fi i eksperymentalny jak Persephone. Na pewno jest dużo bardziej mroczny, w klimacie zbliżonym raczej do Persephone niż Far South, ale też nie jest aż tak mroczny, że nie można go słuchać. Wydaje mi się, że to zgrabne połączenie nieprzystępności z melodyjnością, bo na tej płycie naprawdę jest dużo melodii. Są rozbudowane harmonie, czasem orkiestra, prawie że. Trzeba posłuchać samemu, bo ciężko mi się mówi o tej płycie. Sam nie mam obiektywnego spojrzenia, bo słuchałem jej jakieś siedemset razy.

Nie scrobblowałeś jej na laście jak wcześniejszych albumów?

(śmiech) Nie, nie scrobblowałem. Wyłączyłem sobie scrobbling na laście, żeby nie było siary. Ale wydaje mi się, że Last.fm umarł.

Tobiasz Biliński w akcji (fot. Katarzyna Skierkowska / archiwum FYH!)
Jak bardzo osobista jest to płyta?

Jest dość bardzo osobista, jak zawsze. Mam po prostu taki sposób pisania piosenek, że te teksty są tak jakby wyciągnięte z trzewi. Analizę tekstów pozostawiam ludziom, zrobię to też dla czynników pierwszych, ale zdecydowanie jest to osobista płyta. Chyba przy każdej płycie będę tak mówił, bo taka jest filozofia mojej muzyki. Staram się przekładać swoją osobę na dźwięk.

Jaki jest odzew fanów i słuchaczy na pre-order?

Na razie nikt nie słyszał tej płyty w całości. Oczywiście puszczałem ją osobom z kręgu muzycznego, ale to nie to samo. Odzew jakiś jest, ale zobaczymy jak to będzie po premierze. W piątek na amerykańskim portalu Under the Radar dostępny będzie „exclusive streaming” całego albumu, na co zapraszam oczywiście. Będzie można już normalnie kupować i zamawiać płyty, a 19 września w Powiększeniu koncertowa premiera Whose Blood.

Do koncertów jeszcze wrócimy, bo szykuje ci się naprawdę ciekawa trasa, ale powiedz jeszcze, w jaki sposób będzie można zakupić twoją płytę i nie pytam o możliwości internetowe.

Nie ma normalnej dystrybucji, zrezygnowałem z Empików i innych takich i to jest świadomy wybór. Nie widzę w tym sensu. Płyta będzie dystrybuowana przez kluby. W Warszawie będzie to Powiększenie, Pardon, To Tu i prawdopodobnie Eufemia. W Łodzi będą to Owoce i Warzywa. Sprzedaż ruszy także w Sopocie i Wrocławiu. Całą listę udostępnię na swoim fanpage’u, gdy tylko wszystko dogadam.

Jakaś specjalna promocja albumu? Wykupione bannery na terenie miasta, baloniki czy koleżanki przebrane za postacie z okładki?

No, na okładce są martwe ptaki, więc ciekaw jestem, co by z tego wyszło (śmiech). Ale nie, nie przewiduję specjalnie jakiejś promocji. Wydaje mi się, że to nie jest konieczne. Do mojej niszy powinienem trafić.
Tobiasz i kot (archiwum prywatne)

Pogadajmy jeszcze o artworku. Kto zrobił grafikę i dlaczego taką?

O, to powinno się spytać mojego grafika, którym jest Zuza Golińska – bardzo utalentowana artystka, która właśnie zrobiła licencjat na ASP w Warszawie. Ona zresztą robiła okładki wszystkich płyt Coldair i Kyst. A dlaczego taka? Mi ona się bardzo podoba i wydaje mi się, że idealnie współgra z tym, co znajduje się na płycie. Nie, nie chodzi o miłość do martwych zwierzaków (śmiech). Na albumie jest wiele motywów mocno depresyjnych o takich metafizycznych kwestiach, wiesz – śmierć, nieskończoność, wszechświat. Ta okładka to podkreśla, a jak słucham płyty i patrzę na okładkę, to wszystko się zgadza. Zuza Golińska, gorąco polecam!


Whose Blood promowały dwa single. Dlaczego zdecydowałeś się wybrać takie, a nie inne utwory?

Przede wszystkim najbardziej mi się podobały (śmiech). „Sign” oraz „In the Nether” to moje ulubione kawałki z tej płyty i takie najbardziej przebojowe, jeśli w ogóle można mówić o przebojowości pod kątem tego albumu. Najbardziej przystępne i najmniej powykręcane.
Nie wiem, czy będę robił jeszcze jakieś single, ale może za kilka miesięcy, jak będę miał więcej czasu, wydam płytę z odrzutami z ostatnich lat, bo trochę się ich nazbierało.
Na zimę – jakoś grudzień lub styczeń – pewnie to wydam, jeżeli czas i siły pozwolą. I pieniądze.

Koncerty – czynnik napędzający sprzedaż albumów i promocję wykonawcy. Będziesz miał ich kilka!

Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że w tym świecie, gdzie na kilometr kwadratowy przypada pięć miliardów zespołów to właśnie koncerty są tą opcją pozwalającą się przebić. Na promocję płyty zaplanowałem blisko siedemdziesiąt koncertów, z czego tylko osiem w Polsce. Zagram osiem koncertów w Polsce, osiem we Włoszech, jakieś trzydzieści w Europie Zachodniej i trzydzieści w Stanach Zjednoczonych - na zachodnim wybrzeżu. Może też Kanada. Będę bardzo zajęty, będę dużo latał z koncertami. Już jestem zmęczony, ale jednocześnie mocno się tym jaram.

Ruszasz Powiększeniem.

Ruszam Powiększeniem, startuję 19 września koncertem premierowym w sześcioosobowym składzie, z nowym perkusistą Hubertem Zemlerem i nowym trębaczem Filipem Mazurem. Na klawiszach i wokalu wystąpi Basia Kulawik, a do tego jeszcze Aleksander Makowski i Tomek Dworakowski. Będzie spoko. Baloników i czapeczek nie przewiduję, ale będzie można kupić płytę. Autografy, jak ktoś chce, bardzo proszę.
Dalej jadę, już nie pamiętam jak, ale gram 4 października w Wiedniu, a dzień później w Bratysławie. To występy w ramach festiwali Waves Vienna i Waves Bratislava. Nie pamiętam dokładnie, gdzie gram, ale to wszystko jest na moim fejsie. W listopadzie Włochy, w grudniu robię przerwę, żeby od stycznia atakować Europę. W marcu nawiedzę Stany, a w kwietniu znowu Polska. Zasuwam.

Ładne plany, ale gdzie tu czas na życie....

No nie ma czasu na życie za bardzo. Jest ciężko, ale życie w trasie też jest spoko. Ja w ogóle lubię wsiąść do samochodu i pojechać na miesiąc grać koncerty. Codziennie w innym mieście, bardzo mnie to pociąga.

Będziesz grał z zespołem czy raczej sam, tudzież z Basią?

Raczej sam albo z Basią. Uwielbiam grać z zespołem i lubię ten sound, ale kwestie logistyczne i finansowe są dość przytłaczające i nie za bardzo da się to zrobić. Inna kwestia, że większość muzyków z mojego zespołu ma normalne prace lub gra w innych projektach i po prostu żaden nie może sobie pozwolić, by pojechać w trasę po Europie na miesiąc. Przy czym zawsze jest bardzo duża szansa, że taka trasa w sześć osób byłaby wtopą i każdy by na tym stracił. Ja się z tym godzę, że mogę coś stracić, ale nie chcę, żeby inni na tym tracili.
Na pewno na festiwale będzie pełen skład.

Koncepcja "chłopak i dziewczyna", a najlepiej para i folk...

No wiesz co? Właśnie z tym folkiem to zaczyna się u mnie powoli zmieniać. Nowa płyta odbiega od tego klimatu. Folkowych utworów to może znajdzie się w dwa, ale generalnie z tego wszystkiego zaczyna robić się coś dziwnego. Whose Blood to najdziwniejsza rzecz, jaką nagrałem do tej pory.

Inspiracje?

Oj nawet nie wiem już. Nie chce mi się wymieniać artystów, którymi się inspirowałem, ale jak ktoś posłucha, to coś wyłapie. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo tak długo ją nagrywałem, słuchając przy tym różnych rzeczy, że nie potrafiłbym przytoczyć, co jest czym zainspirowane. Na pewno parę rzeczy się nasuwa w skojarzeniach.

Ten album jest bardziej przestrzenny.

Raz, że jest bardziej przestrzenny, a dwa, że nagrany z większą pompą. Mógłbym pokusić się o określenie, że jest niemal barokowy. Sam nie wiem, co mógłbym wymienić jako inspiracje. Prawda jest taka, że coraz bardziej uciekam w eksperymentalne klimaty i wracam tak jakby do korzeni, bo swoją przygodę z robieniem muzyki rozpocząłem od grania eksperymentalno-noise'owych rzeczy i powoli do tego wracam. Coraz bardziej urzeka mnie muzyka, która jest w jakiś sposób niepokojąca. Przyjemna, ale w takim masochistycznym znaczeniu. W sensie, że słuchasz kawałków, które wywołują u ciebie może nie do końca pozytywne emocje, ale nadal nie przestajesz słuchać tej muzyki.

No dobra, to pogadajmy jeszcze chwilę o twoich planach. Chciałbyś wydać winyla.

Chciałbym wydać winyla i mam nadzieję, że się uda, ale, tak jak mówiłem, wydaję sam, a tłoczenie płyt to ogromna inwestycja. W ciągu najbliższego miesiąca wszystko się okaże - czy stać mnie i tak dalej. Jak to się mówi, jeśli hajs się będzie zgadzał - będzie winyl.

Crowdfunding?

Jakoś nie zagłębiałem się w to, bo nigdy nie byłem fanem takiego zbierania funduszy. Ale może powinienem w końcu o tym poczytać (śmiech). Myślę, że uzbieram po prostu pieniądze i wydam winyla. Jestem optymistą w tej kwestii.

To teraz temat, który zawsze będzie do ciebie wracał, przynajmniej wtedy, gdy my będziemy rozmawiać. Kyst...

Kyst. Kyst. Kyst... Kyst jest już tylko przyjemnym, a dla niektórych nieprzyjemnym, zamkniętym epizodem w dość krótkiej historii polskiej muzyki niezależnej. Jestem w zasadzie pewien, że nigdy tego zespołu nie odmrożę, chyba że na jakąś specjalną okazję, coś w stylu Dwudziesta Rocznica OFF Festivalu.
Wkręciłem się w inne rzeczy, zresztą każdy z nas, z Kyst, zajęty jest innymi projektami. Nie mamy czasu, nie mamy chęci i utraciliśmy ze sobą kontakt. Adam mieszka w Berlinie, Ludwig też mieszka w Berlinie, ja żyję w Warszawie i nie mamy czasu, żeby jeździć tak po miastach. Oni tu, ja tam... Adam Byczkowski gra tam z jakimiś niemieckimi muzykami i tak to jakoś działa. Wydaliśmy dwie płyty, fajnie było, skończyło się i są nowe zespoły. Tyle.

Kyst w Kisielicach (fot. Katarzyna Skierkowska / archiwum FYH!)

Przyjmie się ten album? Będzie pierwsze miejsce na liście OLiS?

(śmiech) Bardzo jestem ciekaw reakcji słuchaczy, bo to może być coś zupełnie nowego, innego od tego, czego ludzie się spodziewali po Far South. Myślę, że niektórzy mogą być zszokowani. Ale mam nadzieję, że się przyjmie. Mi się podoba, chyba, bo po tylu odsłuchach już sam nie wiem.

Czekasz na piątek trzynastego.

Czekam na piątek trzynastego. Swoją drogą wybrałem sobie zajebistą datę. Jakoś nie zjarzyłem, że to akurat piątek, ale spoko. Miejmy nadzieję, że przesądy to ściema i nic strasznego się nie wydarzy. Na przykład, że płyty nie przyjadą, będą podrapane albo okładka będzie odwrotnie nadrukowana!

Rozmawiał Piotr Strzemieczny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.