Kawałki dla licealistek i indie-małolat? A czy to ma jakieś znaczenie?
First things first – jeden z najzajebistszych bandów
powrócił z nowym LP, choć wydawało się że Today
Is Tonight to pojedynczy nokautujący cios, zadany przez żyjącą zaledwie
chwilę, chicagowską efemerydę z The Changes. Aż tu w roku obecnym (niech będzie
błogosławiony rok 2013) okazuje się, że już w styczniu czeka na nas kolejny
album. Teraz sprawa druga – jeśli już ktoś posłuchał American Master, od razu stwierdził: „ale to się nie umywa do
debiutu”. Spoko, ale jednak sofomor „to nie są leszcze, Stefan”.
Na pierwszy słuch ucha wydaje się, że goście zebrali się
na jeden-dwa wieczory i nagrali dla swoich znajomych kilka kawałków jako
soundtrack do harcerskiej zabawy przy ognisku. Nudziarstwo i smęty, that’s all.
Ale to tylko pozorne i mylące wrażenie. Najnowszy zestaw od Changes to po
mistrzowsku rozegrane, świetnie zaaranżowane kompozycje na modłę pierwszych
płyt The Beatles chociażby. Zgadza się, są bardziej asekuranckie i brak im
ekstatycznej potęgi i tęczowej palety barw debiutu, ale nie sposób je
skrytykować.
Opener rusza żwawo z new-wave’owym impetem, „Bones”
ukradkiem ewokuje „Bonny” Prefabów, krucha alt-country’owa ballada „No One
Wants To Be Alone” zażera konkretnie, „Mask” przybija pionę z „Her, You &
I”, melancholijny chorus ”Logan Square” obezwładnia itd, itd. Wszystkie kawałki
są obiecujące i błyszczą klarownością. Wyrazistość refrenów zachwyca, a Darren
Spitzer potwierdza swój talent do pisania pozornie prostych, popowych kawałków,
które ośmieszają całe tabuny nowych i nienowych hajpowanych indie-gwiazdek
(nowy Vampire Weekend przy AM to
zwykła d z i e c i n a d a). Wystarczy posłuchać „Gas Station Girl” czy chyba
najlepszego na krążku „It Was Saturday”, muzyka świadczy o samej sobie. Szkoda
tylko, że podobnie jak Violens, Diogenes Club czy Tigercity, chicagowska formacja
pozostaje zupełnie anonimowa dla przeciętnego słuchacza. Ech…
Całość kończy łagodna beatlesowska ballada w duchu Białego Albumu „Never Blue”. Może i to
są kawałki dla licealistek i indie-małolat, ale czy to ma jakieś znaczenie,
skoro tak rządzą? Nie sądzę. Tym bardziej kolejny raz z przyjemnością
zapuszczam American Master. Absolutna
klasa i respekt. A czy doczekamy się trzeciego albumu? Na to pytanie chyba nikt
nie zna odpowiedzi, ale z drugiej strony kogo to obchodzi w tej chwili?
8
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.