Second Suicide broni się bezkompromisowością i energią.
Jeśli ci się drogi czytelniku nie
podoba follow-up debiutu The Stubs, to z łaski swojej podkręć gałkę, bo tych
kawałków zwyczajnie trzeba słuchać głośno. W przeciwnym razie tracą swoją
tężyznę i moc, co w konsekwencji zabija ducha płyty. To już wiemy jak słuchać,
a teraz sprawdźmy, co słuchamy. Sofomor przynosi jeszcze ostrzejsze, jeszcze
bardziej surowsze i jeszcze bardziej dynamiczniejsze piosenki. Brzmi to dość
przekonująco, a do głowy przychodzą takie nazwy-skojarzenia jak OFF!, może
Fucked Up, rodzimy Black Tapes i The White Stripes (?). No i wiadomo, że tacy
giganci jak The Stooges, ale o tym nie muszę wspominać. Proste.
Jeszcze konkretniej – krążek
zaczyna się od odjechanego „Nation Of Losers”, brzmiącego niemal jak
punk-rockowy cover „Come Together” The Beatles! Serio, sprawdźcie sami. Ale co
mnie bardziej cieszy, to fakt, że to wcale nie jest takie totalnie proste
granie. Już w tym pierwszym utworze dzieje się naprawdę dużo, mamy zmiany tempa
i niespodziewane zwroty akcji (zapachniało wykwintną recką o filmach
przygodowych, c’nie?). Potem Stubsi łoją już elegancko. „Love Her (While She's
Gone)” wymiata kozackim riffem, pixiesowy „Busted” też „zdanża”, marszowy
„Night 35”
nie ustępuje kroku, no i jest tytułowy wałek, który obudził moje zestawienia z
zespołami Jacka White’a (gdyby tak brzmiały The Dead Weather albo The
Raconteurs to może bym słuchał, kto wie?) też robi swoje. Podobnie jak
„Hollywood” i jeszcze inne utwory z longplaya. Jest jednak w liście utworów
jeden mały wyjątek, czyli „Monogamy Blues”. Tu chłopaki porzucają krwiste riffy
i chwytają za akustyczną gitarę oraz tamburyno, dzięki którym wycinają bluesowe
zagrywki. To musiał wywołać zamieszanie.
Zmierzając do końca tej skromnej
recenzji, pragnę nieśmiało zaznaczyć, że Second
Suicide choć może nie brzmi megaoryginalnie, nie ma aspiracji do łamania
powszechnie uznanych muzycznych prawideł, to jednak broni się
bezkompromisowością i energią. I za to należą się chłopakom propsy, bo przecież
nie można non stop słuchać piekielnie pokomplikowanych kompozycji, bo człowiek
by oszalał. A o samobója wtedy łatwo, a to już wcale nie brzmi dobrze. Tego
oczywiście nie polecam, ale jeśli myślicie o drugim samobójstwie, to
zdecydowanie „jestem na tak”.
6
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.