poniedziałek, 11 marca 2013

Recenzja: Uda - "Łowy kraby" (2013, Bób się rodzi Records)

Uda(ło) czy się nie uda(ło)?














Uda to skład, który zainteresował mnie na wysokości debiutanckiej Hurtowni Przebiśniegów, a potem ładnie rozwinął swoje muzyczne poletko na Witaj pokarmie. Łowy kraby nagrana z udziałem znanych starszych kolegów (grupę wspiera Apostolis Anthimos z SBB, Krzysztof Ścierański oraz Marcin Gałażyn z Motion Trio) już zdążyła zebrać kilka przychylnych opinii, jednak sam nie jestem w stanie przekonać się do nowej odsłony Ud.


Formalnie nic nie powinno mnie tu zaskoczyć na niekorzyść. Podobnie jak poprzednio mamy cyrkowe fikołki pomiędzy funkiem, hardrockowym riffowaniem, jazzowaniem, a psychodelią. Wszystko okraszone poczuciem humoru, które w przypadku tego składu, o czym pisałem przy okazji poprzedniej płyty, nie było jego najlepszą stroną. Dlaczego więc będę marudził? Nadmiar funku i hard rocka w tej mieszance? Chyba nie, na poprzednich nagraniach zdarzały się przecież udane ciosy wyprowadzane z tamtych okolic. W przeciwieństwie do tamtych propozycji zwyczajnie odnoszę wrażenie, że muzycy przekroczyli cienką, w przypadku takiej muzyki, granicę pomiędzy efektownością, a efekciarstwem. Doceniam dużą sprawność muzyków i ich gości, ale ile solówek jest w stanie pomieścić jeden numer? Jak długo można napieprzać tylko klangiem? Łowy kraby atakują taką ilością partii solowych i riffowych łamaczy paluchów, że zdecydowanie najlepiej wypadają momenty, kiedy muzycy zdają się odpoczywać, jak w trzeciej minucie „Talerzyka na piach”. Nie przemawia ze mnie żaden zazdrosny gitarowy nieudacznik, ale po prostu słuchacz, który ma wrażenie, że tym razem Uda po prostu za bardzo się napięły na pokazanie wyłącznie technicznego aspektu swojej twórczości. 

W tym sezonie zdecydowanie bardziej przekonały mnie „Uda Clinta Eastwooda” Kievv Office, przepraszam.

5

Mateusz Romanoski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.