środa, 9 stycznia 2013

Fuck you, Hipsters! podsumowują: Dobre polskie płyty 2012

Były szroty i gnioty, teraz czas na dobre polskie płyty z 2012 roku. Tych wymieniliśmy dwadzieścia pozycji, bo miniony rok był bogaty w pozytywne produkcje (zresztą tak samo, jak i w te złe). 







Obecność niektórych pozycji może dziwić tylko te osoby, które nie miały styczności z wybranymi albumami. Nieobecność takich płyt jak Lax Brodki dziwić nie powinna. Z założenia nie wstawialiśmy krążków wydawanych przez fyh!records, a wiele, naprawdę wiele albumów wartych omówienia nie znalazło się w tym zestawieniu z przyczyny naprawdę prozaicznej - zabrakło im niewiele po zebraniu głosów. Sporej ilości płyt pewnie nie przesłuchaliśmy w minionym roku, bo najzwyczajniej, tak po ludzku, nie dało się. Wydaje nam się jednak, że rozpiętość artystyczna prezentowanych wykonawców jest na tyle różnorodna, że przynajmniej w jakimś tam stopniu zgadza się z waszymi zestawieniami. Jeśli czegoś nie znacie albo nie zdecydowaliście się przesłuchać - nadróbcie zaległości. Wam i sobie życzymy jeszcze większej ilości dobrej muzyki w polskim wydaniu, a artystom wymienionym w rankingu "dobre polskie płyty" - powtórzenia sukcesu.


20. Niematotamto - Żółć
(Oficyna Biedota)



Goleniowski zespół, o którym prawie nikt nic nie wie mimo wieloletniego stażu, w naszej redakcyjnej opinii nagrał jedną z najlepszych polskich płyt minionego roku. Niematotamto, będące gitarowo-perkusyjnym duetem, zgrabnie łączy wątki noise-rockowe z post-hardcorem i post-metalem. Taka muzyka nie jest modna i nie będzie, warto jednak poświęcić trochę czasu, by zapoznać się z ich Żółcią. Jeśli będą grać w twoim mieście, nie możesz ich przegapić – na żywo wgniatają w ziemię. [lem] 

 

19. Semantik punk - abcdefghijklmnoprstuwxyz
(Lado ABC)



 Na bazie Mojej Adrenaliny powstało Semantik punk, które na datę premiery wybrało chyba jeden  z najgorszych terminów.Płyty wydane 27 grudnia rzadko kiedy łapią się do powstałych jeszcze w połowie ostatniego miesiąca roku podsumowaniach, a przecież w następnym rankingu też się nie umieści. Co z tego! Semantik punk nagrali mocny, chaotyczny, niesamowicie pomieszany album. Wart uwagi i poświęcania odrobiny więcej czasu. Bo słuchając abcdefghijklmnoprstuwxyz nie sposób się nudzić. 
[pst] 



18. Mela Koteluk – Spadochron
(Emi Music Poland)


Mela Koteluk, po latach śpiewania w chórkach, m.in. u Gaby Kulki oraz Scorpionsów, postanowiła stworzyć coś własnego. Ciepły głos, przyjemna indie-popowa muzyka plus ciekawe, niebanalne teksty, to jak w skrócie można by opisać jej debiutancki krążek. Dobrze została przyjęta zarówno w komercyjnych, jak i bardziej niezależnych kręgach. Warstwa muzyczna wdziera się z każdym utworem coraz bardziej do serca, często powodując ciarki na plecach. Jak wspomniałam już wyżej – ważną częścią Spadochronu są teksty. Wszystkie zostały napisane przez artystkę, a czy należy je rozumieć dosłownie, czy szukać drugiego dna – pozostawiam już do interpretacji słuchaczowi. Właśnie te aspekty spowodowały, że Spadochron jest jedną z ciekawszych płyt wydanych w Polsce w ubiegłym roku. [ast] 

17. 1926 - 1926
(Music is the Weapon)
 

Działają od niedawna, na koncie mają dopiero jedną epkę, która niby zawiera ledwie dwa utwory, ale z których łącznie wychodzi trzydzieści pięć minut. 1926, z trójmiejskim człowiekiem-instytucją Bartkiem "Boro" Borowskim na czele, zadebiutowali pod koniec roku i zrobili to z klasą. Fuzja post-rocka z psychodeliczno-stonerowymi brzmieniami sprawia, że 1926 słucha się przyjemnie, choć to ciężki materiał. I nawet jeśli epka trwa ponad pół godziny, to dwa kawałki to niestety za mało na wyższe pozycje. Czekamy na kolejne nagrania. 
[pst] 



16. ZaStary - Stary Dance
(wydanie własne)




Crab Invasion, macierzysty skład ZaStarego, już od pewnego czasu odpływa w rejony tak bezwstydnie popowe, że zdarza mi się zapominać, jak kiedyś zdarzało im się krzyczeć. ZaStary solo jest jeszcze bardziej popowy, jeszcze bardziej słoneczny (chociaż znając ksywę ich bębniarza, ciśnie się na klawiaturę słowo „plażowy”), jeszcze bardziej radiowy, ale równie fajny. Nie wiem, gdzie się w Polsce surfuje (oprócz tego wsiurskiego upitego i ujaranego wybrzeża helskiego), ale wiem, że surfing z ZaStarym to fajna sprawa. [mro] 

15. Drekoty - Persentyna
(Thin Man Records)


Pierwsza epka Oli Rzepki była ładna i udana, dlatego pełnowymiarowy album nie mógł być inny (to znaczy mógł, ale wtedy Drekoty po prostu by schrzaniły). Persentyna jednak nieco różni się od poprzedniczki - jest dłużej, bardziej rozbudowanie aranżacyjnie i ciekawiej. Nowe wersje starych kawałków nie zawsze wypadają lepiej, ale za to premierowe utwory powalają - wirtuozerią kompozycyjną i niebanalnymi tekstami. Ola Rzepka - pełna profeska. [pst] 

14. Pomelo Taxi - Pomelo Taxi
(Music is the Weapon)


Trójmiasto w tym roku miało się czym pochwalić. Bardzo udanie wystartowała nowa wytwórnia „Music Is The Weapon”, która obok 1926 (zasługujących na miano supergrupy w nie mniejszym stopniu, niż na przykład The Shipyard) wypuściła debiut Pomelo Taxi. Głośny, punkowy, szybki, niekoniecznie łatwy i przyjemny, ale warty uwagi. Z mocarną sekcją i chyba najfajniejszym damskim głosem za mikrofonem od czasu pani z Antenny Error.[mro] 
 
13. Asia i Koty - Miserable Miaow
(Nasiono Records)



Lubię Asię, lubię też koty, a Asia z kotami to już w ogóle raj. Ale tak serio - Miserable Miaow udowodniło, że Joanna Kuźma ma potencjał i umie go wykorzystać. Debiutancka epka pokazała kierunek, debiutancki długograj go pociągnął i rozwinął. Dużo smędnych hitów, ładnej muzyki i jest nadzieja, że kolejne nagrania Asi i Kotów będą jeszcze ładniejsze. Miserable Miaow bije na głowę pozostałe wydawnictwa Nasiono Records. NAWET to sławetne The Shipyard. 
[pst] 


 12. Soniamiki - SNMK
(Qulturap Records)


  
Gdy pogrzebałem w sieci, natknąłem się na dyskusję, czy to niemiecka płyta Zosi Mikuckiej sprzed kilku lat jest lepsza, czy jej polski debiut - SNMK. Szczerze? Ucieszyłem się, bo to oznaczało, że Soniamiki jest bardziej znana niż myślałem.
Owszem, płycie przydałoby się małe fryzjerskie przycinanie końcówek i czasem melodia wkracza w te rejony retro, o których mowa w „Wyśnionych miłościach” słowami: „Nie wszystko z tej mody powinno wracać”, ale gdy wyobrazimy sobie tę, było nie było, zdolną artystkę tworzącą swój pop z dziewczęcym łobuzerstwem punku i pastelowym brzmieniem synth właściwie na własną rękę i to, o dziwo, bez wsparcia opiekuńczych jurorów z dużego ekranu, nieco kole to mniej. Zaskakująco dobrze wypadł również utwór, w którego realizacji skorzystała z nienawykłego sobie dotychczas wsparcia (zgaduj zgadula, kto słuchał ten wie) i całkiem możliwe, że jeśli pójdzie tą drogą w przyszłości, wiele wciąż przed nią. Jeśli chcecie trochę balsamu na uszy, i żeby było po polsku, i girl synth-pop (niniejszym stwarzam ten gatunek muzyczny), i żeby to nie była Brodka – Soniamiki. [wia]



11. BNNT - _ _
(Qulturap)

BNNT to dumny, minimalistyczny noisowy wygar, jakiego w tym kraju nie było od dawna. Jeśli jakikolwiek polski zespół nagrał w tym roku płytę, która prowokuje, zachwyca, skłania do dyskusji i jest w stanie poruszyć, to jest to właśnie _ _. Bez wątpliwości można przyrównywać BNNT do Lightning Bolt. 
[lem]


10. Kamp! - Kamp! 
(Brennnessel)



Dużo mówiło się u nas o tym wyczekiwanym latami debiucie. Dla jednych Kamp! to płyta pokoleniowa, budująca nowy rozdział w historii polskiej muzyki, dla innych totalny przehajp, pełen miałkich, nudnych i prawie nie różniących się od siebie piosenek. Dla jednych Kamp! to zupełne objawienie naszej sceny, na której rządzą tanie disco-polowe hity, uliczny hip-hop i nudnawy rock z Trójki. Dla inny natomiast tych trzech gości to tylko spóźnieni o kilka lat, nieudolni epigoni Cut Copy. Zresztą oceny w recenzjach oddają takie stanowiska – płyta dostaje dziewiątki albo nawet wyższe noty, a z przeciwległego recenzenckim bieguna płyną trójki i gorsze cyferki. Wydaje mi się jednak, że nie ma co popadać w skrajności. Owszem, Kamp! na pewno wybitnym dziełem nie jest. Nie ma w sobie żadnych boskich pierwiastków, nie uświadczymy w nim też iście przebojowych melodii, zbliżających się do poziomu absolutu, a i stylistyka ejtisowego retro-popu też nie jest czymś nowym. Płyta jednak zdecydowanie się broni. Nie chodzi tylko o świetną produkcję, ale o zgrabne, przyjemne i pełne groove’u piosenki. Nie oszukujmy się, cała tracklista jest bardzo równa, a takie tracki jak  choćby „Heats”, „Distance Of The Modern Hearts”, „Lux Lisbon” czy „Melt” świetnie nadają się nie tylko do tańca i można czerpać z nich przyjemność bez względu na wszystko.[sko]


9. Krojc - Pirx
(Innergun Records/Oficyna Biedota)



Krojc to obecnie chyba jeden z bardziej chwalonych reprezentantów elektroniki w kraju (nie licząc znajdujących się pozycję niżej/wyżej Kamp!). Pirx to fajna próba może nie przełożenia opowiadań Lema na warstwę muzyczną, ale stworzenia ścieżki dźwiękowej do lektury. Próba udana, co warto zaznaczyć, bo Kuba Pokorski idealnie odnajduje się w tych futurystycznych brzmieniach. Trzeba sprawdzić, chociażby ze względu na "Polowanie", "Test" czy "Wypadek". 
[pst] 


8. Alte Zachen - Total Gimel
(Lado ABC)



Muzyka chasydzka zawsze w cenie. Lado ABC rzuciło się na surf-rockową wariację na temat starych kompozycji Bieregowskiego. Bez słów, bez tytułów, ale za to z porządnym kawałkiem muzyki Total Gimel nie daje innej możliwości, niż tylko słuchać z zainteresowaniem. To co, może warto zaprosić Alte Zachen na jeden z pierwszych koncertów w MHŻP? 
[pst]



7. PLUM - Emergence
(Ampersand Records)


Następni weterani, którzy mogliby energią obdzielić zastępy debiutantów, i tylko pech chciał, że są z Polski, a nie na przykład ze Stanów czy UK. Dla wielbicieli Mclusky'ego, Polvo i The Jesus Lizard płyta powinna być sprzedawana w pakiecie z klęcznikiem, czy innym fajnym gadżetem, chociaż oczywiście nie tylko im powinna się spodobać. [mro] 

6. The Black Tapes - Middle Class
(Antena Krzyku)


To tylko Epka, ale świadcząca o dużym rozwoju Tapesów, zarówno jeśli chodzi o zabawy aranżacyjne, jak i to, co wyczyniają kompozytorsko. Middle Class zostało wydane w jednym pudełeczku z ich pierwszą nieoficjalną płytką Black City. Bardziej dojrzeli, niż zezgredziali. 
[mro] 



5. Niechęć - Śmierć w miękkim futerku
(Wytwórnia Krajowa)




Płyta bardziej hipnotyzująca i czarująca, niż babcia na okładce. Kolejny na przestrzeni ostatnich lat polski skład grający jazz nie tylko dla ortodoksów. Niszczący na żywo. Może to burackie i nie na miejscu (biorąc pod uwagę, jak egzotycznie brzmią w towarzystwie innych składów z „Wytwórni Krajowej”), ale ich koledzy z labelu nie mają do nich startu. [mro] 

4. Klake/Krojc - Replica
(Innergun Records)



Tuż za pudłem, choć zabrakło niewiele. Ponownie Krojc, jednak tym razem już nie sam, a z Klake na wokalu, i nie w wersji futurystycznych tech-house'ów, ale elektroniki w ujęciu folkowym. Miłe i ciepłe melodie oscylujące gdzieś na granicy popu, trip-hopu i folku właśnie. Epka krótka, bo zaledwie piętnastominutowa, ale zapadająca w pamięci na długi czas. Może w 2013 warto by powtórzyć współpracę? 
[pst] 

3. Turnip Farm - The Great Division
(Antena Krzyku)



To bardzo dobrze, że muzycy pozbierani z tak prawilnych składów jak Tin Pan Alley, More Than Three, Blue Raincoat, Ed Wood, HOKEI, Peter J. Birch i paru innych rzeczy około-Ziołkowych z dziwnymi nazwami, postanowili uraczyć nas kolejną porcją dźwięków od Turnip Farm. Debiut był przyjemną reanimacją klimatów spod znaku Dinosaur Jr. (chociaż panowie się do nich już chyba nie przyznają), płyta numer dwa to melanż o wiele szerszego spektrum niezalowego grania - od furii Fugazi, przez punkowo-grunge'owe rzężenia, po shoegaze'owe ściany dźwięku. Ninetisowi miłośnicy mogą katować bez uczucia znudzenia. 
[mro] 



2. Braty z Rakemna - Krew, sex, popyt, podaż
(Wytwórnia Krajowa)


Na tej płycie jest wszystko! Są nowofalowe klawisze, są indie-bangery, są też kawałki nieco przytłumione. Przez osiem lat Braty nie próżnowały, a Krew, sex, popyt, podaż to potwierdza w sposób dosadny. Słabe momenty? Niewiele, w przeciwieństwie do dobrej muzyki, której na drugim długogrającym wydawnictwie grupy pełno. Dodajmy do tego niebanalne teksty i mamy drugą najlepszą płytę roku. Tajemnicą poliszynela jest, że niewiele brakowało, a o Bratach z Rakemna w ogóle byśmy nie pisali w kategoriach recenzenckich, a płyta nie znalazłaby się w podsumowaniu. Dlaczego? Cóż, było blisko, a nie znaleźliby się w Wytwórni Krajowej. Stało się, jak się stało, a my z czystym sumieniem umieszczamy BzR tuż za "jedyneczką". Nagrać taki album...Szacun. [pst]   




1. CNC - False Awakening
(DRAW)
 
 
Trochę czekaliśmy na kolejną propozcję od CNC, ale było warto. Poszerzony o Michała Stambulskiego skład tym razem postawił na bardziej różnorodne piosenki w duchu, jak to Borys ujął, sophisti-dream-popu. I tak rzeczywiście jest, kawałki odznaczają się wyrafinowaną, tudzież kunsztowną architekturą, przy czym zachowują w sobie czysto popowe pierwiastki. W istocie melodie i refreny wbijają się do głowy, a i pozostałe części składowe kompozycji zawartych na minialbumie dostarczają dużo przyjemności. Ale tak to jest, że rzeczy sygnowane nazwą CNC zawsze są wysokiej jakości, stąd też pozycja w rankingu nie powinna dziwić. Mam tylko nadzieję, że na follow-up False Awakening nie będzie trzeba czekać zbyt długo. [sko]
 

Tekst przygotowali: Jakub Lemiszewski, Mateusz Romanoski, Tomasz Skowyra, Agnieszka Strzemieczna, Piotr Strzemieczny oraz Jacek Wiaderny

3 komentarze:

  1. Braty z Rakemna? przeciez to jakas istna pomylka nagrac TAKI album, spozniony o jakies 10 lat w dodatku bez pomyslu i polotu, a singlowe ''Amigo'' to jakis bardzo niesmaczny country zart. IMO Powrót jak najbardziej zbedny nie wnoszacy nic do polskiej alternatywy a w dodatku umnijeszajacy kultywowosci band'u.
    Reszta listy faktycznie i przyjemna i zaskakujaca aczkolwiek zabraklo mi chociazby takiego Skubasa, Afro Kolektywu czy tez Kim Nowak.
    Pozdrawiam Noworocznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak...
    Kim Novak to istna świątynia świeżości i nowatorstwa...

    OdpowiedzUsuń
  3. afro kolektyw he he

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.