czwartek, 20 grudnia 2012

Recenzja: 30i3 - "Wstęp do nadinterpretacji" (2012, własne)


Źle by było, gdyby 30i3 zdecydowali się wydać coś więcej.









Istnieją grupki osób, które odbierają zespoły pokroju Hey, Hurt, Lao Che, Coma czy projekty Kazika za alternatywne, offowe. Tym bardziej takie rozumowanie jest przykre, że właśnie w ten sposób myśli ogrom społeczeństwa. Myśleli też chyba członkowie 30i3, którzy właśnie co zadebiutowali swoim mini-albumem Wstęp do nadinterpretacji.

Płytą tyleż krótką, co cierpką. Ledwie pięć utworów, niby niewiele, a potrafiących mocno zirytować i pozostawić niesmak, jak po paczce fajek i sześciu filiżankach kawy. Bo 30i3 zupełnie nie mają pomysłu na nagrania. Już otwierające Wstęp do nadinterpretacji „Ego” zaczyna się ciężkim jak Fat Albert i mrocznym niczym Crittersy riffem i iście apokaliptyczną perkusją, do których z czasem dołączają wokale. Ten Wiktorii Pukackiej, którego słuchając oczyma wyobraźni widzę jakąś mroczną harcerkę noszącą się w bojówkach, glanach i wytartej, zakurzonej parce, z kapturem zarzuconym na twarz, jak i ten głównego tekściarza Trzydzieści-i-Trzy, Mariusza Zańko – agresywny niczym rój pszczół, wyśpiewany na  bezdechu, głoszący prawdy prawdziwe i niepodważalne, i, jak w przypadku Wiktorii, brzmiący harcersko. Nie jestem do końca pewien, co zespół chciał pokazać za pomocą „Ego”. Bo jeśli psychodelę, to wyszło raczej wspólne harcowanie na zbiórce, jeśli „coś” mrocznego, to wyszło raczej śmiesznego. Rozpiętość brzmieniową prezentuje „Hipochondria” , już czysta poezja śpiewana. Liryczny bełkot miesza się z fatalnym wokalem Zańki i równie kiepsko prezentującym się Pukackiej. Muzycznie swojskie, takie „jagódkowe” plumkanie wypełnione patetyczną gitarą o brzmieniu rodem z „jaka to melodia”. Tak uwielbiany przeze mnie instrument, instrument, którego nigdy nie udało mi się ukończyć tudzież nie chciało mi się ich po prostu wznowić, został nieszczęśnie poddany profanacji. Skrzypce, bo o nich mowa, zawodzą, jęczą i łkają, ale bardziej Enejowo, niż z gracją.
Te wokale to, obok braków kompozycyjnych, kiepskich pomysłów muzycznych i grafomańskich tekstów, największe zło Wstępu do nadinterpretacji i samego 30i3. Pełne irytującego wydźwięku, oparte na nieciekawych głosach i przeplatane, jak chociażby w „Losie”, kawałku-konwersacji.

Ja to widzę tak: zebrała się grupka eks-harcerzy lubujących się w poezji; romantyków samych tworzących swoje wiersze, w dodatku z zamiłowaniem do legend i tuzów „polskiej muzyki rockowej” i szant/poezji śpiewanej. Złe to i źle by było, gdyby 30i3 zdecydowali się wydać coś więcej.

2
Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.