sobota, 10 listopada 2012

Recenzja: The Soft Moon- "Zeros" (2012, Captured Tracks)


Jak z anty-popowych elementów stworzyć muzykę nośną, łatwo wpadającą w ucho? Luis Vasquez zna odpowiedź, przy okazji wymykając się jakiejkolwiek klasyfikacji.









Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, gdy w połowie sierpnia pojawił się na stronie Captured Tracks nowy singiel- „Die Life”. Wtedy stało się jasne, że pod koniec października będzie gotowy nowy longplay The Soft Moon, o wdzięcznym tytule Zeros. 

Piękny ukłon w kierunku lat osiemdziesiątych czyni Vasquez przy okazji każdego następnego wydawnictwa. Nowa płyta nie jest bardzo odległa od swojego debiutanckiego poprzednika z 2010 roku, co akurat uważam za plus. Ta sama post-apokaliptyczna narracja, niepokojąca atmosfera i wszechogarniająca kakofonia, tylko że przyśpieszona o jakieś 100 km na godzinę. Eteryczne romanse z schoegaze’em zostały wzbogacone o niebezpieczne związki z industrialem. Tak ocierają się o siebie przez ponad trzydzieści minut, nęcąc i mącąc w głowach słuchaczom.


Zeros to płyta, którą trzeba oswoić. Agresywne brzmienie w połączeniu z intensywnie pulsującym rytmem i stylistyką noise tworzy niebezpieczną, ale pociągającą mieszankę. Album nie bazuje na typowych brzmieniach gitary, syntezatorów czy tradycyjnych zestawów perkusyjnych. Nastrój wykreowany jest raczej poprzez wysubtelnienie neo- przemysłowych efektów, naśladujących strażackie syreny, ryk silników czy warkot samolotów. Ciekawym zabiegiem jest też stopniowanie napięcia, które z minuty na minutę waha się rozregulowując emocje, by ostatecznie uderzyć, ale jeszcze nie powalić w „Die Life”.

Ta płyta to dziesięć niezależnych od siebie kompozycji, które obroniłyby się nawet osobno na EP. Razem tworzą projekcję podświadomości, marzeń i fobii, uzależniającą i przede wszystkim nieprzewidywalną. W „Remember the future” pędzimy przez zagubioną autostradę rodem z filmu Davida Lyncha, by po chwili znaleźć się w ultranowoczesnej metropolii, na rave’owej imprezie z „Want”.

Pokrewieństwo z The Jesus and Mary Chain, Skinny Puppy czy Danse Society? Raczej bardzo luźna inspiracja, która jest jedynie tłem dla indywidualnej wizji artystów. To wszystko sprawia, że muzyka The Soft Moon brzmi po prostu jak The Soft Moon - postępowo i niekonwencjonalnie. Dla mnie,to współczesny pretendent do tytułu „prekursorskiego brzmienia”. Muzyka skąpana w mroku z imponującymi momentami jasności.

8

Nicoletta Szymańska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.