środa, 3 października 2012

Relacja: Gallows w Hydrozagadce

Odmienieni Gallows wrócili do Polski promować nowy materiał. Wyszło im to całkiem nieźle.











W zapowiedzi koncertu brytyjskiego zespołu Gallows na FYH! red. Romanoski pisał, że błędem będzie przegapienie tego wydarzenia. Miał rację. Występ Anglików (i jednego Amerykanina) w warszawskim klubie Hydrozagadka był jednym z najlepszych, jakie w tym miejscu widziałem. Energia, którą przekazał nam zespół wraz ze wspomagającymi ich The Black Hearts oraz Feed The Rhino, miała moc małej elektrowni atomowej. Co prawda nie był to bardzo oblegany koncert, ale ci co się stawili dali z siebie wszystko (a przynajmniej większa część). 

Był pot, krew, podarte koszulki i łzy... z tym, że tylko i wyłączenie szczęścia. Gallowsi grali krótko, koło pięćdziesięciu minut, ale za to bardzo intensywnie, zachowując świetny kontakt z szalejącą publicznością do samego końca. Występ składał się głównie z nowych utworów, co specjalnie nie przeszkadzało zebranym fanom śpiewającym jak jeden mąż wraz wokalistą Wadem McNeilem. Wykrzyczane przez całą Hydrozagadkę były między innymi refreny „Cross Of Lorraine”, „Depravers”, „Last June” czy „Odessy”, czyli utworów z tegorocznego albumu zatytułowanego po prostu Gallows.  

Ukłony należą się również klubowi. Nagłośnienie dało radę, a ochroniarze zachowali zimną krew, podczas gdy pogujący fani co rusz wskakiwali na scenę, aby obdarzyć wokalistę pełnym miłości uściskiem, by sekundę później skoczyć z powrotem w szalejący tłum. Świetnie bawili się również sami muzycy, którzy co chwila wykrzykiwali hasło wieczoru, które dumnie brzmiało „GALLOWS, KURWA”. Nie wiem czy udało się warszawskiej publiczności przebić tę z Poznania, ale i tak całość wypadła świetnie. Chłopaki obiecali, że do nas wrócą. Trzymam ich za słowo.

Wojtek Irzyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.