Opisujemy singiel Lewych Łokci.
Lewe łokcie może nie odkrywają koła, ale są składem, który fajnie by było widzieć w rodzimym gitarowym mainstreamie. Mieliby szansę, bo śpiewają po naszemu. Mieliby szansę, bo są hiciarscy i bezpretensjonalni. Nie mieliby szansy, bo nie są, ani jak Muchy, ani jak Happysad, więc ciężka sprawa. Tak czy siak, warto się zapoznać z dwoma numerami udostępnionymi na ich promówce.
Jeśli tag „niezal dla nadwrażliwych
lamusów” może mieć wydźwięk pozytywny (a dla mnie ma, jeśli
mówimy o lamusach ze stylu, a nie z charakteru), to nadaję go
właśnie Lewym łokciom. Pavamentowe gitary i nostalgiczny tekst o
wkurwieniu na nadchodzącą dorosłość, przy całej lirycznej
prostocie, kąsa. Takie są właśnie „Pomieszane chwile”.
„Plany” sprawiają wrażenie Cribsowskiego „Be Safe” w wersji
made in Poland (chociaż więcej osób skojarzy to raczej z „Uważaj”
z pierwszego LP CKOD). Jara to trochę mniej, ale też nie sposób
odmówić tej piosence jakiegoś chłopięcego uroku.
W sumie ten „jakiś chłopięcy urok”
jest największym, oprócz sprawnego czerpania z lżejszego
brzmieniowo amerykańskiego niezalu, atutem tego składu. Nie chcąc
nikogo obrazić, pod tym względem jest w tym trochę „Chłopców z
placu broni”. Nikt o zdrowych zmysłach nie wymieniałby liryków
Łyszkiewicza obok tekstów największych poetów romantycznych, ale
kiedy słyszymy je w formie piosenek, z wokalem tego świętej
pamięci jegomościa, nie przełączamy radia (albo przynajmniej ja
nie przełączam, bo mam sentyment).
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.