Uściślijmy, Barbara Morgenstern nie jest królową berlińskiej elektroniki (ok, może być księżniczką, ale nie królową). Kto zatem jest? Jak dla mnie nie ma wątpliwości – Ellen Allien.
Łatwo
dostrzec podobieństwa między obiema artystkami (porównania Barbary do Björk
mnie nie przekonują, sorry), ale to autorka Berlinette
od wielu lat jest najjaśniejszą kobiecą postacią berlińskiej sceny
elektronicznej. Nie znaczy to jednak, że pani Morgenstern tworzy nieciekawą,
niczym niewyróżniającą się muzykę. Owszem, może nie jest to jakaś niesamowicie
oryginalna estetyka, ale trzeba przyznać, że Niemka może pochwalić się własnym,
charakterystycznym stylem. I o to właśnie chodzi.
Z płyty na płytę Barbara
udoskonala swój styl za pomocą fakturowych roszad i nowych pomysłów, przy czym
łatwo rozpoznać właściwości i cechy tej muzycznej formuły (trochę
micro-house'u, trochę krautrocka, trochę synth-popu, a czasem pojawi się nawet
coś z klasycznego instrumentarium), opierającej się w głównej mierze na
sztandarowych bandach współczesnej (choć nie tylko) niemieckiej elektroniki.
Solenne wymieszanie stylów takich wykonawców jak Mouse On Mars, Lali Puna, Tarwater,
Booka Shade, The Notwist, a nawet Kraftwerk składa się na swoiste, wypracowane
i przefiltrowane przez wrażliwość niemieckiej artystki brzmienie.
Sweet Silence również wpisuje się w ten schemat. Nie uświadczymy tu
spektakularnych metamorfoz czy rewolucji, a mówiąc bez ogródek – kto zna i lubi
wcześniejsze płyty artystki, powinien również polubić jej najnowszą pozycję. To
bardzo równy materiał bez żadnych totalnie słabych punków czy wybijających
ponad resztę fragmentów. Moimi ulubionymi momentami są zbudowany na zimnych
synthowych motywach, z pełnym emocji i głębi wokalem w chorusie "Jump Into
The Life-Pool", przywołujący ducha Kraftwerka circa Trans Europe Express "Highway" i miniaturowe preludium na
syntezator "Bela", które nota bene rozdziela wyżej wymienione utwory.
Na plus można jeszcze zaliczyć oparty na klawiszowych akordach "Night-Time
Falls", instrumentalną midi-wycieczkę "Hip Hop Mice" i obleczony
smyczkami, finalny "Love Is In The Air, But We Don't Care". Jak widać
wcale źle nie jest.
Najnowsza propozycja berlińskiej
songwriterki na pewno nie sprawi, że nagle o jej osobie zrobi się głośno. Sweet Silence to świadoma kontynuacja
drogi, jaką Barbara wytyczyła sobie już na debiutanckim Vermona ET 6-1 (co prawda od 1998 roku jej muzyka ewoluowała w
różne strony, to jednak szkielet wciąż się nie zmienił). Na pewno warto
sprawdzić, jak Niemka radzi sobie w 2012 roku, jednak nie należy oczekiwać od
tej płyty niewiadomo czego, bo w sumie od początku wszystko jest jasne.
6.5
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.