Część druga naszego wywiadu z Pezetem. Zamykamy temat
jego nowego wydawnictwa, rozmawiamy o koncertówce z Małolatem i problemach,
które mogą mieć ludzie widząc raperów nawijających z żywym składem, płytach,
które chciałby nagrać Pezet, oraz prowadzeniu Koka Beats.
Jak mówiłeś, „Supergirl” to dla Ciebie
„Seniorita” A.D. 2012. A skąd pomysł na „Slang 2”? Dla mnie jest to jeden z
lepszych numerów na płycie...
O ile mogę mówić o ulubionych momentach na mojej własnej płycie to „Slang
2” z pewnością by się tam znalazł. Nie pamiętam skąd pojawił się pomysł.
Dostałem beat i musiało na nim siąść coś energetycznego. Nie chciałem pisać
następnego tekstu o miłości, bo to by nie siadło. Nie chciałem pisać też
następnego numeru o seksie, a pomyślałem sobie, że temat slangu jest warty
zaktualizowania.
Innym moim ulubionym fragmentem płyty jest „Charlie
Sheen”...
Sam mam do tego numeru parę zastrzeżeń, ale bardziej pod swoim adresem.
Moja zwrotka w ogóle nie jest techniczna, może jest trochę za prosta.
Postawiłem tam raczej na tekst w którym chciałem się trochę z siebie pośmiać.
Miałem wcześniej inną, właśnie bardziej techniczną zwrotkę z której świadomie
zrezygnowałem. Potem posłuchałem Mesa, który jednak postawił na bardziej
techniczny rap i może zrobiłem błąd z doborem swojej zwrotki.
Mam wrażenie, że Mes na featuringach, w stosunku do swoich solówek gdzie
bardzo ważna jest historia, bardziej stawia właśnie na techniczny rap.
Może u mnie jest podobnie. Mam też inne zastrzeżenie - beat jest
mistrzowski, ale inaczej bym go zmiksował. Generalnie lubię ten numer. Tylko
mam nadzieję, że nikt nie będzie go odbierał zbyt dosłownie, bo nabijam się w
nim z samego siebie.
Zmieniając temat, niedawno ukazała się twoje koncertówka nagrana z Małolatem
i żywym składem. Jesteście zadowoleni z jej brzmienia i z tego jak została
odebrana?
Z odbioru raczej nie do końca. Od pewnego czasu wszystko się klaruje fifty
fifty – połowa ludzi w ogóle tego nie rozumie. W myśl marketingu to może
dobrze, bo lepiej, żeby mówili cokolwiek, niż nie mówili nic, ale właściwie nie
dbam o to. Jeśli chodzi o samo brzmienie to jestem raczej zadowolony. Podoba mi
się ta surowość idąca w takie amerykańskie, punkowe klimaty. Jest to siermiężna
koncertówka i taka miała być. Jedyne czego mi tam brakuje, to brak to publiczności.
Nie mieliśmy podczas nagrywania mikrofonów zbierających publikę. Na koncercie
było ją słychać, na nagraniu nie.
Odnośnie odbioru, nie jest trochę tak, że u nas tacy twardogłowi odbiorcy
rapu, dalej nie są gotowi na koncerty z żywym bandem. Nie jest trochę tak, że
jedyne składy grające z żywym bandem, O.S.T.R., Tworzywo Sztuczne, Łona, Afro
Kolektyw, wyszli już wcześniej poza taką „uliczną” publikę i paradoksalnie
najlepiej odbierają ich muzykę osoby nie zorientowane na stricte-hiphopowe
brzmienie? Kiedy byłem na koncertach Łony miałem wrażenie, że połowa osób to
były osoby dla których hip-hop jest tylko jednym z wielu gatunków, którymi się
interesują. Nie chodzili w „rapowych mundurkach”...
W tym temacie zgodzę się i nie zgodzę. Hip-hopowy krąg to bardzo szerokie
pojęcie. Nie wiadomo na jakiej zasadzie właściwie to oceniać, bo ocenianie po
tym, jak ktoś wygląda, nie bardzo ma sens. Łona przekazuje trochę inne treści i
w swojej kategorii jest genialny. Ja mam talent do czego innego, o czymś innym
umiem mówić. Ja nie rozumiem takiej rapowej publiczności, która z zasady nie
lubi grania z żywym składem. Dla mnie ktoś, kto odrzuca takie koncerty i płyty
jest po prostu debilem. Mam szacunek dla swojej publiczności, ale nie mam
zamiaru szanować ludzi, którzy nie potrafią w cywilizowany sposób wypowiadać
się na temat mojej muzyki i nie szanują mojej pracy. Ktoś uważający, że koncert
z bandem jest czymś złym, chyba nigdy nie słyszał o The Roots. Jay-Z grał z
bandem, Nas grał z bandem. Kanye West grał przecież z orkiestrą! Oczywiście
ktoś może powiedzieć, że to komercyjni raperzy, ale jestem w stanie się
założyć, że raper, który teraz jest w undergroundzie przy złapaniu lepszej
passy sam będzie chciał grać z bandem. To daje niesamowite pole do popisu.
Natomiast kiedy ktoś pisze na moim wallu, że nigdy nie pójdzie na koncert z
gitarą, mogę go tylko odesłać do sklepu płytowego, żeby się douczył, albo do
sklepu z bronią, żeby strzelił sobie w głowę.
To ciekawe, co mówisz, bo jakiś czas temu w jednej z żoliborskich kawiarni
spotkałem Emila Blefa. Kiedy rozmawialiśmy o przyczynach jego zejścia z rapowej
sceny, mówił bardzo podobne rzeczy do Ciebie...
O tym, że u nas nigdy nie będzie dobrze odbierany? Że jest problem z
tolerowaniem innych, nowych rzeczy?
Między innymi o tym. Mówił też, że o ile jest u nas zawsze dużo miejsca na
nowe uliczne składy to w momencie, kiedy na scenę wchodzi drugi, spokojniejszy,
bardziej refleksyjny raper, z rzędu zaczynają się problemy, bo zawsze będzie
„drugim wczesnym Pezetem”, albo „drugim Eldo”...
Być może tak jest. To jest fajne sformułowanie, że zawsze
jest miejsce na nowy uliczny rap. Dla mnie smutne jest to, że chyba
nieświadomie, za mocno zahaczyłem się o uliczny rap i teraz ta część publiki
strasznie nie akceptuje tego, co robię. Nachodzą mnie takie myśli, żeby
pierdolnąć to wszystko, bo nie ma, co edukować ignorantów zamkniętych na jedno
brzmienie. Dla przykładu – w momencie, gdybym nie lubił Metalliki, nie
wpieprzałbym się na ich fan page, żeby tłumaczyć im, że są chujowi, tylko mam
to w dupie.
Jakiś czas temu w wywiadzie mówiłeś, że mam w zanadrzu trzy płyty – jedną na
bardziej oldschoolowych beatach, jedną z Małolatem i jedną z Płomieniem...
Ja zawsze mam duże plany, a potem się okazuje, że płytę się robi dwa lata.
Już wymieniłeś trzy projekty. Do 2020 mamy trochę czasu, więc może coś z tego
uda mi się dokończyć. Bardzo chciałbym zrobić nowy Płomień. Ostatnio mam
mniejszy kontakt z Onarem przez natłok różnych zajęć, ale bardzo chciałbym
zrobić nowy Płomień. Mam też ochotę na oldschoolową solówkę, wydaje mi się, że
to może być duża rzecz. Co do Małolata, właśnie teraz robi solówkę. W 2050 może
uda mu się ją wydać i wtedy nagramy nową, wspólną płytę. Mam bardzo dużo
pomysłów, nie wiem, czy starczy mi na nie życia i czasu. Mam pomysł na jeszcze
inną solówkę. Oprócz tego chciałbym nagrać na przykład płytę z Mesem, płytę z
Sokołem, płytę z Fokusem...
O którymkolwiek z tych projektów rozmawiałeś z chłopakami?
Tak. Gadaliśmy o tym z Fokusem, mamy bardzo podobne zajawki jeśli chodzi o
dubstep. Z innymi nie rozmawiałem. Z Sokołem żartowaliśmy, że fajnie byłoby
zrobić coś razem. To byłoby fajne. Bardzo cenię tę trójkę raperów. Uważam, że
to są najlepsi raperzy w Polsce.
Zostając w temacie innych artystów - wziąłeś pod skrzydła
Koka Beats Bonsona i Matka. Bonson jeśli chodzi o aurę swoich nagrań jest dosyć
blisko młodzieńczej frustry z twoich wczesnych nagrań. Cała otoczka jest
oczywiście inna, ale mam wrażenie, że ten klimat musi być bliski twojej
wrażliwości.
Tak i dlatego mi to odpowiada. Może to jest dobre sformułowanie, że jest
tam trochę wczesnego mnie, ale nie lubię go, bo to od razu wkłada Bonsona do
szufladki. Tak to ludzie niestety postrzegają, natomiast wrażliwość ma bardzo
podobną. Wczoraj słuchałem jego nowych numerów na płytę i są to świetne. Jeśli
wszystko dobrze pójdzie - Bonson jeszcze wieloma rzeczami nas zaskoczy. Robi
świetne rzeczy tekstowo.
Będzie jakiś wspólny numer?
Jeszcze o tym nie gadaliśmy. Chociaż może gadaliśmy i zapomniałem. Myślę,
że będzie. Chciałbym. Nie chce się wpraszać, ale chciałbym.
Macie w planach zwerbować jeszcze innych artystów pod
Koka Beats?
Wiesz, mieliśmy duże plany, ale nie będę o nich mówił, bo dopiero je
weryfikujemy. To jest jeszcze młoda wytwórnia. Nie chcemy wydać na szybko dziesięciu
płyt i upaść. Wychodzę z założenia, że na każdą płytę musi być przeznaczony
jakiś budżet. Kiedy chcesz wydawać muzykę, którą rzeczywiście lubisz, nie
możesz sobie tego wydawać tak po prostu. Mógłbym wydać wszystko, co lubię, ale
musiałbym sprzedać samochód i mieszkanie.
Rozmawiał Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.