Dwa albumy na koncie, trzeci zbliża się wielkimi krokami. Drugi raz na Openerze, trzeci raz w Polsce. Yeasayer, znowu w namiocie.
Kiedy debiutowali w 2007 roku singlowymi "Sunrise
/ 2080", zachwytom nie było końca.
Pełnowymiarowa płyta, All Hour Cymbals, pokazała,
że awangardowy, zfreakowany folk można robić na zupełnie inne sposoby niż miało
to miejsce u pozostałych brooklyńskich projektów.
Debiut z miejsca
sprawił, że Yeasayer stali się jednym z ważniejszych indie-cośtam zespołów
nowego tysiąclecia. Młodzi, piękni, uzdolnieni cholernie utalentowani i dający
nadzieję na jeszcze lepsze nagrania, w 2010 roku wypuścili drugi album, który
przebił sukces All Hour Cymbals. Odd
Blood przedstawił Amerykanów w innym, bardziej popowym i melodyjnym
świetle. Było inaczej, nadal jednak fajnie.
Rok 2010 przyniósł nie
tylko drugą w dorobku Yeasayer płytę, ale też dwa koncerty w Polsce. Pierwszy,
tak jak i ten nadchodzący, odbył się na Kossakowie. Drugi, cztery miesiące
później, w warszawskim Palladium. O tym, że drugi był wynikiem zadowolenia
widzów pierwszym, chyba nie trzeba wspominać. Yeasayer, co prawda, wiernie
odwzorowali materiał z albumów, ale…to był dobry występ. Tak dobry, że – już z
materiałem na nową płytę – przyjeżdżają do nas po raz trzeci.
Fragrant World znajdzie
się w sklepach 21 sierpnia, ale zespół już jakiś czas temu udostępnił dwa
singlowe utwory z nadchodzącego krążka. Oba diametralnie się od siebie
różniące. Jaki będzie nowy album? Miejmy nadzieję, że przekonamy się już w
środę, pierwszego dnia festiwalu.
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.