„Chcę cię rozwalić i
przygwoździć do podłogi. Chcę cię wyciągnąć i naprawić uszczerbek w twojej
głowie. Dam ci małą dawką szumu.” To pokrótce wyjaśnia treść najnowszego
materiału.
Wybór niezależnej
Killer Pimp czy Mute Record, promującej takich artystów jak Depeche Mode czy
Goldfrap był strzałem w dziesiątkę. Worship
jest pierwszym albumem wydanym przez Dead Oceans. Zmiana wytwórni, styl
podobny. Garażowo i lekko psychodelicznie, pośród szumu, z mocno przesterowaną
gitarą w tle.
W Death by Audio (które jest jednocześnie klubem muzycznym i studio nagraniowym) Ackermann projektuje i tworzy własne efekty gitarowe używane przez każdego, od Serena Maneesh i Wilco do Spoon i TV on the Radio. Zawsze były to ciekawe, innowacyjne brzmienia ocierające się o ekstatyczną stronę shoegaze czy delikatny dream-pop.
Proste, nieskomplikowane gitarowe kompozycje mają pewną zaletę - szybko wpadają w ucho. Zapamiętujesz je po pierwszym odsłuchaniu kawałka. Jednak wykorzystanie monotonnej, zbyt prostej perkusji i powszechnie dominującego metrum 4/4 czy 3/4 nudzi.
Zaczyna się dobrze.
Wyeksponowany i podkręcony na full bas, gra pod dyktando perkusji w „Alone”. Niestety, po niespełna trzydziestu
sekundach wchodzi wokal Ackermanna i cały surowy charakter kawałka znika. A
szkoda, bo przez moment mogło się wydawać, że będzie to energetyczna,
fabryczno-industrialna mieszanka. Początek
„You Are The One”, utworu promującego album, przypomina wczesne dokonania
artystów ze stajni Not Not Fun. W całości jednak wypada blado i bardzo
przeciętnie. Sztampowy teledysk przedstawiający prostytutkę, przemoc i jakieś
paranoiczne jazdy umysłu, miał być przerażający i erotyczny, a nie jest ani
taki, ani taki.
Zaraz później wchodzisz do zadymionego klubu. Jest całkowicie ciemno. Klaustrofobiczne pomieszczenie sprawia, że czujesz każdy ruch pozornie stojącego powietrza i znajomy oddech na szyi. Jest tak cicho, że zaczynasz słyszeć ludzkie myśli. I nagle prosto ze sceny zalewa cię ciężka fala „Mind Control”. Masz ochotę wyciągnąć deskę i surfować wśród agresywnych i warkotliwych dźwięków.
Na Worship niby jest space, noise i rock. Popularna
shoegaze’owa stylistyka, dobrze znane gitarowe efekty, nic nowego. W 2007 roku
ukazał się ich pierwszy krążek A Place to
Bury Strangers . Dwa lata później Exploding Head - dobry, ale bez
porównania z debiutem. Worship jest
zdecydowanie najsłabszy. Przypomina przekombinowaną namiastkę Script of the Bridge - The Chameleons. Panowie z APTBS powinni
rozważyć wznowienie poprzedniego projektu Skywave.
4/10
Nicoletta Szymańska
4/10
Nicoletta Szymańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.