Najlepsza solowa płyta Coxona.
Rok 2012 jest szczególnie ważny dla członków Blur. Zespół
robi wielki „come back” by dać kilka koncertów (w tym jeden na Igrzyska
Olimpijskie), Damon Albarn nagrywa płyty jak szalony (zachowując wciąż
charakterystyczny dla siebie wysoki poziom), a Graham Coxon przygotował kolejny
solowy album. Chyba najlepszy w jego karierze.
Ten już czterdziestotrzyletni nerd z wyglądu nagrał płytę, w
której ciężko wyróżnić…słabe momenty! Na dziesięć utworów tak naprawdę tylko do
trzech można się przyczepić. I to na dodatek doszukując się niekiedy wielce
wyimaginowanych minusów. Bo A+E to
blisko siedem hitów na dziesięć utworów. Robi wrażenie.
Coxon, niepozornie wyglądający nerd, zgotował - który to już
raz? – prawdziwą mieszankę gitarowego chaosu,
zgiełku i po prostu mocnego post-punku. Wiadomo, The Spinning Top było folkowo-koncepcyjnym albumem, na którym były
członek Blur pokazał siebie w innym świetle. Teraz wraca jednak do korzeni. Tych mroczniejszych, mocniejszych,
bardziej dynamicznych. Jednym słowem – przebojowych. Ogromna w tym zasługa
producenta A+E, którym został znany z
długoletniej współpracy właśnie z legendą Britpopu, Hillier Ben. Dzięki temu
najnowszy krążek Grahama Coxona brzmi jak współczesna Wielka Brytania –
nerwowo, niespokojnie, ciężko, ale i momentami niespodziewanie świeżo, zabawowo
i „jak do zejścia”.
Wyróżnianie poszczególnych piosenek przy A+E jest czynnością karkołomną.
Otwierające „Advice” ze swoimi wstępnymi surowymi riffami, szorstkim i przede
wszystkim jednak swobodnym śpiewem Coxona oraz dynamiczną perkusją stanowi
kapitalny „numer jeden płyty”. „City Hall” z miarowym bitem, hipnotyzującą
gitarą i demoniczne powtarzanie jednego zdania („Going down to city hall”) sprawiają,
że chce się ten kawałek zapętlać i zapętlać w kółko. Singlowe „What’ll It Take”
utrzymane w mocno tanecznym klimacie nie bez powodu promowało album. Z nim
idealnie kontrastują zabrudzone lo-fi „Meet and Drink and Pollinate” czy nadające
się na ścieżkę do ponarkotykowego zejścia „Knife in the Cast”.
A+E to przede
wszystkim zabawa rytmem. I gitara, i perkusja stanowią piękną syntezę, która
idealnie wspólgra z charakterystycznym wokalem Grahama Coxona, przez co
dziewiąta płyta Brytyjczyka stanowi poważną kandydaturę do jednego z dziesięciu
(może piętnastu) najlepszych wydawnictw bieżącego roku. Chyba mu się należy.
8.5/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.