piątek, 18 maja 2012

Best Coast - The Only Place (2012, Mexican Summer)

Bethany przegrywa w przedbiegach jeśli chodzi o lo-fi przeboje tego lata.








Początkowo, zabierając się za recenzję nowego Best Coast, zapełniłem kilka akapitów słabymi dywagacjami na temat Bethany Cosentino i jej życia alternatywnej celebrytki. Przekopywałem się przez głupawe ploteczki z HipsterRunoff, by napisać tu cokolwiek ciekawego, jednak w pewnym momencie powiedziałem sobie – dosyć tego.Trudno mi było pisać o płycie, której zawartość można streścić bardzo krótko – nuda i rozczarowanie. W zasadzie nawet słynny rudy leniwy kot Bethany - Snacks - jest bardziej fascynujący niż nowe piosenki Best Coast.

Na The Only Place plażowy klimat rozgrzanych piasków Kalifornii i nastoletnich miłostek, podbity przybrudzoną produkcją ustąpił miejsca bezpłciowym, przesadnie klarownym numerom ze smyczkami w tle. Piosenki Best Coast nigdy nie były specjalnie ciekawe pod względem kompozycji, jednak zawsze miały w sobie specyficzny wakacyjny nastrój beztroski – czasami subtelnej nostalgii. Obecnie, gdy nowe piosenki zostały pozbawione mgiełki lo-fi tajemniczości, nie ma specjalnie nad czym się rozczulać.

Można oczywiście znaleźć pewne plusy tego albumu. Na przykład otwierający, tytułowy numer jest całkiem chwytliwy, coś tam się dzieje – długo potem nie ma nic ciekawego, aż pojawia się najlepszy na płycie „Dreaming My Life Away” – oniryczna piosenka, pełna delikatnego erotyzmu i nastroju tajemniczości. Niestety szkopuł polega na tym, że jest to ponownie nagrany numer z jednej z pierwszych demówek.

Co tu dużo mówić, słaba płyta pozbawiona tak flagowych przebojów jak „When I’m With You” czy „Boyfriend”. Jeśli chodzi o Best Coast, najmocniej polecam demówki sprzed 2010. 

4/10


Jakub Lemiszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.