piątek, 6 kwietnia 2012

The Wedding Present - "Valentina" (2012, Scopitones)

Po czterech latach The Wedding Present powracają w dobrym stylu.












The Wedding Present to żywa legenda.
Nie znać tej brytyjskiej kapeli, nazywając się przy tym fanem alternatywy, to grzech śmiertelny. Cóż, można i tak, jeśli było się wychowanym na soundtrackach do anime. Gorzej, jeśli nadal się tego słucha. Po kryjomu, ale słucha.

I ta żywa legenda wydała właśnie swój dziewiąty długogrający album. Dziewiąty podtrzymujący tradycję dobrego grania w rytm indie. Kolejny ustępujący rewelacyjnemu Seamonsters, co jednak nie oznacza „zły”. Tak przecież bywa, że niektórych płotków nie da się przeskoczyć.  Valentina płytą olśniewającą nie jest, bo kto, będąc na scenie od dwudziestu siedmiu lat, jest w stanie coś takiego ugrać? Płyta trzyma jednak poziom, ona jest hiciarska.

Bo jak inaczej nazwać takie kawałki jak „You’re Dead”, „End Credits”, „You Jane”, „Back a Bit…Stop” czy przede wszystkim największy chyba przebój Valentiny, „The Girl From the DDR” jeśli nie hity? Dynamiczne, skoczne i chwytające kompozycje połączone z tym jakby od niechcenia wokalem Davida Gedge’a nie mogą nie wywołać uśmiechu na twarzy. Gdyby ktoś był jednak ponurakiem, to “You appall me... Okay, call me” w „You’re Dead” powinno wystarczyć. Zwłaszcza, że Gedge ostatnie słowa rzuca tak na odwal.

Band z Leeds nie odstępuje od swojego ulubionego tematu, tj związków międzyludzkich i przeróżnych interakcji. Gedge, jak zwykle w swój pesymistyczno-ironiczny sposób, opisuje rzeczywistość i to, co go otacza w sferze uczuciowej. Stąd z rezygnacją wyrzuca z siebie „you’re too pretty for me... and if I was a painter I’d just paint portraits of you...” w “Deer Caught in the Headlights” czy okazuje kapitulację w “End Credits”: “I'm not happy anymore - and for that reason, I'm out”. Tutaj nic się nie zmieniło, David w najlepszej, depresyjnej formie.     

The Wedding Present najnowszym albumem dołączyli do starych wyjadaczy, którzy w tym roku sprezentowali swoje kolejne płyty: Tindersticks (jest ładna), Grahama Coxona (nie słuchałem), Paula Wellera (nie wiem czy zamierzam posłuchać) itp. I nie zawiedli. Jest melodyjnie, energicznie i, niekiedy nawet, brudno.

7/10

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.