Tym razem głównym punktem programu był zespół Kristen, który
ostatnio prezentuje wybitną formę. Występ formacji poprzedził krótki set duetu
SUKA (klawisze + perkusja). Niestety nie mogę o nim powiedzieć nic szczególnie
pozytywnego. Wyobraźcie sobie dwóch kolegów, którzy po wypiciu paru piw bawią
się w zespół, z czego jeden kompletnie nie umie grać na klawiszu, a drugi gra
poprawnie na perkusji. Żadnej wizji, żadnej mocy, żadnego błyskotliwego
pomysłu. Rozumiem ideę muzycznych żartów, tyle że ten żart był jakiś nudny i
nieśmieszny. Być może się czepiam, niektórym się podobało.
Bezpośrednio przed Kristen Michał Biela zagrał trzy piosenki
solo. Skromne, cudne, romantyczne, zgrabne i zwiewne. W przeciwieństwie do
pozostałych projektów, w których gra Biela, występ ten był bardzo cichy i
intymny, jednak cały czas bardzo emocjonalny. Czekam na solową płytę!
Zaraz po Bieli solo rozpoczął się koncert Kristen. Zespół zagrał utwory z ostatniego albumu Western Lands oraz z EP-ki An Accident. Jak zawsze, grali tak dobrze, że aż kręciło mi się w głowie i prosiłem by ten koncert trwał, trwał i trwał jeszcze dłużej. Chłonąłem każdy dźwięk tego występu, tak jakbym słuchał opowieści o czymś niesamowicie ważnym. To było coś ważnego, bez wątpienia. Niestety jak to w Kisielicach bywa, koncert musiał skończyć się dosyć szybko bo już o 22:00 z uwagi na ciszę nocną. Szkoda.
Jakub Lemiszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.