The Saturday Tea uderzają nową epką. Robią to celnie.
Wczoraj idąc z ziomkiem do
baru mlecznego „Sady Żoliborskie” zauważyliśmy, że wracają jeansowe katany i
skóry. Był kolejną osobą na przestrzeni ostatnich kilku dni, która (oprócz
mnie) chodziła sobie w wytartej jeans kurtałce. Pomyślałem sobie, że jeszcze
trochę i, żeby się wyróżniać, wyciągnę z szafy swoje dresy. Całe szczęście,
takich pomysłów (chyba) nie mają chłopcy z The Saturday Tea.
Klimat EP-ki dobrze oddaje samo skacowane, spapierosiałe, czarnobiałe zdjęcie okładkowe. „Hunted dog” w tę estetkę świetnie wprowadza dzięki topornemu riffowi i wchodzącej znienacka ładnej partii wokalnej, skonfrontowanej z wysoko sprzęgającą gitarą. W przypadku wcześniejszych nagrań The Saturday Tea takie rozwiązania byłyby nie do pomyślenia. „Sculptures” to dwie bardzo mocne, bardzo punkowe minuty. Jeszcze krótsze „Girl from planet monday” kusi bardzo bluesową, w wydaniu około deadweatherowym, jazdą. Chaotycznej, jęczącej, porozdzieranej ładnie pomiędzy dwoma kanałami solówki nie powstydziłby się Tom Morello. „Holy Island” to numer, który gdzieś słyszeliśmy, ale przewijanie go jest ostatnią rzeczą, jaka przychodzi do głowy podczas odpalenia tej petardy. Mimo zdjęcia z gitar przesteru, poprzez ładnie pykające w refrenie klawisze, kąsa jeszcze mocniej niż rzeczy z początku. Najdłuższy w zestawie numer tytułowy nisko kłania się countrowemu, zbolałemu wcieleniu Black Rebel Motorcycle Club, mamy nawet gitarzystę grającego techniką slide, organopodobny klawisz i tamburyny. Nigdzie się nie śpieszymy, na wszystko mamy czas, wszystko jest na swoim miejscu. Zamiast tupać nogą pływamy w gęstniejącym klimacie. Organopodobny klawisz? Mamy go jeszcze więcej w ostatnim „Wake”, bardzo manzarkowym, pozbawionym wokalu, ale bardzo ciekawie zaaranżowanym outro.
This is Over to kawał udanej EP-ki. Trzy dynamiczne imprezowe strzały, „Holy Island”, czyli pierwsze promyczki słońca padające na jeszcze pijane twarze koleżanek i kolegów, i skacowany powrót do domu.
7/10
Klimat EP-ki dobrze oddaje samo skacowane, spapierosiałe, czarnobiałe zdjęcie okładkowe. „Hunted dog” w tę estetkę świetnie wprowadza dzięki topornemu riffowi i wchodzącej znienacka ładnej partii wokalnej, skonfrontowanej z wysoko sprzęgającą gitarą. W przypadku wcześniejszych nagrań The Saturday Tea takie rozwiązania byłyby nie do pomyślenia. „Sculptures” to dwie bardzo mocne, bardzo punkowe minuty. Jeszcze krótsze „Girl from planet monday” kusi bardzo bluesową, w wydaniu około deadweatherowym, jazdą. Chaotycznej, jęczącej, porozdzieranej ładnie pomiędzy dwoma kanałami solówki nie powstydziłby się Tom Morello. „Holy Island” to numer, który gdzieś słyszeliśmy, ale przewijanie go jest ostatnią rzeczą, jaka przychodzi do głowy podczas odpalenia tej petardy. Mimo zdjęcia z gitar przesteru, poprzez ładnie pykające w refrenie klawisze, kąsa jeszcze mocniej niż rzeczy z początku. Najdłuższy w zestawie numer tytułowy nisko kłania się countrowemu, zbolałemu wcieleniu Black Rebel Motorcycle Club, mamy nawet gitarzystę grającego techniką slide, organopodobny klawisz i tamburyny. Nigdzie się nie śpieszymy, na wszystko mamy czas, wszystko jest na swoim miejscu. Zamiast tupać nogą pływamy w gęstniejącym klimacie. Organopodobny klawisz? Mamy go jeszcze więcej w ostatnim „Wake”, bardzo manzarkowym, pozbawionym wokalu, ale bardzo ciekawie zaaranżowanym outro.
This is Over to kawał udanej EP-ki. Trzy dynamiczne imprezowe strzały, „Holy Island”, czyli pierwsze promyczki słońca padające na jeszcze pijane twarze koleżanek i kolegów, i skacowany powrót do domu.
7/10
Mateusz Romanoski
http://www.thesaturdaytea.com
OdpowiedzUsuń