Ośmioosobowa formacja
z Nowego Jorku dała plamę na każdej płaszczyźnie nowej płyty.
Tak słabej płyty na FYH! nie pamiętają już najstarsi górale. Jasne, szrotu było dużo i pewnie nawet większego, jednak w 2012 roku to właśnie The Phenomenal Handclap Band wychyla się przed przysłowiowy szereg.
Mało kto pewnie pamięta, ale w 2009 roku nowojorczycy
wypuścili bardzo dobry singiel „15 to 20”. Z długogrającą płytą tak korzystnie
już nie było, ale momentami dawała radę. Form
& Control jest idealnym potwierdzeniem tezy często spotykanej tezy:
„nagrałeś spoko debiut, nie tykaj się sophomore’a”. The Phenomenal Handclap
Band podjęli rękawice i wyszło coś, co śmiało można by było nazwać nu
dance’owym wenerykiem. I melodie, i śpiew nie są w żadnym wypadku możliwe do
zniesienia.
Niewypałem jest otwierający album „Following. Przesterowany
wokal Laury Martin i tekst „Come and join us in this room” zachęcająco i szczerze jednak
nie brzmi, a gdy dodamy tak naprawdę nudny podkład, wszystkie braki utworu
wychodzą na zewnątrz. To w ogóle problem całej płyty. Form & Control
to nagrania
niesamowicie nieenergiczne i niezbyt żywiołowe. Bo na przykład największym
atutem „The Right One” są sample. Nic
poza tym. Początek „The Unknown Faces At Father James Park” to motyw zerżnięty
z “Merrymaking at
My Place” Calvina Harrisa, tak naszprycowany Validolem, że utracił całą swoją
energię. A wymieszane wokale niemiłosiernie męczą uszy, przypominając wycie
kota, który stracił trzy łapy i ogon w wypadku rowerowym. Demo „The Written
Word” już po nagraniu powinno ulec samozniszczeniu, bo: słaby podkład, jeszcze
gorszy, męski śpiew. No i The Phenomenal
Handclap Band zrobili z tego utworu prawdziwą hybrydę, jaskinię różnorodności,
w której nic do siebie nie pasuje. I to jest właśnie gwóźdź do trumny
nowojorczyków. Na Form & Control nie
znalazł się żaden (ż a d e n!) hit, ani jeden highlight, który napędzałby drugi
album PHB. Jedynie „Shake” zdaje się mieć przebłyski, ale tylko na wysokości
refrenu i damskiego wokalu.
Ta płyta nie powinna powstać. Męczy, męczy i jeszcze raz
nudzi. Muzycznie Form & Control trzymano
gdzieś między seventisowym disco, nu-dance i electropopem. Wyszła z tego
cieżka, niezbyt przyjemna choroba.
1/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.