Długogrający debiut duetu z Ontario nie powala.
Zacznę od rzeczy najistotniejszej: z The Slideshow Effect jest taki problem, że ta płyta jest niesamowicie nudna. No, może nie tak niesamowicie, ale nudna to ona jest. I wydłużona do granic możliwości. Ale to nie wszystko. No i to chyba nie jest jednak problem.
Tak jak nie załapałem się na hype Skrillexa (nazwijmy to –
muzyka elektroniczna), hype The Drums, Vampire Weekend, Editors, Kasabian czy
Keane (inne pierdoły muzyczne), tak nie rozumiem zachwytów nad twórczością
Memoryhouse. Ich debiutanckie EP było po prostu średnie i praktycznie
niemożliwe do zapamiętania. Jasne, tamte dwanaście minut wielu ekspertów i
znawców uważało za jedne z ciekawszych muzycznych minut wydanych w 2010, jednak
na dłuższą metę można było być niepocieszonym albo mieć stosunek ambiwalentny. The Slideshow Effect do muzyki
alternatywno-rozrywkowej nie wnosi praktycznie nic. Chociaż zaczyna się
obiecująco.
Otwierające
„Little Expressionless Animals” to, mimo przygnębiającego tekstu (Never drew a
breath between our names, our names/ as you come aware that something's left,
it's left/ everybody knows that you are dead, you're dead), najjaśniejszy punkt
albumu. To w tym utworze Denise Nouvion, której zdjęcia i filmy były
początkowo bazą dla twórczości muzycznej Evana Abeele, staje na wysokości
zadania i prezentuje swoje najwyższe umiejętności wokalne . Jest smutno, jest
melancholijnie, a sam śpiew brzmi jak gdyby wydobywał się z osoby zrezygnowanej
życiem, zdołowanej. Udanie się to komponuje ze smyczkami i bardzo, bardzo
nieradosną muzyką. Singlowe „The Kids Were Wrong” również jeszcze daje radę,
chociaż w tym przypadku podkładowo jest już dużo radośniej i, och, zaryzykuję,
skoczniej. Może trochę za bardzo cukierkowo, bo przy zbyt dużej ilości zapętleń
(załóżmy, że połowa dnia ze słuchawkami na uszach i tym kawałkiem w odtwarzacz)
słoneczna aura kompozycji zaczyna roztapiać cały cukier. Robi się lepko i
irytująco. Tak, co za dużo, to niezdrowo. I właśnie „The Kids Were Wrong”
zamyka całą pozytywną część płyty. Bo reszta The Slideshow Effect brzmi jak puszczenie tego samego utworu. Jest
smutno, spokojnie, bezemocjonalnie wręcz. I tak przez kolejnych osiem pozycji.
Zanim się spostrzeżemy, muzyka się skończyła, iPod zawiesił, a płyta wysunęła
się z odtwarzacza. I nie chcemy jej wkładać ponownie.
Ale debiutancki longplej Memoryhouse to nie tylko nudne
kompozycje. To również dowód na to, że tak chwalona Denise ma jednak problemy z
głosem. Bo o ile w pierwszych dwóch utworach brzmi to jeszcze jakoś
zachęcająco, to z każdym kolejnym ta eteryczność traci swój blask i atut.
Jasne, przecież taki rodzaj śpiewu nigdy nie był jakoś szczególnie
przyciągający na dłuższą metę. The
Slideshow Effect to potwierdza. I daje jeszcze jeden ciekawy wniosek –
ludzie wszystkie rozmyte dźwięki i melodie uwielbiają wbijać do popularnej
ostatnio łatwi „chillwave”. Gdzie ten duet z Ontario jest chillwave’owy, nie
wiem. Ale już trafniejszym (i właściwym zarazem) określeniem byłby dream pop.
To jednak bardzo nudny pop.
4/10
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.