wtorek, 27 marca 2012

Shit Shave Shovers - "Hand In My Pocket EP" (2012, własne)

Shit Shave Shovers debiutują w brudnym, dobrym stylu.












Cytując wieszcza : „miłość to nie pluszowy miś”. Jeśli miłość to nie pluszowy miś,  to Shit Shave Shovers nie są ani pluszowym misiem, ani miłością. Są dajmy na to : gumowym, nienawistnym kaczorkiem. I ta trwająca mniej więcej 10 minut EP-ka to potwierdza.

Czy to w „You Stick A Hand In My Pocket” wychodzących z klasycznie rock'n'rollowych (choć z typowo punkowym, niechlujnym wokalem) pozycji, żeby poszaleć w chaotycznych lo-fi rejestrach. Czy to w „Woods (Cruel Hides In The Bushes)” z quasi-hardrockowym riffem. Czy to w kompletnie zjawiskowym, teleportującym nas w złote czasy punkowego wcielenia grunge'u „When I Fall”. Czy to w ostatnim w zestawie „Stains on a pavament” o którym umiem napisać tylko tyle, że surowe to i fajne. Tak mogli brzmieć The Clash przed podpisaniem kontraktu (nawet wokalista trochę leci Strummerem).


Że chaotyczne, niewyprodukowane, niechlujne, a kompozycje nieprzemyślane? Dla mnie zarzuty, które pojawiają się wobec tego typu składów są ich największym atutem. W starożytnej Grecji muzyka, przez swoje bejostwo i pierwotną ekspresję, była odseparowana, dajmy na to, od takich przemyślanych sztuk plastycznych (sprawdziłem w notatkach z estetyki – tak właśnie było). Dopiero potem zaczęła się psuć. Fajnie, że ktoś ją raz na jakiś czas naprawia.


7.5/10
Mateusz Romanoski

1 komentarz:

  1. haha, Pan Mateusz, dajmy na to, Romanoski. takie recenzje się łyka jednym łykiem.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.