niedziela, 4 marca 2012

Gang Colours - "The Keychain Collection" (2012, Brownswood Recordings)

Will Ozanne, aka Gang Colours, dał się poznać szerszej publiczności po raz pierwszy w 2011 roku, reworkiem klasyka Ghostpoet "Cash&Carry Me Home". Zgrabna, świeża produkcja stanowiła jedynie zaczątek całej muzycznej historii, która, co nieczęsto się przecież zdarza, najwyraźniej kończy się happy-endem.








Jakiś czas później, przewalając pewnej nocy tony bezwartościowych internetów, natknęłam się na zachwycające "On Compton Bay". Około-massivowe, nieprzypadkowe reminiscencje akordowe (taki trochę "Danny the Dog"?), ciekawie, wielowątkowo rozwijająca się rytmika oraz zimny, monolityczny wokal sprawiły, że po jednym odsłuchu chciałam uczestniczyć w przekazywaniu dalej materiału genetycznego tego numeru.

To, co w "On Compton Bay" uderza, pojawiając się również na całej, debiutanckiej płycie Gang Colours The Keychain Collection, to czystość i specyficznie definiowana oszczędność rozwiązań.
Oczywiście, wyczuwalny jest przekaz emocjonalny, trudno również imputować Will Ozanne'owi hiper-ograniczone instrumentarium. Bardziej uwagę zwraca estetyka i formalizacja kompozycji, brak chaosu oraz dźwiękowa przejrzystość. Ta świadomość ograniczeń manifestuje się chociażby w długości poszczególnych utworów - większość z nich nie trwa dłużej niż cztery minuty. Pokora przed nadmierną eksploatacją czasu trwania numerów to kolejny dowód na to, że Will Ozanne zdaje sobie sprawę, jak grać (sic!) argumentami na korzyść swojej wizji muzyki.

Nie wiem na ile można posunąć się do metaforycznej kopulacji z LP, na pewno jednak The Keychain Collection stanowi świetny podkład nie tylko do kolekcjonowania breloków do kluczy. Zabawnie z tym leksykalnie zgrywa się opener albumu o bardzo ładnej i sugestywnej nazwie "Heavy Petting". Tak jak pejzażowy i sugestywny jest tytuł, tak i sama muzyka staje na wysokości zadania.
Muzykę Willa Ozanne'a można spokojnie lokować gdzieś między takimi frazami jak soft electronic z zaświeconymi, nostalgicznymi, ambientowymi klawiszami czy wspomnianym już wokalem, brzmiącym nieco niczym mofrujący James Blake (trudno uciec od tej asocjacji), a nawet, w pewnych momentach, Holy Other ("Forgive me", "Tissues&Fivers").

The Keychain Collection jest płytą  elegancką i wyprodukowaną z pewną, chciałoby się rzec, kindersztubą. Subtelność 10 numerów na LP potrzebuje ze strony słuchacza wrażliwości i zorientowania na detale, z których cała materia albumu jest skonstruowana. Gang Colours oferuje bowiem znacznie więcej niż alt.R'n’B definicje melancholijnej muzyki elektronicznej.

Jasne, singlowe "Fancy Restaurant" to prawie popowa, hitowa piosenka, pod warunkiem, że żylibyśmy w świecie, gdzie czas płynie co najmniej trzy razy wolniej. Dużo tu również ciepła, zarówno w akordach, jak i  w nostalgicznym pianinie oraz lirycznym wokalu.
Z drugiej strony albumu jest jednak "Forgive me", "I don't Want You Calling" czy "Botley in Bloom" - chłodno rezonujące z tym, co dzieje się na brytyjskiej scenie garażowej. Gdzieś tam dostrzegalny jest nawet nieznaczny "Jamie XX wannabe syndrom", ale to jedna z tych ujmujących, niedoskonałych rzeczy, które czasem sprawiają, że lubisz kogoś tylko mocniej. The Keychain Collection nie porywa, nie traci się przy nim zmysłów i rozumu, ale za to potężnie i konsekwentnie uzależnia.

Do LP chce się  wracać, odkrywać nowe ulubione numery, reinterpretować te wcześniej najbardziej faworyzowane. Młodzieniaszek Ozanne (24 lata, elo!) jest zaskakująca dojrzały, skromny, nie stawia na tanie, widowiskowe chwyty, a obok uczuć słychać rzemiosło.
Intensywność oddziaływań między ludźmi czy bytami, zjawiskami w ogóle, można chyba liczyć skalą wzajemnego podobieństwa. Bez wątpienia jest to psychologiczna super-klisza, ale lubimy i chcemy zbliżać się do rzeczy, z którymi łączy nas, realne lub nie, podobieństwo.

Słuchając The Keychain Collection łatwo odnaleźć w sobie pokłady emocjonalnej elegancji. Ten koleś nas rozumie, my rozumiemy jego, czasem nie warto łkać w deszczu ani uprawić samogwałtu pod prysznicem w takt "Skinny Love", czasem lepiej odpalić papierosa i spokojnie iść dalej w smutne.

8/10

Dominika Chmiel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.