piątek, 27 stycznia 2012

Yuksek – "Living On The Edge Of Time" (2011, Savoir Faire)

W Polsce znany głównie jako „ten, który w ostatniej chwili odwołał koncert na FreeForm Festival”. Francuski DJ i producent zremixował już chyba wszystko, co się do tego nadawało. A teraz wraca z kolejnym albumem.








Szczerze nienawidziłem go, kiedy na parę dni przed wyczekiwanym występem na FreeForm Festival, po prostu rozmyślił się, bookując w tym samym terminie koncert w Nowym Jorku. W późniejszej rozmowie na Facebooku tłumaczył, że „to się zdarza”. Nie przebierając w środkach wyrzuciłem mu, co myślę o jego profesjonalizmie. Przeprosił. I co z tego? Właściwie nic.

Living On The Edge Of Time Yukseka, mimo nadal żrącej każdą komórkę mojego ciała antypatii, wprawił mnie w osłupienie. Francuz zdecydowanie dojrzał. I pokazał, że nawet kiedy poprzeczka wisi już naprawdę wysoko, można ją podnieść jeszcze parę centymetrów wyżej. Tego, że Francja muzyką elektroniczną stoi, nie trzeba chyba nikomu udowadniać. Zaczynając od Jeana Michela Jarre'a, przez Daft Punk, a na Justice kończąc, Yuksek jest chyba obecnie najlepszym jej reprezentantem. Brzmienie, które nadał drugiemu w swojej karierze długogrającemu krążkowi, zasługuje zdecydowanie na więcej, niż tylko chwilę uwagi.

Album rozpoczyna się zdominowanym przez pianino „Always On The Run”. Elektronika jest wstrzymana na wodzy, dozowana małymi dawkami, z niewielką nutą ostrożności. O tym, że dziecięcy chórek może wyprowadzić utwór na szczyty topowych zestawień, wie chyba każdy szanujący się muzyk. Czy to nie jednak tani chwyt, którego łapią się tonący w muzycznej otchłani producenci? Yuksek pokazuje, że to tylko jeden z wielu środków, których używa w swoim przekazie. Bo muzyk, którego fani zwykli oglądać zza konsoli DJ-skiej sam również łapie za mikrofon! I trzeba przyznać, że wychodzi mu to lepiej niż niejednemu zdeklarowanemu  wokaliście. „Off The Wall” przynosi chwilę wytchnienia – to utwór, który wywołuje uśmiech na twarzy słuchacza. Zarazem jest to ryzykowne posunięcie, bo uderza w naprawdę popowe brzmienia. „On a Train” przywodzi natomiast na myśl niemiecki kolektyw Digitalism i ich prześwietne „Forrest Gump”. Refren śpiewany falsetem może i trąca tandetą, bo okres kiedy zasłuchwiano się w takich wybrykach wokalnych odszedł już chyba w zapomnienie. Utworu słucha się jednak naprawdę przyjemnie. Każda kolejna ścieżka przekonuje, że obecnie w muzyce elektronicznej nie liczy się już tylko przysłowiowe i obrosłe legendą „pierdolnięcie”. Yuksek pozostaje w alternatywie i nie boi się wypuścić słuchacza w indierockowe klimaty. „To See You Smile” hipnotyzuje i uwodzi. Totalnie rozjechani emocjonalnie natykamy się na kolejnego killera. „The Edge” uderza w dyskotekowe rejony. Nieco zawodzi może dość monotonna  końcówka, ale sam finał nie budzi już żadnych zastrzeżeń. Niestety rozochoceni wymarzonym wręcz rozpoczęciem albumu, przy „Miracle” zaczynamy powoli poziewywać. Wszystko to wydaje się wtórne i przekombinowane. Żaden z kolejnych utworów na płycie nie zaskakuje. Czar pryska. Odnosi się wrażenie, że artysta nie mając czym zapełnić albumu, sięgnął po robocze wersje utworów, znajdujące się pod ręką.

To mógł być naprawdę jeden z najlepszych albumów elektronicznych ubiegłego roku. Niestety po raz kolejny musimy obejść się smakiem.

7/10
Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.