Podczas gdy Vice
deliberuje nad flirtem z „faszystowską symboliką” duńskiego Iceage łączącego
punka z zimnofalowymi wtrętami, na polskim podwórku od ponad trzech lat
istnieje zespół robiący to z o wiele większym polotem od nastolatków z
Kopenhagi.
Płyta Duńczyków (prócz rewelacyjnego utworu „White Rune”) wchodzi z jednej strony, by po chwili wyjść z drugiej. Po przesłuchaniu 12” Polaków ręce same rwą się do przestawienia igły aby przesłuchać ją jeszcze raz.
„Wideo Mondo” to
winylowa reedycja obu demówek zespołu: wydanego na kasecie „Centrum Zdrowia Dziecka” i nagranego na CDR „Grytwiken”. Krakowski
Wszaniec założony w 2008 roku był z początku duetem, a od 2010 roku zespół
tworzą trzy osoby. W ich muzyce słychać zimnofalowy chłód rodem z „Nowej
Aleksandrii” Siekiery, ale jest zdecydowanie bardziej agresywnie i posępnie. Utwory
mają nietuzinkowy, niepokojący klimat. Niektóre z nich wręcz przytłaczają atmosferą
przywodząc na myśl uderzające o bruk buty żołnierzy Wehrmachtu, a skandujący i
niejednokrotnie wrzeszczący wokal spotęgowany pogłosem dopełnia tego ponurego
misterium. Punkowa motoryka przeplata się z noise rockowymi rozwiązaniami, a
nad wszystkim unosi się duch wspomnianej już zimnej fali. W połowie płyty
napotykamy instrumentalne wytchnienie w postaci utworu „Centrum Zdrowia
Dziecka”. Im dalej w głąb wydawnictwa, tym klimat bardziej gęstnieje z lekkimi
przebłyskami w „Nieporządek” i „Słoneczko”.
Słuchając tej płyty odnosi się wrażenie, że zespół kreuje swoją własną jakość
odwołując się do twórczości najciekawszych polskich zespołów lat 80 i 90. Płyta
nie jest gładka i uczesana, ale warto odbyć z nią tripa. Obcowanie z „Wideo Mondo” przywodzi mi na myśl moje
próby wyobrażenia Polski podczas okupacji. Przypominam sobie rozmowy o wojnie z
obydwoma nieżyjącymi już dziadkami, to jak moja babcia powiedziała mi wprost,
że nie chce o tym mówić.
Nie wiem czy taki był zamysł chłopaków z Nowej Huty, ale słuchając
tego albumu nie mogę opędzić się od wrażenia kontaktu z tym widmem.
Wracając do żonglowania symboliką to nie jest to nic nowego.
Zespoły punkowe i neofolkowe robiły to od samego początku powstania obu
gatunków. Zawsze doprowadzało to do debaty publicznej. Mechanizm jest zawsze
ten sam: jedna strona poluje na czarownice, a druga zasłania się wolnością
słowa. Moc tych symboli nie pozwala zapomnieć o tragicznych wydarzeniach, ale
sama ich obecność nie zawsze musi oznaczać gloryfikację ideologii jako takiej.
9/10
Grzegorz Ćwieluch
9/10
Grzegorz Ćwieluch
Grzesiu, mam prośbę. Nie pisz więcej. Nigdy.
OdpowiedzUsuń