czwartek, 22 grudnia 2011

"Nie jestem osobą twardego konfliktu" - wywiad z Tymonem Tymańskim - część I

Zapraszamy do lektury pierwszej części wyczerpującej rozmowy Mateusza z Tymonem Tymańskim.












Co skłoniło pana do poparcia Kolorowej Niepodległej? 

Uważałem, że jest to sytuacja, która wymagała opowiedzenia się po jakiejś stronie. Myślę, że sam marsz nacjonalistów był niepotrzebny – kojarzy mi się to bardziej z demonstracją siły, z metodami Hitlera, Mao Tse-Tunga niż z manifestowaniem radości z polskiej niepodległości. Sam z siebie może bym nie poszedł na Kolorową Niepodległą, gdyby nie zaprosili mnie przyjaciele – Mikołaj Lizut i Kazimiera Szczuka. Mieszkam w Gdańsku, poza tym nie jestem fanem konfrontacji. Jakiekolwiek by tam występowały barwy – lewicowe, anarchistyczne czy homoseksualne – jestem za tym, żeby ci ludzie mieli prawo do manifestacji swojej radości z wolności. Polska po 22 latach wolności jest bytem różnorodnym i każda uniformizacja, każda próba pozbycia się tej „kolorowości” jest atakiem na wolność. Jeśli nie powiesz głośno: nie podoba mi się to, że ktoś zastrasza mniejszość, możesz się obudzić z ręką w nocniku. Sam nie jestem osobą twardego konfliktu, ale są rzeczy, które mnie niepokoją.

 Jakie?

Pewne historie po 11 listopada mocno rozdmuchano. Prawa strona sceny politycznej ignoruje tę część maszerujących ludzi, która wypowiada się językiem nacjonalistyczno-kibolskim. Może po to, żeby zatuszować konsekwencje swojego brunatnego marszu, szukają kozłów ofiarnych pod postacią blokujących i tych, co „dymają orła białego”. Udają, że nic się nie stało, a stało się dużo. W istocie rzeczy większość z ludzi prawicy to cynicy, którzy zbierają tylko głosy wyborców. Kim ci wyborcy będą, już ich nie obchodzi...


Do sądu wpłynął pozew o znieważenie przez pana godła narodowego.
Mam nadzieję, że pozostanie oddalony. Niespecjalnie boję się pozwów, może przydałaby się jakaś solidna sprawa. Tu jest sprawa znakomita, mógłbym się po pijaku "zesrać” na ulicy Marszałkowskiej, rzucić komuś kamieniem w okno i to byłoby żenujące, a ja po prostu zagrałem piosenkę, którą napisałem osiem lat temu. Nie mam powodu do wstydu. Sama piosenka jest pewnym protestem przeciwko głosom tzw. dmowszczyzny, które słyszę od dobrych 20 lat. Z mojej perspektywy jest to piosenka patriotyczna. Też mam prawo do wyrażania uczuć patriotycznych, a że wyrażam je bardziej po gombrowiczowsku, to już moja prywatna sprawa. Po to ludzie tacy jak Bartoszewski, Michnik czy Kuroń siedzieli w więzieniach, żeby teraz móc korzystać z wywalczonej wolności. Wystarczy pojechać na Białoruś, żeby przypomnieć sobie, jak wygląda świat, kiedy się tej wolności nie ma.

W nagraniu dla Amnesty International w sprawie o uwolnienia Zmiciera Daszkiewicza mówi pan, że „na każdego znajdzie się jakiś paragraf, szczególnie jeśli chodzi o wolność słowa”. Spodziewał się pan paragrafu na siebie?

Spodziewałem się, że sprawa tego typu kiedyś mi się przytrafi. Jestem dosyć zadziorny i czasem się wikłam w niepotrzebne wymiany, ale tutaj raczej chodzi o brak poczucia humoru pani, która zawiadomienie napisała. Poza tym piosenka jest już trochę przedawniona. Mam wrażenie, że teraz, po Smoleńsku, Polska jest rozdarta jeszcze bardziej. Podział na Polskę konserwatywną i liberalną robi się coraz wyrazistszy, ale może to naturalne? Sam nie widzę nic złego w tym, że ktoś jest bliżej tradycji, dopóki nie odmawia innym prawa do życia.

Społeczeństwo otwiera się na osoby homo- i transseksualne, a z drugiej strony sąd rejestruje „Zakaz Pedałowania” Narodowego Odrodzenia Polski, jako ich „znak firmowy”. Gdzie tu logika?


To jest co najmniej dziwne. Te hasła brzmią ponuro i skłaniają do kontrreakcji. Dlatego "D.O.B." jest potrzebniejszy niż kiedykolwiek. A może zarejestrować to hasło jako znak? Tak dla zdrowia psychicznego. Myślę, że dalej płacimy frycowe za to, że jesteśmy te 20-25 lat do tyłu. Kapitalizm po 1989 r. był dla wszystkich mniejszym złem, koniecznym etapem. Mam nadzieję, że wyewoluuje on w coś mniej toksycznego, znajdując kompromis pomiędzy tym, co zadowala mnie, ale nie wykorzystuje innych. Stąd moje próby wikłania się w sytuacje społeczne.

Jest pan społecznikiem?

Mam czasem poczucie, że robię to dość nieudolnie. Nie zawsze udaje mi się pomóc naświetlić sprawy, tak jakbym sobie tego życzył, ale każde tego typu działanie ma sens. Chciałbym obudzić w ludziach ducha wrażliwości społecznej. Myślenie o tym, że nic się nie da zmienić, w związku z czym należy leżeć na kanapie i oglądać Ligę Mistrzów z przyrodzeniem w dłoni, jest myśleniem błędnym. Wiele razy spotykałem ludzi z Białorusi, którzy mi dziękowali i namawiali na więcej. Działanie na rzecz innych nie musi dziś wiązać się ze ścięciem głowy, oddaniem rodziny, dzieci i majątku. Czasem pozornie mała rzecz - jak napisanie 11 grudnia z Amnesty International listu w obronie praw człowieka - może dla kogoś naprawdę wiele znaczyć.

U nas nawet wykonawcy tak czarnej muzyki jak rap wstydzą się pokazać pod banerem antyrasistowskim. Co ich odstrasza od stawania w obronie tych, bez których rap nigdy by nie powstał? 

Nie mam pojęcia. Za to 11. listopada na Kolorowej Niepodległej występował ciekawy raper Miraho, który śpiewał o polityce i ekologii. Trochę szkoda, że w polskim hip-hopie jest tak mało problemów społecznych. Dylan od początku nie bał się śpiewać o polityce, obyczajach, sprawach społecznych. Tym bardziej podoba mi się to, o czym rapował Miraho. Większość nawija o swych dzielnicach, o trudnym dzieciństwie, wreszcie o tym, kto jest w porządku, a kto nie. Jeszcze inni - o imprezach, laskach, złotych łańcuchach i brykach. A Miraho nie boi się mówić o zagrożeniu, jakie niosą elektrownie atomowe. Rozumiem, że ujęcie takich problemów w ramy muzyki nie jest łatwe.

Ale potrzebne.

Sam traktuję muzykę, jako rodzaj terapii. Jest czas na babranie się we własnych flakach, ale jest też czas, kiedy warto powiedzieć, że „pokój jest w porządku”. Beatlesi, Lennon, Marley – oni robili takie rzeczy i nie przejmowali się, że dla kogoś to wiocha. Brakuje dziś odważnych gości, którzy wychodzą poza własne podwórko i robią coś uniwersalnego. Ale to kwestia dojrzałości, poziomu empatii.

koniec części pierwszej
 

przeczytaj drugą część rozmowy

Rozmawiał Mateusz Romanoski

zdjęcie: last.fm

4 komentarze:

  1. Tymon ma niezłe autorytety i znajomych ;))
    Ale dobrze, ze się przyznał ze nie myśli samodzielnie, tylko robi to co mu znajomi i autorytety każą.

    OdpowiedzUsuń
  2. przecież to jest kretyn

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twórczość Tymona, ale jeśli chodzi o politykę, to niech lepiej się nie wypowiada. Słucha "doradców", ale samemu nic nie kuma i to czuć czytając jego wypowiedzi. Wszyscy którzy byli po "prawej" stronie są źli, a Ci po lewej super. I kto tu segreguje ludzi?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjaciółka Szczuka - i w zasadzie tu powinienem skończyć czytać...

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.