Buraka Som Sistema powracają w wielkim stylu. Przygotujcie się na muzykę, która swoją energią może przenosić góry.
Ich najnowszy długogrający album nosi nazwę „Komba” i, podobnie jak Black Diamond z 2008 roku, wypełniony jest po brzegi wybuchowym i tanecznym kuduro. Jest to styl grania, będący prezentem Afryki dla Europy, który szczególną popularność zyskał w Wielkiej Brytanii, uwielbiającej tego typu klimaty. Wystarczy posłuchać brytyjskiego UK Funky, aby przekonać się, iż te dwa nurty są do siebie bardzo zbliżone. Ich najmłodszym kuzynem jest moombahton, który również posiada południowe korzenie. Gdyby nie kuduro, to nie wiadomo, czy styl ten odniósłby tak duży sukces na świecie.
Jednak pomimo ogromnej popularności płyty „Black Diamond” i sławy Buraki, z powodu braku podobnych do BSM zespołów, kuduro nigdy nie zdobyło na tyle dużej popularności, na jaką zasługuje. Myśląc – kuduro, jedyną kapelą, jaka przychodzi do głowy większości ludzi jest właśnie Buraka Som Sistema.
Niemniej jednak Buraka ciężko pracowała na swoją renomę, prezentując dość mocno basową i agresywną muzykę taneczną, nie pozbawioną przewrotności, pozytywnych emocji i południowego, afrykańskiego ciepła. W porównaniu z Black Diamond”, „Komba” jest równie imprezowa i taneczna. Zespół nie bawi się tu w lekkie i przyjemne, bujające motywy. Każdy kawałek zaczyna się od urwania głowy słuchającego, bez zbędnych wstępów, przechodząc od razu do sedna sprawy. Jednak na ostatnim krążku znajdziemy więcej "europejskich", bardziej technicznych klimatów. Wystarczy posłuchać pierwszego utworu z płyty - „Eskeleto”, aby przekonać się, że Buraka czerpie inspiracje również z brudnego i powolnego dubstepu. Reszta kawałków jest już dużo żywsza i bardziej charakterystyczna dla Buraki. Dodatkowym urozmaiceniem są liczne akcenty fidget house’owe, np. w "Tira o pé”.
Na swoim drugim albumie Portugalczycy ponownie mistrzowsko połączyli afrykańskie rytmy z europejskim techno i electro, dodając do tego przedziwne teksty, które dodają temu wszystkiemu jeszcze oryginalniejszego klimatu. Dobrym przykładem jest utwór „Voodoo Love” - południowy rytm połączony z syntetycznymi samplami tworzą niesamowitą mieszankę, która pozwala nam przenieść się w przedziwny świat muzyki techno, przemieszanej z dźwiękami afrykańskich bębnów. Wyobraźmy sobie prastare plemienne tańce, odprawiane w industrialnej przestrzeni wypełnionej betonem i stalą. Tym, co te dwa kompletnie odmienne światy jest w stanie połączyć, to muzyka wypełniająca przestrzeń miedzy nimi. Utwory, które najbardziej przypadły mi do gustu to: „(We stay) Up All Night”, „Macumba” czy wspomniany wcześniej „Voodoo Love”. Natomiast te, które przeskakuję podczas słuchania płyty, to lekko irytujący „Hypnotized” oraz nudnawy „Vem curtir”. Niestety nic mnie na tej płycie nie zaskoczyło. Utwory zebrane na Kombie, równie dobrze mogłyby wypełnić poprzedni album BSM. Mam nadzieję, że następne ich produkcje wniosą coś nowego i świeżego do świata muzyki kuduro. Póki co jest super... ale przydałby się mały powiew świeżości.
7/10
Wojtek Irzyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.